Dzisiejszego poranka rolnicy z okolic Piotrkowa postanowili pójść na zakupy do sklepu Biedronka i sprawdzić, czy na półkach sklepowych znajdziemy jeszcze polską wieprzowinę oraz jak wygląda jej oznakowanie. To akcja ma dać do myślenia konsumentom, że warto podążać wraz z patriotyzmem produktowym, żeby wspierać polskiego rolnika, szukając i kupując polskie produkty. Akcja pod hasłem „Kupujemy tylko z kodem 590” to nie pierwsza w tym tygodniu, którą wspiera Janusz Terka z Solidarności Rolników.
Produkty dziwnie oznakowane
Hodowcy kupili wołową porcje rosołową, na której było oznaczenie „Produkt Polski”, jednak kod kreskowy rozpoczynał się od cyfr 29…, co nie oznacza, że został wyprodukowany w Polsce. Rolnicy kupili również parówki wieprzowe, a kod kreskowy rozpoczyna się od cyfr 20… Kupili parówki o zawartości 94% mięsa, na których było oznaczenie PL i prawidłowy kod produktu. W lodówce z mięsem surowym, polskie były tylko kości i mięso mielone, reszta elementów pochodziła głównie z Hiszpanii. Oznaczenia produktów nadal są niejasne i niejednoznaczne.
Nie chcą rekompensat
Piotrkowscy hodowcy chcieliby żeby w tego typu sklepach można było kupić produkt lokalny, od tamtejszych rolników. Absurdem jest to, że mimo iż produkują dużo, nie mogą dostać polskiego mięsa na obiad. Według nich sytuacja pociągnie za sobą daleko idące konsekwencje – pogłowie trzody maleje w drastycznym tempie, a polski konsument nie może kupić swobodnie krajowego mięsa, bo jest go coraz mniej. Polska produkcja wieprzowiny jest poważnie zagrożona. Rolnicy mają dość dostosowywania się, ciągłych inwestycji i złej koniunktury w branży. Nie chcą ciągle otrzymywać dotacji, dopłat i rekompensat – wystarczą stabilne ceny pozwalające na utrzymanie gospodarstwa i rozwój. Przecież to jest żywność i produkt pierwszej potrzeby.
- Chcemy żeby oficjalnie nam powiedziano, czy mamy się zwijać, jeśli jesteśmy do likwidacji, to niech dadzą jasny komunikat. Po co mamy się szarpać, zadłużać, mieć nadzieję, że cokolwiek się zmieni, jak jest coraz gorzej – pytał jeden z producentów. Z kolei Janusz Terka zaznaczył, że problemem jest przede wszystkim, to, że polski handel i przemysł nie znajduje się w polskich rękach.
Rolnicy są ostoją polskiego kapitału
- My rolnicy, jesteśmy jeszcze ostoją polskiego kapitału, bo nasze gospodarstwa są własnością Polaków. My jako hodowcy, jesteśmy w bardzo ciężkiej sytuacji, bo jest bardzo duża presja ze strony potężnych koncernów, które bardzo utrudniają funkcjonowanie. Chcą nas wciągnąć w ten wir, żebyśmy pracowali dla obcego kapitału. Na przykładzie tego ciągnika (marki Ursus przyp. red.), wyprodukowanego przez Polaków. Nie mamy już Ursusa, nawet gdybym chciał kupić polski ciągnik, to nie mogę. Żeby się nie okazało, że za kilka lat, jak będą chciał kupić wieprzowinę, która została wyprodukowana w Polsce, będzie z tym duży kłopot – podkreślił Terka i dodał, że hodowla trzody podobnie chyli się ku upadkowi. Dodał, że liczą w tym względzie na Polaków – konsumentów, żebyśmy wspierali się wzajemnie i sprawdzali kod produktów, kupowali polskie, gdyż niedługo, jak sytuacja utrzyma się jeszcze dłużej – nie kupimy już schabu na niedzielny obiad.
Nie sprzedajemy tuczników
W tym tygodniu trwa również akcja „Nie sprzedajemy tuczników w pierwszym tygodniu lutego”, w której rolnicy wstrzymują sprzedaż żywca, żeby zmniejszyć podaż, a zakłady podniosły ceny.
- To już od dziś❗❗❗
Nie może wyjechać z naszych chlewni żadna świnia ????????
To oni doprowadzili nas na skraj bankructwa więc teraz my pokażmy jak to jest żyć nie wiedząc co będzie jutro❗❗❗ Wstrzymujemy sprzedaż i nagłaśniamy tą patologię jaka odbywa się w naszym kraju❗❗❗- napisała Bartosz Zieliński, organizator akcji.
Oprac. dkol na podst. NSZZ Solidarność Piotrkowskich Rolników
Fot. FB/NSZZ Solidarność Piotrkowskich Rolników