Pomożecie? Pomożemy!
Żądali oni: odblokowania reżimów skupu w strefie, na skutek czego ten został w praktyce niemal wstrzymany, budżetowej dopłaty do ceny żywca – jak uda im się pozbyć żywca dostają poniżej 3 zł/kg oraz masowego odstrzału dzików – nosicieli wirusa – w całym kraju. Domagali się więc faktycznej pomocy w odblokowaniu swoich stad. Usłyszeli: pomożemy, już pomagamy.
− Skierowałem do Komisji Europejskiej pismo o częściowe zrekompensowanie utraconych korzyści producentów trzody oraz przetwórców. Uzyskałem odpowiedź, że na jej decyzję należy poczekać – relacjonował zebranym minister. Dodał, że import naszego mięsa przerwały też Chiny, Japonia i Korea. Z przedstawicielami Rosji ustalił – jak stwierdził − że wędliny wytworzone w temperaturze ponad 80 stopni C mogą być tam eksportowane.
− W ciągu 2−3 tygodni mamy podjąć kroki zmierzające do zdejmowania nadwyżki ze strefy buforowej. Skup ruszy w przyszłym tygodniu. Właśnie wczoraj zapadły decyzje finansowe w tej sprawie. Nie znam jeszcze skali skupu ani wielkości środków – zapewniał. Nie chciał jednak podać szczegółów planu – jak twierdził – dla dobra sprawy.
− Od dzisiaj za zgodą powiatowego lekarza weterynarii można sprzedawać tuczniki do ubojni poza strefę. Jest jednak warunek: ich mięso musi być przetworzone w temperaturze 80 stopni C – wspomagał ministra Krzysztof Jażdżewski, z-ca Głównego Lekarza Weterynarii. Ale wciąż jest to tylko w gestii dobrej woli zakładu – czy kupi takie świnie czy nie.
− Na przemieszczanie się dzików nie mamy wpływu. Strefa buforowa jest wyznaczona na 6 miesięcy. Jeżeli nie pojawią się nowe zainfekowane osobniki będziemy ją zwężać. Litewski bufor ma 70 km szerokości. Gdybyśmy nie ustanowili tej strefy, byłby zablokowany eksport z całej Polski, zaś jeżeli pojawiłby się wirus w stadzie świń, restrykcje te trwałyby 3 lata – zapewniał.
Watahy na odstrzał!
Sala domagała się masowego odstrzału dzików.
− Dlaczego nasze dziki nie poszły na Białoruś, tylko odwrotnie? Bo tam trwa masowy odstrzał! – odpowiadali gromko zebrani.
− Totalna depopulacja nie przyniesie rezultatu. Odwrotnie, w miejsce wybitych watah, np. w pow. sokólskim pojawią się dziki spoza powiatu, bo nie będzie konkurencji – ripostował lekarz. Apelował o maty w gospodarstwach, fartuchy, wymianę strzykawek. Podkreślał, że strefie zabroniony jest także ubój na własny użytek. Deklarował, że trwają prace, by zmienić te przepisy, aby jeszcze przed Wielkanocą można było ubijać sztuki na własne potrzeby.
Jerzy Leszczyński podkreślił, że ze względu na nieopłacalność przedsięwzięcia w przygranicznych powiatach łowieckie plany odstrzału są realizowane zaledwie w połowie.
− Prawdziwe zagrożenie przyjdzie dopiero podczas zbiorów słomy i kukurydzy. Padłe dziki będziemy zwozić do gospodarstw w balotach słomy. Z wirusem! Wirusy przejdą do naszych stad. Winowajcą wówczas będzie dr Jażdżewski! – usprawiedliwiał konieczność totalnego odstrzału Maciej Kalinowski z okolic Sokołowa Podlaskiego. Swoją wypowiedź rolnik uzasadniał mądrością życiową – nieraz padłe sztuki już były zwinięte w balotach.
Dr Jażdżewski apelował o niedodawanie zlewek kuchennych i odpadów do paszy. Nie przyjmował do wiadomości możliwości przemieszczania się padłych dzików w słomie i sianie.
Reakcją sali był gromki śmiech usprawiedliwiany nieznajomością tutejszych rolniczych realiów.
− Tu nikt nie karmi świń odpadami z kuchni – poczuła się dotknięta Bożena Jelska-Jaroś, za co dostała gromkie brawa. – Na Białorusi jedno z gospodarstw zainfekowało się wirusem właśnie ze ściółki, bo w balocie był padły dzik. Ja też kupowałam słomę spod granicy (w gminie Krynki), w balocie był padły dzik – odparła. Jej zdaniem dziki stanowią największe zagrożenia dla rozprzestrzenienia się wirusa.
− Najbardziej narażone są małe gospodarstwa, ale klapa finansowa grozi największym producentom, gdy wirus pojawi się u świni. Od dawno apelujemy o odstrzał. Albo Podlasie będzie wolne od watah dzików, albo wyczyścimy tutejsze stada świń. Nie ma innej alternatywy – uznała.
Dziki do resortu środowiska
− Wczoraj na Radzie Ministrów postawiłem sprawę odstrzału dzików na Podlasiu. Od tego jest Minister Środowiska – odbił piłkę Kalemba.
− Z tego co słucham wynika, że minister Kalemba nic nie może. Tylko zgłasza, żeby nasze świnie uwolnić z aresztu, odstrzelić dziki. Tylko nic z tego nie wynika – skwitował Andrzej Babul.
− Dawno zgłaszaliśmy radykalne przerzedzenie populacji dzików. Teraz myśliwym nie opłaca się odstrzał. Uczmy się od sąsiadów – na Litwie państwo wypłaca równowartość 250 zł za znalezienie padłego zwierzęcia lub zastrzelenie go – wsparł rolniczkę przedstawiciel Lasów Państwowych.
