W pierwszym i drugim tygodniu koronawirusa w Polsce sprzedaliśmy 100% więcej towaru. Na szczęście mieliśmy zapas i mogliśmy zabezpieczyć naszych klientów. Nie podnosimy cen wyrobów, choć po tych szaleńczych zakupach detalicznych ceny półtusz wzrosły o 1 zł/kg.
Na razie myślimy pozytywnie, że dzięki podjętym środkom ostrożności nie będziemy musieli ograniczać produkcji. Strach pomyśleć co by było, gdyby któryś z pracowników jednak zachorował. Obawiam się, że przy naszej wielkości zakładzie zachorowanie nawet jednej osoby może spowodować całkowite zatrzymanie produkcji. To jest najbardziej pesymistyczny scenariusz. Dlatego robimy wszystko, żeby się zabezpieczyć.
Zapewniliśmy wszystkim pracowników, a jest ich ok. 70, środki dezynfekcyjne, rękawiczki i maski jednorazowe. Przeprowadziliśmy szkolenie i wdrożyliśmy procedury higieniczne w zakładzie i w sklepach oraz aby poza pracą nasi pracownicy pozostawali w domach. Nie mamy kontaktów zagranicznych, poruszamy się po rynku między trzema województwami: wielkopolskim, dolnośląskim i lubuskim.
Część jednorazowych masek udało nam się jeszcze kupić, a w tej chwili szyjemy maski własnym sumptem. Mamy w załodze krawcowe i korzystamy z ich pomocy. Codziennie rano kontrolujemy pracowników pod kątem infekcji. Ludzie podchodzą poważnie do aktualnych problemów i stosują się do wytycznych. Ograniczamy również kontakt pomiędzy pracownikami. Przed sklepami wywiesiliśmy informację, żeby do środka wchodziły pojedyncze osoby, a kolejka formowała się przed sklepem. Póki co widzimy, że wszyscy się do tego stosują.