Pogłowie spada na łeb, na szyję, a ceny nie rekompensują wydatków ponoszonych na produkcję. Co nas czeka?
Te 56 tys. stad to jest pokłosie ostatnich 2 lat, kiedy koszty produkcji były o wiele wyższe niż przychody, które uzyskiwaliśmy za świnie. Ci, którzy mieli rezerwy, przeznaczyli je na pasze, na przetrwanie. Tym z większymi zasobami udało się nawet utrzymać wielkość stada. Ale większość, w tym ja, by przetrwać, musiało się ratować zmniejszeniem liczebności stada.
Zredukował pan stado?
Tak, z 70 loch zszedłem do 20. Teraz powoli zwiększam. Finansowo nie było możliwe, by przy 30 ha utrzymać tyle macior. Nie miałem z czego dokładać. Obecnie mam około 40 loch. Stopniowo przywracam hodowlę.
Co najbardziej doskwiera?
Nie chodzi tylko o to, że był dołek, bo do tego rolnicy się przyzwyczaili. Nienormalne jest to, że ta zła passa trwała tak długo! To budzi wielkie niepewności. Przy produkcji świń nie mamy tego luksusu, co przy produkcji powiedzmy zbóż, żeby zmagazynować i przetrzymać towar. Musimy regularnie sprzedawać, bez względu na cenę. Nie mamy wyjścia. Swoje dokłada ASF. Służby cieszą się, że jest mniej ognisk, ale milczą o tym, że nie ma też już świń, jak chociażby w powiecie mieleckim.
Eksperci wieszczyli podwyżki w tym roku. Tymczasem ich nie widać.
Przed nowym rokiem wszyscy skłanialiśmy się do tego, że od stycznia do marca cena będzie rosła. Spadek pogłowia widać prawie w całej Europie, więc stawki powinny rosnąć. Niemcy już straciły samowystarczalność w wieprzowinie. Historycznie 2 euro/kg to jedna z najwyższych cen, ale po tych 2 latach bessy poprawa opłacalności musi trwać dłużej.