Jeszcze pod koniec zeszłego roku tlił się w hodowcach optymizm. Dziś raczej zamilkli, nie ma śladu entuzjazmu. Młodzi, jeśli w ogóle myślą jeszcze o produkcji świń, to raczej w kontekście tuczu i to coraz częściej nakładczego. Tymczasem niezbędnym warunkiem niezależności i produkcji świń w kraju jest za wszelką cenę utrzymanie stad loch. To jest bardzo ważne. Sami rolnicy twierdzą, że jeśli gdziekolwiek był jeszcze zarobek, to właśnie przy samodzielnej produkcji prosiąt, a najlepiej w cyklu zamkniętym. Praca z tucznikami jest prostsza. Ukłon należy się tym hodowcom, którzy utrzymują lochy i produkują na coraz wyższym poziomie.
Argumenty, które kiedyś były kluczowe dla firm genetycznych dziś zostały brutalnie wytrącone z ręki. Zeszły na drugi plan. Hodowcy odpowiadają "i co z tego, że lochy dadzą więcej prosiąt, a świnie szybciej urosną, skoro ja nie mogę ich potem sprzedać, a jak sprzedam to nie zarobię." Wszyscy pytają co dalej zrobić ze stadami i jak się odnaleźć w tej nowej, brutalnej rzeczywistości. Przykre jest, że to czego się w ostatnich latach nauczyliśmy, czyli wykorzystanie potencjału tych zwierząt w obecnych realiach schodzi na drugi plan. I to jest błędne koło. Wszystkie genetyki starają się przeskoczyć pułap opłacalności. Nawet przy dzisiejszych problemach lepiej dzielić koszty produkcji przez 30 i więcej prosiąt niż przez 20. O tym zapominamy najczęściej w sytuacjach kryzysowych. Wspólnie z naszymi klientami szukamy rozwiązań. Jedno jest pewne – zaprzestanie pracy i uczenia się na rzecz poprawy wyników produkcyjnych sprawi, że cofniemy się o krok w stosunku do tego co mamy dziś.
Od kilku miesięcy obserwujemy, że stada loch się ewidentnie starzeją ze względu na to, że rolnicy mniej chętnie je remontują. Trudno się dziwić, że wstrzymują się z zakupem loszek hodowlanych, kiedy każda kolejna dostawa wszystkich środków do produkcji świń jest droższa od poprzedniej. Ci którzy remontują, robią to tylko w minimalnej skali. Miejmy nadzieję, że stada te będą produkowały nadal na zadowalającym poziomie. Największy dramat w tym, że chlewnie liczące po kilkadziesiąt macior już się poddały i najczęściej albo wcale nie kupują materiału hodowlanego, albo też zupełnie wycinają lochy. Bolejemy nad tym, tym bardziej, że to nasi najlepsi klienci, bo jako polska firma obsługujemy głównie rodzinne gospodarstwa, które są graczami na wolnym rynku. W nieco lepszej sytuacji są ci, którzy mają tzw. drugą nogę, czyli np. produkcję mleka, czy większą produkcję roślinną. Fermy 300+ "jadą" na hamulcu i usiłują przetrwać kryzys. Cena sprzedawanych przez nas loszek Danish Genetics jest uzależniona od cen mięsa duńskiego. W związku z europejskim kryzysem loszki hodowlane są tańsze o ok. 200 zł. Chciałbym żeby ten impas nas czegoś nauczył, bo od lat wygląda to tak, że jest pożar, pali się, a my kopiemy studnię i biegamy z pustymi wiadrami. Pora wyciągać wnioski. Nie wierzę, że jest za późno. 40-mln państwo nie zostanie bez produkcji świń.
StoryEditor
Dramat na rynku świń trwa! Koligot: „stada loch się ewidentnie starzeją”
Dramat na rynku wieprzowiny trwa. Kryzys dotyka całą branżę. Z tygodnia na tydzień kurczy się pogłowie trzody i ubywa stad. O to, jak tę sytuację odczuwają firmy związane z produkcją świń zapytaliśmy Arkadiusza Koligota z BestGen.