Jak zaznacza, choć towar z mleczarni jest dystrybuowany normalnie, to cały czas istnieje poważna obawa, że rynkowa bessa pogłębi się jeszcze bardziej. Wszystkiemu winne mogą być oczekiwania sieci handlowych, które w obliczu obecnej nadwyżki surowca na rynku będą dążyć do jeszcze niższych stawek za gotowe produkty.
Skup po staremu
Co ważne w przypadku OSM w Łowiczu, w ogóle nie jest brane pod uwagę jakiekolwiek ograniczanie dostaw mleka, z którymi obecnie muszą się niestety mierzyć niektórzy dostawcy surowca w Polsce i innych krajach UE. – Spółdzielnia gwarantuje odbiór mleka od dostawcy, wobec czego nie może być mowy o żadnym ograniczaniu skupu i taka opcja nie jest w ogóle brana pod uwagę – mówi Chądzyński.
Jego zdaniem takie rozwiązanie nie tylko jest bardzo dyskusyjne, ale także nierealne! Jak podkreśla, skala dostaw surowca rządzi się swoimi prawami ze względu na naturalny cykl produkcyjny krowy, tj. zasuszenie, wycielenie czy potencjalne problemy zdrowotne… Jak rzetelnie wyznaczyć, że skup ma się zmniejszyć dajmy na to o 10%? – ocenia Chądzyński, dodając że dużo lepszym rozwiązaniem byłaby organizacja skupu interwencyjnego, ale po wyższych cenach, a nie obecnych, które są całkowicie oderwane od rzeczywistości.
– Zdjęcie nadwyżki towaru z rynku zmniejszyłoby obecną presję na ceny i nie dotyczy to tylko mleka, ale i wołowiny. Oczywiście towar nie mógłby być magazynowany w nieskończoność – zaznacza nasz rozmówca.
Ten rok może być gorszy!
Koronawirus i pandemia z nim związana to jednak aktualnie nie najważniejszy problem dla rolników, dostawców OSM w Łowiczu. Dużo większe obawy budzi susza i to, że nie będzie czym nakarmić krów.
– Jest tragedia! Nigdy jeszcze w historii nie pamiętam takiej sytuacji, żebyśmy pod koniec kwietnia mieli do czynienia z tak dużymi deficytami wody. Na słabszych ziemiach już usychają zboża – podkreśla Chądzyński.
Hodowcy będą zmuszeniu kupować paszę, ale skąd i za ile? Jeszcze nie tak dawno bela sianokiszonki kosztowała 80–100 złotych, a dziś nierzadko trzeba za nią zapłacić 165 zł, a i tak – jak podkreśla Chądzyński – jej kupno graniczy z cudem. Duże obawy wiążą się także z plonem traw, kukurydzy przeznaczonej na kiszonkę oraz żyta, które nie urosło, a zakonserwowane której mogłoby potencjalnie podratować bazę paszową gospodarstw.
– Ten rok może być dużo gorszy w skutkach niż poprzedni, w którym również borykaliśmy się z suszą i o ile trudnym, ale koniecznym rozwiązaniem mogłoby być ograniczenie pogłowia stada i rozsądne rozdysponowanie dostępnej bazy paszowej, o tyle wielu rolników ma zobowiązania związane z PROW i chcąc czy nie chcąc, musi utrzymać aktualny stan stada – podkreśla Chądzyński.
mj/fot.Kolasińska