Diabeł tkwi w szczegółach, bo każdy z rynków rządzi się swoimi prawami, od różnego rodzaju gleb, zróżnicowania mocy ciągników i wielkości gospodarstw, po specyficzne wyposażenie. Maszyny znacznie różnią się więc wyposażeniem. – Różne modele talerzy, wałów doprawiających, czy zębów kultywatorów powoduje, że musimy być bardzo elastyczni – zaznacza Józef Seidel.
W 2018 roku 38% sprzedaży maszyn marki Mandam zostało w kraju, a aż 62% sprzętu trafiło na za granicę. Za rodzimym rynkiem pod względem sprzedaży maszyn uplasowały się Niemcy, Francja i Japonia.
– Cieszy szczególnie Japonia, bo to stosunkowo nowy dla nas rynek, a już tak dobrze rozwinięty. Warto wspomnieć o coraz lepszych wynikach w Hiszpanii, Grecji i RPA. Cieszymy się też pierwszym zamówieniem z Australii – wylicza rozmówca.
Na marcowych targach Agrotech w Kielcach firma zaprezentuje pierwszą z premier na 2019 rok. Będzie to nowy kultywator przedsiewny. – Tajemnicą owiane są dwa inne duże projekty, ale trudno oszacować, kiedy pokażemy je oficjalnie, choć chcielibyśmy zdążyć na Agro Show we wrześniu – dodaje. Seidel podkreśla także, że konstruktorzy pracują też nad rozbudowaniem opcji oferowanych już produktów i nad modyfikacjami, które najczęściej wynikają z uwag rolników.
Od stycznia producent podniósł ceny maszyn o kilka procent w zależności od typu. Wzrost cen maszyn wynika przede wszystkim z drożejących materiałów do produkcji, energii elektrycznej itp. – Wpływ na to ma też wzrost wynagrodzeń, bo na rynku pracodawców musimy być konkurencyjni. Niestety, cierpimy na brak siły roboczej. Poszukujemy dobrych fachowców – spawaczy, ślusarzy, wózkowych. Z tego względu też nasza oferta została okrojona i wycofaliśmy z produkcji aż 7 modeli maszyn – mówi Józef Seidel.