Błędy człowieka
Z inicjatywy wicewojewody lubelskiego Roberta Gmitruczuka (nota bene także rolnika, jego rodzinne gospodarstwo jeszcze kilka lat temu zajmowało się chowem świń) odbyło się spotkanie, w którym uczestniczyli przedstawiciele samorządu, myśliwi z PZŁ, pracownicy agencji rolnych, weterynarii i rolnicy. Omawiano zagrożenia, metody zapobiegania rozprzestrzeniania się wirusa.
– Ostatnie cztery przypadki to ewidentne błędy człowieka poprzez zlekceważenie podstawowych zasad bioasekuracji – zaznaczył już na samym wstępie prof. Zygmunt Pejsak z PIWet w Puławach. Chore świnie zostały wykryte w gminie Janów Lubelski i Leśna Podlaska – wszystkie w promieniu 15 km. Łącznie zutylizowano 64 sztuki. W pierwszym przypadku rolnik po okazyjnej cenie zakupił kilkanaście prosiąt od handlarza na targowisku, w drugim właściciel stada dorabiał jako masarz i dokupywał sztuki na wyrób wędlin, w trzecim – również właściciel niewielkiej hodowli dokupywał po kilka prosiąt. Źródłem choroby może być „handlarz z Zambrowa” lub targowisko w Ciechanowcu. Ostatni przypadek to jedna świnia utrzymywana na samozaopatrzenie była wypuszczana na wybieg na świeżym powietrzu, wszystko wskazuje, że złapała wirusa od dzików.
Zapłata za padłe dziki
– Najważniejsze i najczęstsze źródło choroby to padłe dziki. Należy je zbierać z pól za wynagrodzeniem – apelował prof. Pejsak. Przypomniał, że przy klasycznym pomorze świń, jaki ma miejsce w Rosji, wybijane są już stada liczące po 50 tys. sztuk.
Na mocy rozporządzenia wojewody lubelskiego w powiecie włodawskim i bialskim wprowadzono zakaz sprzedaży prosiąt na targowiskach. Zaapelowano do wszystkich wójtów Lubelszczyzny (na spotkaniu była ich tylko 1/3, o nich niżej) o nagłośnienie problemu w terenie.
– W województwie funkcjonuje tylko jeden zakład utylizacyjny. Na dobę może on przerobić tylko 3 t padliny. Możemy nie przerobić wszystkiego – przestrzegał Paweł Piotrowski, wojewódzki lekarz.
W republikach nadbałtyckich i na Białorusi państwo płaci za zbierane padłe dziki. Na Litwie za wybijane świnie państwo także rekompensuje straty, a wojsko w znacznej skali wybiło dziki.
Według dr Piotrowskiego na Lubelszczyźnie zagęszczenie dzików wynosi obecnie 0,8 szt./km2, a na Podlasiu 0,4. W woj. lubelskim nie odnotowano jeszcze ani jednego przypadku ASF u dzika.
Samorządy ważniejsze od trzodziarzy?
W obliczu wielkiego zagrożenia dla hodowli nie popisali się zbytnio samorządowcy, szczególnie wójt gminy Leśna Podlaska Paweł Kazimierski i starosta bialski Mariusz Filipiuk. Z budżetu państwa za pośrednictwem wojewody zażądali zwiększenia środków finansowych na działania bioasekuracyjne w terenie.
– Mam zmniejszyć stawki strażakom z OSP za pełnienie przez nich stałych całodobowych dyżurów? Mam u siebie 6 przejść, na każdym po dwóch strażaków – argumentował.
Wspierał go starosta, zamiast skupić się merytorycznie na izolowaniu wirusa. Tymczasem z informacji przestawionej przez wicewojewodę wynika, że samorządy ustawowo mają wydzielać co roku w budżecie finanse na tzw. rezerwę celową, które są przeznaczone na działania kryzysowe. Okazuje się, że gmina Leśna Podlaska ma w budżecie na ten cel 24 tys. zł, a do tej pory kwoty tej nie naruszyła. Z kolei Janów Podlaski z 34 tys. zł wydał zaledwie 2 tys. zł.
Tylko radykalne metody
Kwitując dyskusję prof. Pejsak przyznał, że należy bardziej energicznie zareagować. – Ostatnie dwa lata niejako przespaliśmy, dzisiaj weryfikujemy nasze stanowisko. Konieczne są radykalne metody walki, dzików jest za dużo, przydomowe hodowle nie przestrzegają bioasekuracji. Niezbędna jest likwidacja populacji w strefach zagrożonych, zaprzestanie tam hodowli świń na 3 lata, wypłacenie przez państwo odszkodowań i rekompensat rolnikom za przerwę w produkcji – uznał specjalista.
Powiat bialski, gdzie wystąpił wirus, słynie z produkcji wieprzowiny. Sąsiaduje ze świńskimi zagłębiami w powiecie łukowskim (woj. lubelskie) i łosickim (woj. mazowieckie).
Andrzej Sawa
Fot. Sawa