Leśnik podkreślił, że w sytuacji kryzysowej należy podejmować adekwatne kroki. Poza dzikami odstrzałem należy objąć kruki, gawrony, wrony, bezpańskie psy i koty. To potencjalni roznosiciele wirusa. Do tego niezbędny jest finansowy bodziec ze strony państwa dla myśliwych.
− Proszę te wnioski przesłać na piśmie do Ministra Środowiska i do mnie do wiadomości. Niech resort środowiska pozna stanowisko podlaskich myśliwych w tej sprawie – zaapelował minister.
Ordery do zwrotu
− Nie słyszę konkretów, tylko propagandę. W gospodarstwie przetrzymuję przerastającą trzodę od kilku dni. Obok mnie na sali siedzi odbiorca – właściciel rzeźni, który nie ma możliwości przerobu mięsa w temperaturze 80 stopni. Ja i żona zostaliśmy odznaczeni przez resort odznaką „Zasłużony dla rolnictwa”. Teraz przy wszystkich zwracamy ją ministrowi – deklaruje Piotr Sewastynowicz z Dąbrowy Białostockiej.
– Rozwiązany problem? – pyta sali.
− Nie! – ta odpowiada chórem.
Sewstynowicz wraz z żoną oddaje ordery ministrowi. Sala bije gromkie brawa.
− Co z krukami, gawronami?! Przeniosą dziczyznę przez Wisłę. Zainfekują resztę Polski. Płacimy na Fundusz Promocji Mięsa Wieprzowego. Naszego mięsa nie eksportujemy, idzie import przerabiany w polskich zakładach. Główny lekarz Weterynarii swoją decyzją podpalił Podlasie! Mamy pomór u dzika, a nie u świń! – zaalarmował Stanisław Chojnowski z Wysokiego Mazowieckiego.
W powiatach objętych strefą funkcjonuje tylko jeden duży zakład, który na dobę ubija 450 sztuk. W gospodarstwach przerastają tysiące tuczników, na które nie ma chętnych. Z danych ARiMR wynika, że na Podlasiu tylko na obszarze zakażenia utrzymuje się ponad 400 tys. świń.
− Co z surowym i mrożonym mięsem? Do sklepów poprzez hurtownie wchodzi stare mięso z Zachodu, które skacze na patelni. Pracowników zakładów mięsnych wysłano na urlopu, grożą im zwolnienia. Zakłady spoza strefy świń od nas nie kupią, bo mają już nadmiar towaru u siebie. Za 1 kg WBC płacą u siebie 4,5 zł. Ile zapłacą za nasz żywiec, 2 zł?! – alarmowała sala.
− Mięsa z waszych terenów nie można sprzedać jako surowe. Takie są przepisy – przyznał dr Jażdżewski.
− Kierujemy wniosek do premiera o dofinansowanie z budżetu państwa odstrzału dzików na terenie całego kraju – zaapelowała Bożena Jelska-Jaroś.
− Odstrzał potrzebny, tylko nie wiadomo w jakiej skali – uznał Kalemba.
Upchnięte i przerośnięte tysiące tuczników
O skali podlaskiej wieprzowej trwogi rozmawiamy z obecną na spotkaniu mec. Agnieszką Zięzio-Koralewską, adwokat reprezentującą najbardziej poszkodowanych, czyli właścicieli największych towarowych gospodarstw.
− Jedno z gospodarstw ma 2 odrębne fermy w obszarze zakażenia. Łącznie stoi w nim 13 tys. sztuk trzody, w tym 4 tys. tuczników. W tym tygodniu do ubojni powinno wyjechać 500 tuczników, a w następnym 600 i tyle samo cyklicznie co tydzień. Na jednej fermie co tydzień rodzi się 350−500 prosiąt. Budynki pękają w szwach. Świnie są tak upchane, że w miejsce przeznaczone dla jednej sztuki stoją dwie. Dzienny koszt utrzymania jednej sztuki to 6 zł – relacjonuje adwokatka.
Z jej relacji wynika, że drugi gospodarz ma obecnie 1500 tuczników, co tydzień na sprzedaż po 500 sztuk. Obecnie tyle samo jest przerośniętych. Również do każdej przerośniętej sztuki dopłaca codziennie 6 zł.
Reprezentowani przez nią rolnicy oraz inni współpracujący z nimi zarejestrowali stowarzyszenie, którego celem jest m.in. monitorowanie stanu faktycznego i prawnego zaistniałej sytuacji. Jego członkowie uważają, że obszar zakażony został wskazany Komisji Europejskiej bez dogłębnej analizy, do jakiej zobowiązuje Dyrektywa Rady 2002/60/WE z 27 czerwca 2002 r. w art. 16 i 18. Podkreślają też, że obecnie brakuje przepływu informacji nie tylko od rządu w tej sprawie, ale też na szczeblu wojewódzkim. Uważają, że oni jako rolnicy, powinni mieć możliwość bieżącego przedstawiania swoich problemów i zagrożeń, jakie mogą się pojawić w przyszłości przy podejmowaniu tak bardzo odpowiedzialnych decyzji, jak np. ta o strefie.
Zdaniem prof. Zygmunta Pejsaka strefa zamknięta (buforowa) jest zbyt duża. Trzeba myśleć o producentach, którzy gospodarują daleko od przypadku stwierdzenia AFP u dzika i ponoszą niepotrzebne straty.
− Nawet w przypadku wystąpienia pomoru u świń strefa zamknięta jest w promieniu 10 km od gospodarstwa – podkreśla prof. Pejsak. A my mamy tylko i aż stwierdzony przypadek u dzika i zamknięty cały pas przygranicznych powiatów!
as