- Zmienił się rynek naszych odbiorców. Branża paszowa dostała jedynie rykoszetem, ale nasi hodowcy są w totalnym dołku. Sytuacja jest krytyczna. Odczuwamy to w nastrojach i w finansach. Rozmowy z rolnikami są wyjątkowo trudne. Rynek surowców jest niestabilny, to przekłada się na ceny mieszanek. Rolnicy dziś są świadomi, są tak samo jak my udziałowcami rynku i orientują się w realiach i cenach surowców paszowych. Staramy się wspierać naszych klientów, np. poprzez wsparcie zamykania cykli produkcyjnych. Uważamy, że obecnie cykl zamknięty jest jedną z dróg do osiągnięcia, może w obecnych realiach nie opłacalności, ale ograniczenia strat. Pomagamy też naszym klientom dobrać się w pary, łączymy producentów prosiąt z tuczarzami. Mamy świadomość, że rolnik, który zlikwiduje hodowlę, jest dla nas stracony, a przecież pandemia kiedyś minie. Przez ostatni rok szacujemy, że ok. 20% naszych klientów wstrzymało się ze wstawieniami lub zmieniło profil działalności np. na tucze hotelowe. Wbrew temu, co się dzieje, Polska rozwija produkcję loch. Rolnicy sprowadzają doskonałej jakości materiał hodowlany. De Heus zwiększył w tym czasie sprzedaż pasz dla loch o ok. 50% - mówi Joanna Rybak z firmy De Heus.
Więcej informacji o tym, jak branża paszowa radzi sobie w kryzysie znajdziesz w marcowym wydaniu „top agrar Polska”. Zapraszamy do lektury!
StoryEditor
Joanna Rybak (De Heus): Pomagamy naszym klientom
Firmy paszowe odczuły skutki pandemii poprzez ograniczenia w dostępności sprowadzanych surowców, co wpłynęło drastycznie na ich cenę. Rynek nie był i nadal nie jest przychylny dla branży paszowej. Zdrożały witaminy, aminokwasy i wszystkie sprowadzane surowce. Do tego doszły spekulacje dotyczące zbiorów kukurydzy i soi w Ameryce. Mówimy już nie o soi w porcie, tylko o tej, która stoi nadal na polu.