

Jako wielkie zagrożenie naukowiec uważa masowy napływ tamtejszej siły roboczej do Polski, ponieważ wwozi ona do nas swój prowiant w postaci ulubionego przysmaku ze Wschodu, czyli „sała”. W Mołdawii pojawiły się przypadki ASF właśnie od ukraińskich przybyszów, podobnie w okolicach czeskiej Żiliny, gdzie miejscowy szpital, graniczący z lasem, zatrudnił ukraińskie pielęgniarki. Wirus z resztek żywności przeszedł na dziki.
– Sami Czesi przyznali się, że po ujawnieniu się choroby u dzików przez dwa tygodnie tamtejsze służby specjalne (snajperzy) bez litości strzelały do watah. Teraz mają zakaz takiego odstrzału – mówił Niemczyk. W Rumunii odkryto cztery ogniska choroby. Niemal cała Pribałtyka jest zarażona. Oficjalnie zdecydowanej większości swoich ognisk na mapach nie podaje Ukraina, podobnie Rosja, Białoruś zaś oficjalnie podaje białe mapy, że nie ma wcale wirusa. Jej służby upierają się, że nie mają u siebie choroby – obawiają się, że gdyby się do niej przyznali, Rosja wstrzymałaby od nich import wieprzowiny.
– To niemożliwe, że w okolicach Warszawy dziki były nośnikiem wirusa. Z pewnością był nim człowiek. Zakładamy dwie możliwości: albo byli to pracujący u nas Ukraińcy lub Białorusini, którzy wyrzucili resztki jedzenia, albo był to stołeczny myśliwy, który wcześniej polował na Podlasiu – uznał lekarz. as