StoryEditor

Protesty rolników – powinniśmy się wspierać w walce z ASF!

W okolicy Łowicza w piątek rolnicy zrzeszeni w AgroUnii wyjechali na ulice. Postulaty podczas całego protestu były te same, a jednak problemy każdego powiatu są trochę inne. Spytaliśmy tamtejszego koordynatora tego stowarzyszenia rolników o komentarz w sprawie protestów. 
26.11.2019., 08:11h
Jak poinformował nas Rafał Gawroński, koordynator AgroUnii z okolic Łowicza akcja protestacyjna zakończyła się planowo. Rolnicy ruszyli spod szkoły w Błędowie w gminie Chąśno i pod eskortą Policji dotarli do Łowicza, skąd skierowali się w stronę Zdun i Poznania. Na tę akurat trasę wyjechało około 30 ciągników. Był to jeden z protestów ostrzegawczych AgroUnii, które odbywały się w kilkunastu lokalizacjach w całej Polsce. Rolnicy przede wszystkim apelują o większe zainteresowanie problemem rozprzestrzeniającego się wirusa ASF, który dotarł do województwa lubuskiego i granic Wielkopolski, czego najbardziej się obawiano.
 
Rolnicy z okolic Łowicza, też mają poważne problemy. Zdając sobie sprawę z tego jakie odcinki potrafi pokonać wirus, wybuch choroby w drugim co do wielkości, obok powiatu piotrkowskiego, zagłębiu trzody chlewnej w woj. łódzkim może spowodować wielomilionowe straty.
 
Dorota Kolasińska: Ile osób brało udział w proteście w okolicy Łowicza?
Rafał Gawroński: Obecnie mam kontakt ze 100 rolnikami z gminy Kocierzew, Chąśno,  Łowicz i Kiernozia. Na drogę wyjechało około 30 ciągników, aby zademonstrować swoje niezadowolenie wynikające z obecnej polityki rządu, a głównie dlatego, że w naszej okolicy z dzikami nic się nie robi.

D.K.: A były takie obietnice z czyjejś strony?
R.G.: Tak, wojewoda obiecał, że w naszym powiecie i powiecie sochaczewskim dziki będą wybite co do sztuki, żeby ograniczyć rozprzestrzenianie ASF. W tym rejonie jest duże zagłębie hodowlane, a dzików też jest dużo. 

D.K.: Jaki jest efekt tych obietnic?
R.G.: Niestety, skończyło się tylko na obietnicach. Poza odstrzałem sanitarnym, który jest nakazany z urzędu oraz zaangażowania Wojsk Obrony Terytorialnej do poszukiwań martwych dzików nic się nie dzieje. Powiatowy Lekarz Weterynarii na każdym spotkaniu z rolnikami  podaje nam ile dzików było odstrzelonych. Rolnicy uprawiając pole, czy kosząc kukurydzę widzą watahy liczące nawet po 40 sztuk. Zgłaszali to myśliwym, ale oni podziękowali grzecznie za informację i tyle.

D.K.: Czyli lokalne koła łowieckie niespecjalnie chcą współpracować?
R.G.: Wydaje mi się, że jest także jakiś problem legislacyjny, bo dane koło ma wyłączność na danym terenie. Ze względu na tą rejonizację, myśliwy z innego koła może przyjechać tylko na zaproszenie danego koła. Nie rozumiem tego, czy to wynika z tego, że procedura jest skomplikowana, że to długo trwa, czy może każdy się boi.

D.K.: Słyszałam, że myśliwi nie chcą strzelać do dzików?
R.G.: Dokładnie tak, bo procedury są skomplikowane, mięso trzeba badać, wysyłać do Puław, składować w chłodni do czasu podania wyników. Myśliwi omijają dziki szerokim łukiem, żeby nie robić sobie problemów. 

D.K.: Ile mniej więcej może być trzody w Pana rejonie, ile stad jest zagrożonych?
R.G.: Trudno powiedzieć, nie mam takich danych, ale jesteśmy w naszym województwie, drugim co do wielkości zagłębiem trzodziarskim (oczywiście po powiecie piotrkowskim) .

