
Jeżeli wszyscy będą musieli kupić śrutę non-GMO, to koszty produkcji pasz wzrosną. Dziś nawet trudno określić, jak duże będą to wzrosty, ponieważ będzie to przedmiotem spekulacji finansowych. Firmy handlujące surowcami non-GMO będą miały okazję do niemałych zarobków, a polscy hodowcy stracą.
Oczywiście, mamy alternatywy w postaci śruty non-GMO, białka ziemniaczanego czy mączek rybnych, ale są to surowce już dziś bardziej kosztowne od konwencjonalnej śruty sojowej i ich wykorzystanie zawsze wiąże się ze zwyżką końcowych cen pasz. Rządzący zapomnieli chyba, że surowców rzepakowych, czy też nasion bobowatych nie możemy stosować w żywieniu młodych zwierząt. W tym zakresie jesteśmy pozostawieni bez alternatywy. Firmy paszowe patrzą na dostępność surowców paszowych i tam, gdzie jest możliwe, wykorzystują w tuczu rodzime pasze białkowe, np. śrutę rzepakową. W Sano krajowe surowce białkowe stanowią 45% komponentów paszowych, ale ponad 50% to nadal śruta sojowa. Nie da się jej zastąpić innymi komponentami bez konieczności podnoszenia cen. Jeżeli ziści się czarny scenariusz, to po pierwsze przestaniemy być największym producentem drobiu w Europie, a załamanie na rynku wieprzowiny na pewno się pogłębi. Zakłady mięsne sięgną po tańsze tuczniki, żywione paszami GMO z Niemiec, Hiszpanii czy Danii.
Dlatego mam nadzieję, że minister rolnictwa zmieni ten przepis i nie dopuści do dalszych nieszczęść, z którymi i tak od lat zmagają się producenci zwierząt. Nie stać nas na to!