StoryEditor

Lubuskie: Krów wypuszczanych samopas jest więcej

Jak się okazuje Województwo Lubuskie jest zagłębiem pasożytniczo funkcjonujących stad bydła. Krowy wyrządzają szkody, niszczą uprawy, ogrodzenia pastwisk, generalnie sieją zamęt w okolicy, a na właścicieli tych zwierząt nie ma przysłowiowego bata…  
09.05.2019., 10:05h
Ostatnia nasz informacja dotycząca 350 tysięcy złotych przeznaczonych przez Wojewodę Świętokrzyskiego na likwidację stada 170 krów obiegła Polskę i wywołała spore poruszenie. Rolnicy komentują sprawę rzucając silne argumenty przemawiające za tym, że bydło powinno być przebadane, oddane do innych stad, albo przeznaczone na ubój i sprzedaż mięsa, a nie poddane utylizacji. Wielu uważa, że jest to wręcz marnotrawstwo żywności.

To przecież około 51 ton mięsa (uznając, że są to krowy o średniej masie np. 600 kg i wybojowości powiedzmy HF-a). Tym bardziej, że za 2 058 zł można wykonać szereg badań weterynaryjnych… Akurat w tym przypadku, sytuacja była trudna dla rolnika, był schorowany, starszy i po prostu sobie ze stadem nie radził, nie było w tym złośliwości i łatwiej go zrozumieć, a teraz mamy zupełnie inny przykład....

Pasożyt na polu

– Tego człowieka jestem w stanie zrozumieć, ale w naszej wsi jest taki, który takie rzeczy robi z premedytacją i to jest obrzydliwe – komentuje rolnik spod Zielonej Góry.

Otóż dostaliśmy wczoraj sygnał od rolnika z woj. lubuskiego, że takich stad wypuszczanych samopas na okoliczne pola jest znacznie więcej. Jest to dość popularne w tamtym rejonie, a my dzisiaj nazwiemy rzeczy po imieniu – jest na to przyrodnicze określenie – PASOŻYTNICTWO… 

– Jest taki jeden zresztą z naszej wsi, podobno wykładowca na uniwersytecie, który po prostu jak mu się skończy pasza dla bydła, otwiera oborę i wypuszcza 50 krów samopas. Czasem grodzi, czasem nie – mówi rolnik. Były skargi do gminy, donosy na Policję, ale nikt nie reaguje. 

– Mam duże gospodarstwo, własnego bydła 400 szt. Zdarza się tak, że przyłapię to stado u siebie, jak wyjada prosto z pryzmy, albo z pola moje zasiewy, rozwala i podjada bele słomy, które mam zmagazynowane na polu. Nie raz było tak, że jego krowy zdemolowały moje ogrodzenie, ale to pół biedy, one się dołączyły do mojego stada. Cały dzień mi zajęło wyganianie ich z pastwiska – tłumaczy rolnik.

Hodowca bydła mówi także, że jemu stado dużych strat i szkód nie wyrządza, przychodzi 7-8 razy w roku i rolnik zazwyczaj zdąży je szybko wygonić, ale inni rolnicy, którzy mają mniej pól i łąk mają ogromne straty. 

Bydło szkodzi nie tylko rolnikom, bo mieszkańcom wsi Jany (niedawno dołączonego do miasta Zielonej Góry) demoluje też przydomowe ogródki. 

– Problem polega na tym, że nikt nie przyjmuje donosów na tego człowieka. Podejrzewam, że jest to kwestia tego, że jest byłym posłem i ma znajomości w różnych instytucjach, które zamiatają problemy pod dywan – dodaje rolnik. Bydło według naszego rozmówcy nie ma kolczyków, nie jest badane, szczepione i w większości zarejestrowane... 

No i co w takiej sytuacji rolnicy mają zrobić? Mamy nadzieję, że nagłośnienie tej sprawy zmusi stosowne państwowe instytucje i organy do działania. 

Dziękujemy rolnikowi za informację i czekamy na więcej takich sygnałów!

dkol
Dorota Kolasińska
Autor Artykułu:Dorota Kolasińska Redaktor Prowadząca topagrar.pl
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
25. listopad 2024 04:13