Trwa posiedzenie zespołu ds. stabilizacji i wparcia rynku mięsa wieprzowego przy ministerstwie rolnictwa i rozwoju wsi. Przedstawiciele branży dyskutują o palących problemach w branży i możliwych rozwiązaniach. Rolnicy mówią jednym głosem: trzeba ratować co zostało! Jednym z poruszanych tematów są dopłaty do loch. Trzy dni temu, 15 lutego ruszył nabór wniosków. Minister rolnictwa i rozwoju wsi Henryk Kowalczyk zapowiedział, że wnioski złożone w lutym zostaną szybko rozpatrzone, a producenci mogą spodziewać się środków zasilających ich konta już w marcu.
- Od 15 lutego do tej chwili wpłynęło nieco ponad 600 wniosków od rolników starających się o dopłatę do loch – poinformowała Beata Gawlik z ministerstwa rolnictwa i rozwoju wsi.
Naszej redakcji udało się również ustalić szczegóły, jak dokładnie będzie wyglądało finansowanie. Dopłaty zostały przewidziane do liczby urodzonych prosiąt, a nie faktycznej liczby utrzymywanych w stadzie loch. A zatem, jeżeli w gospodarstwie urodzi się od 20 loch 200 prosiąt rolnik otrzyma 20 tys. zł wsparcia. Jeżeli jednak, w przypadku niskiej plenności te same 20 loch urodzi 160 prosiąt, rolnik otrzyma już tylko 16 tys. zł. Wygrani na tym dofinansowaniu są właściciele ras i linii hybrydowych, wysokoplennych. W ich przypadku jeżeli założymy, że 20 loch urodzi średnio po 16 prosiąt, zgłoszą 320 noworodków i uzyskają 32 tys. zł wsparcia, czyli dwa razy tyle co właściciele mniej plennych macior.
- Taka konstrukcja dofinansowania skutkuje tym, że właściciele ras np. zachowawczych, złotnickich czy puławskich stracą, nie będą premiowani tak jak rolnicy, którzy wybrali drogę hodowli hybrydowych linii świń – mówił prezes Kujawsko-pomorskiej Izby Rolniczej Ryszard Kierzek.
W obecnej sytuacji rolnicy są wdzięczni za tę pomoc ministrowi, jednak wskazują i udowadniają, że nie rozwiązuje ona problemów branży. Padają głosy, że dopłata do loch jest jedynie „łykiem powietrza dla tonącego” i jeżeli nie zostanie powtórzona, nic już nie pomoże.
Prezes Wielkopolskiego Związku Producentów i Hodowców Trzody Chlewnej, Grzegorz Majchrzak mówił, że bez wyznaczenia cen minimalnych nie poskładamy już rodzimej hodowli trzody chlewnej.