Płeć piękna? Owszem, ale na pewno nie słabsza, skoro samodzielnie prowadzą fermę liczącą 630 loch, nastawioną na produkcję warchlaków. Rzecz się dzieje w Ruszkowie w pow. rypińskim. Maria i Monika z domu Pietrzak, pochodzące z gospodarstwa siostry, 3 lata temu postawiły fermę, w której założenia od początku wpisane było to, że będą tu pracowały wyłącznie kobiety. Rolniczki skorzystały ze wspólnego dofinansowania z PROW, dlatego formalnie w tej chlewni stoją dwa stada po 315 loch. Zwierzęta są oznakowane kolczykami i numerami tak, aby były łatwe do identyfikacji zarówno w chlewni, jak i w dokumentacji oraz przy rozliczeniach. Pracują w rytmie 3-tygodniowym.
– Produkujemy rocznie około 20 tys. prosiąt, które sprzedajemy do gospodarstw z całej Polski – mówi Maria.
Na pierwszy rzut oka widać wzajemne zrozumienie i zaufanie w zespole. W chlewni jest czysto, a w pomieszczeniach socjalnych przytulnie, cicho gra muzyka, słychać łagodne i wesołe głosy.
Z tygodnia na tydzień
Praca w rytmie 3-tygodniowym powoduje, że każdego tygodnia dziewczyny mają skrupulatnie rozplanowane zadania, którymi sprawiedliwie się dzielą. W pierwszym tygodniu zaplanowane są krycia, za które odpowiedzialna jest przede wszystkim zootechniczka – Kamila.
Drugie krycie przypada we wtorki o godzinie 14, a trzecie w środę około godziny 11. Kamila zaznacza jednak, że po raz trzeci inseminowane są tylko te lochy, które po drugim kryciu nadal wykazują odruch tolerancji. Średnio w tym gospodarstwie zużywane jest 2,4 porcji nasienia na jedną ruję.
Inseminacja odbywa się tu zawsze w obecności jednego z dwóch knurów szukarków, które w kobiecych rękach są łagodne i wyjątkowo przyjazne. Najwięcej ma z nimi do czynienia Gosia, która prowadzi je po fermie zapięte na smyczy niczym psy. Spacery te odbywają w celu wyszukiwania rui, do stymulacji loch przed oraz w trakcie każdej inseminacji.
– W poniedziałki, kiedy my inseminujemy, Krystyna i Gosia myją porodówki, ale już we wtorek i środę dołączają do nas i również pomagają przy kryciu. Praca idzie sprawniej i szybciej, kiedy wszystkie jesteśmy w sektorze krycia – wyjaśnia Kamila.
Siłownia na co dzień
– Mamy tu niezły fitness. Do 10 rano potrafię mieć na krokomierzu ponad 20 tys. kroków. To tyle, co niektóre kobiety nie przejdą przez cały tydzień – śmieje się Kamila. Praca w rytmie 3-tygodniowym oznacza, że stado zostało podzielone na 7 grup technologicznych, liczących w tym przypadku po około 90 loch. Co 3 tygodnie rodzi się tutaj około 1200 prosiąt. W trakcie odchowu każde z nich musi zostać kilka razy podniesione przez kobiece, delikatne dłonie, które dzięki temu stały się wyjątkowo silne i wytrwałe. Średnia masa urodzeniowa wynosi w tej chlewni 1,35 kg, a więc już podczas pierwszych zabiegów wykonywanych na noworodkach w sumie trzeba podnieść ponad 1,5 t prosiąt. Każde późniejsze ich łapanie jest tylko cięższe. Podczas odsadzenia, kiedy ważą średnio ponad 7 kg, masa całej grupy przekracza już 8 t, a biorąc pod uwagę, że prosięta uciekają i wyrywają się podczas łapania i podnoszenia, obciążenie jest tym większe. Ale dziewczyny nie narzekają.
– Pracujemy z żywymi zwierzętami. Nie możemy zamknąć drzwi i pojechać na wakacje. Zawsze ktoś musi być na miejscu i czuwać. Ale wszystko da się zorganizować. W długie weekendy i w święta sprawiedliwie się wymieniamy, tak aby wszystkie mogły odpocząć, a przed Wielkanocą odsadzamy prosięta nie jak zawsze w czwartek, tylko w piątek, po to, aby mieć wolny lany poniedziałek. Krycia rozpoczynamy dzięki temu od wtorku po świętach, bez szkody dla produkcji – tłumaczy Maria.
Załoga bierze udział w konferencjach i szkoleniach. Natalia i Kamila chodzą do zaocznego technikum zootechnicznego. Ale nie samą pracą człowiek żyje.
– Czasem razem wypadamy na kolację do miasta. Chodzimy do kina, a na Dzień Kobiet byłyśmy w teatrze. Staramy się poza pracą spędzać czas razem, bo się lubimy – przyznaje Monika.
W tak niewielkiej społeczności, jak w Ruszkowie, gdzie mieszka nieco ponad 400 osób, nie da się kogoś nie znać. Dziewczyny widzą swoje domy z okien. Kiedy któraś musi wyskoczyć do chlewni, druga jest w stanie doglądać jej dzieci ze swojego podwórka.
– Kiedy w naszej szkole zaplanowana jest wywiadówka, ustawiamy pracę pod spotkania z nauczycielami. Jesteśmy matkami i rozumiemy potrzeby swoje i naszych rodzin – podkreśla Maria.