Podniesiona w ostatnich dniach wrzawa spowodowana przez plany masowego odstrzału dzików w mediach, zmusza do refleksji… nie tylko branżę. W mediach pojawiają się liczne makabryczne zdjęcia odstrzelonych loch prośnych dzika i nawoływanie do organizacji obrońców praw zwierząt o blokowanie masowego odstrzału.
Stanowisko, którym warto się podzielić, dotyczące tej sprawy zajął Krajowy Związek Pracodawców i Producentów Trzody Chlewnej, w którym odpowiedział na szereg wątpliwości, które mogą mieć osoby zaniepokojone sytuacją z poza branży, szukając fachowych odpowiedzi na stawiane pytania.
KZP–PTCH podkreśla, że utrzymując wirusa ASF w populacji z roku na rok skazujemy coraz więcej dzików na cierpienie i śmierć z powodu afrykańskiego pomoru świń.
– Jesteśmy świadkami burzliwej dyskusji na temat redukcji populacji dzików ze względu na walkę z ASF. Przeciwstawiane są interesy producentów trzody chlewnej z ogólnie pojmowaną ochroną przyrody i dzików jako gatunku spełniającego określoną rolę w ekosystemie. Tymczasem rozbieżności żadnej nie ma, gdyż wszystkim powinno zależeć, aby pozbyć się wirusa z populacji dzików – czytamy w komunikacie KZP–PTCH.
Krajowy Związek Pracodawców i Producentów Trzody Chlewnej zadaje wówczas pytanie – jak to zrobić, aby działanie było skuteczne. Nie wynaleziono szczepionki przeciwko ASF, a w obecnej sytuacji głównym rezerwuarem choroby jest dzik.
– Rolnicy naciskają, aby cel ten osiągnąć poprzez rozrzedzenie populacji, przez co możliwość zarażania jednych dzików od drugich byłaby ograniczona. Ekolodzy i część środowiska myśliwych uważa, że nie powinniśmy ingerować poprzez intensywny odstrzał i pozostawić problem bez rozwiązania – tłumaczy sytuację KZP–PTCH.
Pogląd ekologów, jak podejrzewa organizacja wynika z przekonań etycznych, gdyż masowy odstrzał dzików ukierunkowany na samice kojarzy się z krzywdzeniem zwierząt.
– Czy jednak bezczynność i powiększanie stopnia występowania wirusa w populacji dzików nie jest jeszcze większym okrucieństwem? Od lutego 2014 roku do dnia dzisiejszego potwierdzono 3347 przypadków ASF. Średnio jeden przypadek obejmował kilka zwierząt. Można więc przyjąć, że w wyniku choroby ASF w Polsce padło kilkanaście/kilkadziesiąt tysięcy dzików. Wirus dotknął zarówno samce, jak i samice (w tym w ciąży), które padły po kilku dniach cierpień z powodu wysokiej gorączki, duszności, niedowładu zadu, biegunki i odwodnienia – podkreśla organizacja, która jednocześnie uważa, że poprzez pozostawienie choroby w populacji z roku na rok skazujemy coraz więcej zwierząt na cierpienie i śmierć z powodu ASF.
W mediach krążą przygotowane, przez osoby niekompetentne mapki GIW pokazujące, że przypadków ASF było kilkanaście, a na nich nie zostały zaznaczone wszystkie przypadki, a jedynie kilka z ostatnich dni. Mapka wraz z komentarzami puszczona w obieg pokazuje, że nasilenie choroby wcale nie jest wysokie. Przy okazji w ogólnodostępnych mediach również nie pokazywane są protesty rolnicze, na których rolnicy obnażają swoje problemy, niekiedy opowiadając historię jak doszło do upadku gospodarstwa, tonącego w długach, a odszkodowania za poniesione straty nie otrzymali, a jeśli otrzymali to w niewystarczającej kwocie, aby z niej w czasie kryzysu wyżyć.
– W mediach nie pokazywane są filmy, na których dorośli mężczyźni opowiadają historię swojego gospodarstwa z łzami w oczach o tym, że wszystko stracili i toną w długach. Często inwestowali w gospodarstwo dla swoich dzieci, którym teraz mogą zostawić tylko gigantyczny dług. Widzimy tylko komentarze dotyczące cierpienia dzików. Naszego nikt nie zauważa – mówił producent trzody chlewnej podczas jednego z protestów.
oprac. dkol na podst. kzp-ptch.pl