Rolnicy są rozzłoszczeni, gdy mechanik działa jak dziecko we mgle i próbuje rozwiązać problem wymieniając kolejne podzespoły ciągnika, a naprawy te nie dają pożądanego skutku. – Przecież to generuje ogromne koszty dla dilera – mówi Chludziński.
Dobrze, jeśli naprawa jest w ramach gwarancji, bo rolnik nie płaci wtedy ani złotówki. Każdy przyjazd mechanika do gospodarstwa to niemałe koszty dla dilera. Historia wspomnianego rolnika miała miejsce przed kilkoma laty i dotyczyła ciągnika Kubota M128X. – Mój ciągnik w czasie gwarancji stał w serwisie 117 dni – zaznacza rolnik. Wszystko rozpoczęło się od wymiany oleju przekładniowego. Od tego czasu przy zmianie kierunku jazdy lub przy delikatnym popuszczaniu pedału sprzęgła ciągnik szarpał. Rolnik nie zraził się do marki i dilera i niedawno na jego podwórko trafiła kolejna Kubota.
Zmiany w sieci dilerskiej = problemy
Na nieszczęście Chludzińskiego firma, w której rolnik kupił pierwszy traktor zrezygnowała z reprezentowania tej marki. Teren przejął nowy diler, który nie miał wtedy doświadczenia z Kubotą. W porozumieniu z inżynierami polskiego oddziału Kubota podjęto decyzję o wymianie sprzęgła do jazdy do przodu i do tyłu. Niestety, problem nie zniknął. Jak się później okazało, problem rozwiązali inżynierowie z fabryki. - Zajęło im to aż 15 minut – mówi z uśmiechem na twarzy Chludziński. Wystarczyła kalibracja przekładni. Procedurę tę przeprowadzali także mechanicy dilera, jednak najprawdopodobniej olej nie był dostatecznie rozgrzany.Więcej przeczytasz w lipcowym wydaniu magazynu „top agrar Polska” od str. 132.