D.K.: Od sierpnia w okolicy Łowicza powstała żółta strefa?
R.G.: Tak,  to również wywołało oburzenie wśród rolników. Bez żadnej przyczyny, gdyż nie znaleziono padłego dzika, ani nowego ogniska strefę rozszerzono. Wojewoda Łódzki zapewnił nas wówczas, że strefy po 30 dniach będą znoszone, jeżeli w tym czasie nie będzie  żadnego przypadku padłego dzika z powodu ASF, ani nie pojawi się nowe ognisko. Do tej pory nie mamy sygnału o zniesieniu tej strefy, bo nie było żadnych przypadków. Przepisy są nieujednolicone, bo niektórzy urzędnicy uważają, że po upływie 40 dni można znieść ograniczenia, a inni, że dopiero po roku. (przyp. red. 36 ognisko w 2019 r. stwierdzono 7 sierpnia 2019 r. w gospodarstwie, w którym utrzymywano 731 świń, położonym w gminie Czerwińsk nad Wisłą, w powiecie płońskim, w województwie mazowieckim. Gospodarstwo położone jest na obszarze objętym ograniczeniami (obszar określony w części II załącznika do decyzji KE 2014/709/UE). Odległość od Łowicza 51 km).

D.K.: A jakie są konsekwencje dla rolników?
R.G.: Najgorzej jest w przypadku mniejszych gospodarstw, bo rolnicy dostają 10-20 gr mniej za tuczniki, mimo, że strefa żółta nie powinna mieć na to wpływu. W strefie czerwonej z kolei jest znacznie więcej problemów, ponieważ trzeba robić badania przed sprzedażą tuczników, to duży koszt dla skarbu państwa i duża uciążliwość  dla rolników.  W takim przypadku rolnik dostaje nawet 40 gr mniej za kg żywca. W niebieskiej pozostają już tylko wielkie chlewnie, które przeważnie mają tucz nakładczy.

D.K.: Czy myśli Pan, że to jest przyszłość polskiej hodowli?
R.G.: Wydaje mi się, że nasza sytuacja zaczyna przypominać hiszpańską, gdzie ASF szalał przez 20 lat. Wykończono małe gospodarstwa i zostały same wielkie chlewnie. ASF-u tam nie ma, a Hiszpania stała się jednym z największych eksporterów na rynek wschodni. Niestety korporacje przejęły tam biznes trzodziarski.

D.K.: No tak, faktycznie na wschodzie kraju zostały same wielkie fermy….
R.G.: Tak, produkcja rodzinna wymarła, nie tylko ze względu na ASF, ale ceny przez długi czas były tak niskie, że nie mieli szansy konkurować. Możemy mieć tylko wrzuty sumienia, że wtedy nie potrafiliśmy się zsolidaryzować z tamtymi rolnikami. Nie rozumiejąc do końca tego problemu wtedy.

D.K.: Być może ASF dotknie teraz hodowców w Wielkopolsce…
R.G.: Tak, powinniśmy jako rolnicy być solidarni i jako producenci trzody chlewnej mówić jednym głosem, że jedynym wektorem choroby jest dzik i trzeba skutecznie ograniczyć jego populację aby wirus nie mógł się przenosić poprzez inne dziko żyjące zwierzęta, owady, zwierzęta domowe czy człowieka, a bioasekuracja powinna być tylko uzupełnieniem jako dodatkowe zabezpieczenie.   

D.K.: A co Pan myśli o obecnym planie walki z ASF w Lubuskiem?
R.G.: Na pewno jest to znaczący postęp, bo takie działania nie miały miejsca, ani u nas, ani na wschodniej flance. Żywioł szalał, a służby nie robiły nic. Teraz można powiedzieć, że ktoś pomyślał i zrobiono to podobnie jak w Czechach, gdzie również ogrodzono teren wokół ogniska a następnie wybito wszystkie dziki. Dzięki temu wirus się nie rozprzestrzenił. Może być to spowodowane oczywiście bliską odległością od niemieckiej granicy i żeby nie narazić się sąsiadowi robi się wszystko, żeby pokazać jacy jesteśmy skuteczni.

D.K.: Jest to Pana zdaniem wobec rolników ze wschodu kraju niesprawiedliwe…
R.G.: Dokładnie, jest to nierówne traktowanie. Wielkopolskę traktuje się jak trzon gospodarki, a wschód kraju, który błagał o jakiekolwiek zainteresowanie nie otrzymał pomocy. 
 
Dziękuję za rozmowę
Fot. AgroUnia
Dorota Kolasińska
Autor Artykułu:Dorota Kolasińska Redaktor Prowadząca topagrar.pl
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
25. listopad 2024 09:46