Popieramy każde działanie, które wzmacnia udział w tych postępowaniach organizacji ekologicznych i mieszkańców, tzw. lokalnej społeczności, ponieważ stoją one na straconej pozycji. Proces jest prowadzony przez inwestora. Nawet ocena oddziaływania na środowisko jest przez niego zamówiona i finansowana. To jest konflikt interesów. Przecież on go nie zamawia po to, aby z raportu dowiedzieć się, że nie może tej inwestycji zrealizować, tylko po to, aby uzyskać przychylność stosownych władz. Z tych raportów nie wynika, że fermy zdewastują środowisko i zdrowie okolicznych mieszkańców, tylko wykazują, że mogą powstawać we wskazanych przez inwestora miejscach.
Z reguły mamy do czynienia z dysproporcją. Inwestor ma do dyspozycji zazwyczaj zasoby finansowe, kadrowe i prawników, którzy przygotowują stosowną dokumentację i przeprowadzają go przez cały proces, podczas kiedy z drugiej strony jest zazwyczaj garstka osób prywatnych, z mniejszych miejscowości, którzy nie mają żadnych możliwości i nie wiedzą nic o skomplikowanych procedurach i terminach. Ten proces jest niesprawiedliwy i nie ma w nim równowagi sił.
Relacje z inwestorem
Bardzo dobrze, że proponowane przepisy zwiększają możliwość udziału organizacji w procedurze uzyskiwania pozwolenia na budowę budynków inwentarskich. Jednak blokowanie takich inwestycji nie jest jądrem naszej działalności. Raczej uświadamiamy społeczeństwo o uciążliwości dla środowiska i dla lokalnych społeczności, związanych z przemysłowym chowem zwierząt.
Każdy przepis, który realnie zwiększy udział organizacji ekologicznych, mogących wspierać wiedzą i swoimi możliwościami ludzi niechcących mieszkać w sąsiedztwie takich obiektów, jest potrzebny. Tylko tak można nawiązać równorzędne relacje z inwestorem. Proponowane przepisy niczego nie przesądzają. Dają jedynie możliwość, aby się wesprzeć wiedzą i możliwościami organizacji.