Pomór przyszedł ze Wschodu do polskiego grodu,
lata już panuje, niejedno stado likwiduje.
Już Podlasie zajął całe, idą świnki do pieca na bożą chwałę.
Rząd wprowadza specustawy, lecz w działaniach jest niemrawy.
Wojsko, myśliwi i cywile w lesie spędzają każdą wolną chwilę,
dziki liczyli, za mało stwierdzili,
dziki odłowili, w Puszczy Kozienickiej wypuścili.
Dzik się dobrze czuje, gdy w chłopskiej kukurydzy buchtuje,
myśliwego nie kosztuje.
Chłopa co tydzień szkolili, bioasekuracji uczyli,
chłop kupuje maty i płyny, bo w działaniach jest jedyny.
Duńczyk prosię drogo handluje,
Niemiec tucznika tanio kupuje, ceny dyktuje. Polski chłop już bankrutuje.
Chłop jest mocno przygnębiony, czym spłaci sprzęt na kredyt kupiony?
Myśli, gdzie się podzieje jego rodzina, kiedy nadejdzie czarna godzina.
Bez chłopskiej troski i ciężkiej pracy nie będzie żadnych kołaczy.
Najpierw będą puste chlewnie i obory,
później puste stodoły, a na końcu puste stoły.
Adam Wudarczyk, rolnik, woj. łódzkie