Warszawski sąd okręgowy był dzisiaj wyjątkowo oblężony przez dziennikarzy. Wszystko z powodu przesłuchania szefa Amber Gold Marcina P. Tymczasem w jednej z bocznych sal odbyła się inna rozprawa. Wytoczona przez Polski Związek Łowiecki Sławomirowi Izdebskiemu. - Polski Związek Łowiecki wytoczył mi proces o naruszenie dóbr osobistych, nie wiem dokładnie jakich. Wiem tylko, że podobno pomówiłem Związek w związku z ASF, niegospodarnością oraz powiązaniem z aparatem komunistycznym. W swoich wypowiedziach mówiłem prawdę, występowałem w imieniu rolników i myśliwych. Konsekwencją moich wystąpień było przygotowania ustawy, w której nastąpiło przekazanie gospodarki łowieckiej, tam, gdzie jest jej miejsce, czyli w ręce państwa polskiego. Traktuje ten proces jako próbę zastraszenia –powiedział przed rozprawą Sławomir Izdebski.
- nienależyte wypełnianie obowiązków przez PZŁ w zakresie kontroli populacji dzików i rozprzestrzeniania się ASF na skutek odstrzału sanitarnego zbyt małej liczby,
- niegospodarność,
- wykorzystywanie mienia i struktury organizacyjnej PZŁ do prywatnych celów członków jego władz,
- działanie sprzeczne z interesem rolników,
- powiązanie z aparatem PRL,
- spełnianie przez PZŁ przesłanek do delegalizacji.
W związku z powyższym PZŁ domaga się od S. Izdebskiego m.in. zakazu rozpowszechniania powyższych twierdzeń i wypowiedzi w środkach masowego przekazu oraz wykupienie na własny koszt przeprosin w dzienniku „Rzeczpospolita” miesięczniku „Łowiec Polski” oraz stacji telewizyjnej Polsat News 2.
Podejrzany nie przyznaje się do winy
- Sprawa jest bardzo podejrzana, ponieważ sąd na pierwszej rozprawie odrzucił wszystkie moje wnioski tak jak gdyby odebrał mi prawo do obrony. Dzisiaj jest druga cześć rozprawy. Przygotowujemy wnioski o przesłuchanie świadków. Jestem przekonany, że żadnych dóbr osobistych nie naruszyłem. To, co mówiłem to czysta prawda i mam na to świadków – skomentował Sławomir Izdebski.