StoryEditor

ASF puka na Podkarpacie

Zagrożenie afrykańskim pomorem świń oraz szkody łowieckie zdominowało posiedzenie Rady Powiatowej w Rzeszowie Podkarpackiej Izby Rolniczej. Zbiegło się ono z cyklicznym dyżurem red. Andrzeja Sawy z naszej redakcji, który zajmuje się tematyką prawno-interwencyjną oraz wschodnią i centralną częścią Polski.
25.10.2017., 15:10h
– Dzisiaj należy stawiać sobie pytanie: nie czy wystąpi u nas ASF, ale kiedy do nas przyjdzie? Niecałe 5 km od naszej granicy, po ukraińskiej stronie, 27 września w stadzie liczącym 5 świń wykryto wirusa. W pierwszej kolejności zagrożone są gminy Cisna i Lutowiska w okolicach Ustrzyk Dolnych. Na szczęście tamtejsze pogłowie świń jest bardzo niskie – ostrzegał lek. Wet. Marek Duch, z–ca Powiatowego Lekarza Weterynarii w Rzeszowie. Zaostrzono kontrole graniczne na przejściach, próbki padłych dzików jadą do Puław. W 2017 r. w PIW–PIB przebadano 266 próbek padłych dzików i 9 padłych świń.
 
– Oficjalne dane z Ukrainy mówią, że wystąpiło tam 15 przypadków ASF u dzików i 90 u świń. Trudno ufać tamtym szacunkom, tym bardziej u dzików – wątpił dr Duch. Z nieoficjalnych informacji wynika, że po tamtej stronie granicy występuje mniej dzików ze względu na masowe kłusownictwo. Wirus atakuje drobne, przydomowe hodowle – roznoszony jest najczęściej przez podróżującego człowieka, który w drogę zabiera ze sobą kanapki.
 
Rzeszowscy delegaci zgadzają się z koniecznością bioasekuracji, ale domagali się radykalnego zwiększenia ich odstrzału. – W mojej gminie wyszacowano rzekomo 200 dzików. Tymczasem tylko w jednej z wiosek widywane jest stado 50–60 dzików. Dziki zaglądają do obórek – mówił jeden z delegatów. – Przy autostradzie, w jednej z dzielnic Rzeszowa na polach są żerowiska watah. Rolnicy ze względu na szkody wyłączyli pola z uprawy. Ja sam zarzuciłem 1,5 ha działkę, bo stale jest buchtowana – deklarował delegat z gminy Rzeszów.
 
– Zwierzyna łowna przestała u nas być leśną, stała się przydomową, bo żywi się na polach i przydomowych ogródkach – stwierdził inny z rolników.
 
Delegaci pytali red. A. Sawę o skutki wystąpienia wirusa w woj. lubelskim, szczególnie dla drobniejszych producentów trzody. Przypomnijmy, że na Lubelszczyźnie pomór wystąpił w najbardziej „trzodowych” okolicach regionu, czyli w dawnym woj. bialsko-podlaskim. Byli ciekawi skali szkód łowieckich w Lubelskiem, szacowania szkód, ułożenia sobie współpracy z kołami łowieckimi. Gromko domagali się zwiększenia odstrzałów.

Zwracali uwagę, że na Podkarpaciu, oprócz Bieszczad, w całym regionie występują bardzo liczne zakrzaczenia i zadrzewienia – wymarzone wręcz siedliska dla dzikiej zwierzyny. Podkreślali też, że w miarę dobrze układa się im współpraca z kołami, gdzie myśliwymi są miejscowi, zwłaszcza rolnicy. Oni pilnują odstrzałów. Najgorzej jest w obwodach, gdzie fuzje są własnością przyjezdnych – z dalekich miast, tzw. elitka. Oni nie lubią wracać bez zdobyczy – maksymalnie zagęszczają populację, by za każdym razem wrócić do domu z dziczyzną.
 
Delegaci apelowali do redakcji "top agrar Polska", by temat szkód łowieckich oraz zwiększenie odstrzału zwierzyny łownej stale umieszczać na naszych łamach.   as
Andrzej Sawa
Autor Artykułu:Andrzej Sawa
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
22. listopad 2024 03:30