– Działamy od dołka do dołka. Nie mamy systemowych rozwiązań. Nikt nas, rolników, nie chce słuchać. Jak cudem uda się wyjść z dołka, wracamy do gospodarstw i ciężko pracujemy, a urzędnicy, którzy powinni opracować schemat działań, które pozwolą unikać podobnych sytuacji w przyszłości, nie realizują tego. Dlatego zawsze po pewnym czasie ponownie mamy dołek. I znowu musimy walczyć o uwagę i o byt. Przecież nie chcemy dokuczać kierowcom i blokować dróg, ale jest pytanie: gdzie mamy zwracać uwagę władz na nasze szalenie poważne problemy? W Warszawie spotkania zawsze kończą się na rozmowach – nigdy na działaniu.
Sytuacja jest dramatyczna, nieporównywalna do tej, kiedy w latach 1999–2000 rolnicy zaprotestowali wychodząc na drogi. Złożyło się wiele rzeczy. Z jednej strony ASF, który ogranicza nasz eksport do krajów trzecich. Do tego embargo Rosji, a był to znaczący rynek zbytu, susza w 2018 r. i powódź w 2017 r. Do tego od 3 lat dzieje się coraz gorzej w związku z tuczem kontraktowym. Tucz kontraktowy jest ekspansją, która wybuchła bardzo gwałtownie, w sposób niekontrolowany – uważa Janusz Białoskórski.
Szerzej o aktualnej sytuacji rynkowej piszemy w najnowszym, lutowym wydaniu „top świnie”. Zapraszamy do lektury.
StoryEditor
Zrobić porządek z kontraktami
– Tucz kontraktowy jest ekspansją, która wybuchła bardzo gwałtownie, w sposób niekontrolowany. To nie jest ani zdrowa, ani dobra konkurencja. Polski rolnik nie jest nawet podobny do tego w USA, gdzie system ten podobno się sprawdza – uważa Janusz Białoskórski.