Indyjski rząd pod wodzą premiera Narendra Modi przyjął i zaakceptował Fundusz Przetwórstwa i Infrastruktury Mleczarskiej (DIDF) o nakładzie 1,7 miliarda dolarów (108 miliardów rupii) na lata 2018-2028.
Głównym źródłem dochodów dla programu będzie indyjski Narodowy Bank dla Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Bank ma pokryć część wydatków, a część pożyczyć.
Kraina mlekiem płynąca
Fundusz DIDF będzie skupiał się na wydajnym systemie rozprowadzania mleka, przede wszystkim dzięki infrastrukturze chłodniczej, instalowaniu elektronicznych systemów badania mleka i tworzeniu, modernizacji i rozwojowi przetwórni dla firm i spółek produkujących i dostarczających mleko.
Poszczególni producenci i przetwórcy biorący udział w programie otrzymają pożyczki z oprocentowaniem 6,5% rocznie na 10 lat, a wsparcie przy spłacie zagwarantują poszczególne stany indyjskie i ich zarządy.
Inwestycja ma wesprzeć pracę 9,5 miliona rolników w około 50 000 wiosek. Rząd Indii spodziewa się wzrostu ilości przetworzonego mleka o 12,5 milionów litrów dziennie przy dodatkowym zatrudnieniu około 40 000 osób. 39 spółek mleczarskich w 12 stanach indyjskich weźmie udział w programie.
Jest to kolejny etap ambitnego planu Indii, by stać się potęgą mleczarską świata.
Świętość krów
Pojawia się jednak pewna niespójność w całym planie działania. Jest nią uznawana przez hindusów świętość krów.
Sam premier Narendra Modi, jako przedstawiciel konserwatywnej Indyjskiej Partii Ludowej (BJP) popiera zakaz uboju bydła. Rządy partii BJP w stanie Gudżarat doprowadziły do zwiększenia kary na dożywocie za zabicie krowy (więcej TUTAJ). Partia ta również słynie z niechęci do muzułmanów, którym religia nie zakazuje spożywania mięsa wołowego.
W Indiach pojawia się wiele sprzeczności. Zwiększenie produkcji mleka jest kolejną. Z jednej strony Modi i partia rządząca krajem są przeciwni zabijaniu krów, których życie jest też w pewien sposób chronione przez konstytucję Indii (chociaż ta jest świecka). Rząd przymyka też oko na zachowanie skrajnie fanatycznych wyznawców, którzy zatrzymują ciężarówki przewożące bydło na rzeź i biją a nawet zabijają kierowców i pracowników rzeźni, są też zdolni do samosądów na sąsiadach i całych ich rodzinach za zjedzenie wołowiny.
Z drugiej strony obecny rząd dąży do szybkiego i prężnego rozwoju w branży mleczarskiej, która nie oszczędza przecież krów.
Kilka tygodni wcześniej politycy i działacze indyjscy spotkali się, by omówić te sprzeczności. Doszli wtedy do wniosku, że skoro rolnik ma utrzymywać coraz więcej krów, by zapewnić Indiom miejsce w światowej czołówce mleczarskiej, może zbankrutować.
Dlaczego? Powód jest prosty. Krowa, która jest problematyczna lub przestaje doić, sprzedawana jest na rzeź. Tak jest w większości krajów.
Jednak co z indyjskim rolnikiem, który z mleczarstwa miałby wyżyć chociażby w stanie Gudżarat, ale za zabicie krowy grozi mu dożywocie? Ma utrzymywać nierentowną krowę do naturalnej śmierci, czyli kolejne kilka lat? Na ten problem rząd stanu Goa znalazł odpowiedź: dofinansujemy rolników. Do każdej starej, emerytowanej krowy farmer miałby otrzymać dopłatę na jej utrzymanie.
Dlaczego? Powód jest prosty. Krowa, która jest problematyczna lub przestaje doić, sprzedawana jest na rzeź. Tak jest w większości krajów.
Jednak co z indyjskim rolnikiem, który z mleczarstwa miałby wyżyć chociażby w stanie Gudżarat, ale za zabicie krowy grozi mu dożywocie? Ma utrzymywać nierentowną krowę do naturalnej śmierci, czyli kolejne kilka lat? Na ten problem rząd stanu Goa znalazł odpowiedź: dofinansujemy rolników. Do każdej starej, emerytowanej krowy farmer miałby otrzymać dopłatę na jej utrzymanie.
Problem wydawał się być rozwiązany, jednak temat ucichł. Żadnych konkretów nie zaproponowano, a zamiast tego pieniądze pompowane są w mleko, a nie same krowy.
Czy w takim sposób indyjskim rolnikom uda się funkcjonować?
al