Cały czas odczuwamy skutki kryzysu zbożowego i wysokich cen środków do produkcji rolnej. Co gorsza, moim zdaniem nie ma szans na szybką poprawę dochodowości w rolnictwie. Ceny płodów rolnych ustabilizowały się na poziomie sprzed pandemii. Nieznacznie spadły też ceny surowców niezbędnych do produkcji rolnej, jednak te i tak są wyższe niż przed wojną.
Rolnicy zauważają, że woleli płacić ponad 4 tys. zł za tonę nawozu NPK i sprzedawać pszenicę po 1500 zł, niż teraz 3000 zł, kiedy pszenica kosztuje 850 zł. Ten rok będzie trudny dla wielu gospodarstw, bo muszą sprzedać swoje płody za niską cenę, a do ich produkcji zużyli nawozy i paliwo kupione za rekordowe stawki.
Kryzys w branży maszyn rolniczych
Cała ta sytuacja sprawia, że rolnicy czują niepewność, nawet gdy mają pieniądze, to oglądają każdą złotówkę ze wszystkich stron, zanim wypuszczą ją w obieg. Bezpośrednio przekłada się to na dealerów maszyn, których punkty sprzedaży od kilku miesięcy świecą pustkami. Gdy dealerzy nie sprzedają sprzętu, przestają zamawiać go w fabrykach, koło zamyka się. Taka sytuacja może być korzystna dla rolnika, który planuje właśnie teraz kupić nową maszynę. Dealerzy czyszczą stoki magazynowe, więc jest szansa na kupienie sprzętu z wyższym rabatem, bo klienta na placu trzeba ze świecą szukać.
O kryzysie w branży rozmawialiśmy z rolnikami, dealerami i producentami maszyn. Zapewniliśmy im anonimowość, więc przekazali nam szczere wypowiedzi. Wszyscy muszą mierzyć się z trudną sytuacją, każda z grup ma inne pomysły na łagodzenie skutków kryzysu i szukania oszczędności.
Punkt widzenia rolnika - maszyny do uproszczonej uprawy
Całą tę sytuacje doskonale oddaje przysłowie: od myszki do cesarza wszyscy żyją z gospodarza. W wielu, zwłaszcza mniejszych gospodarstwach, problemem jest to, że kryzys zbiegł się z wprowadzeniem nowej polityki rolnej UE. Chodzi o ekoschematy, dokładniej o produkcję w systemach uproszczonej uprawy. W wielu gospodarstwach wiąże się to z zakupem nowych maszyn, ale w obecnych realiach rolnicy powstrzymują się z inwestycjami. Aby obniżyć koszty, w terenie słychać, że co bardziej bystrzy rolnicy z umiejętnościami ślusarskimi i dobrze wyposażonym warsztatem sami budują maszyny do uproszczonej uprawy gleby.
Każdy z rolników, moich rozmówców podkreślał, że kryzys w branży wynika z krótkiego łańcucha naczyń połączonych: rolnik – dealer – producent. Problemem jest to, że kryzys nastąpił, gdy przy naszej granicy trwa wojna, która ma ogromny wpływ na światową gospodarkę. Niestety, wojna to okazja dla wielu, aby się wzbogacić. Chodzi tutaj chociażby o ceny surowców energetycznych. Wysokie ceny gazu wywindowały ceny nawozów, zwłaszcza azotowych, do kosmicznego poziomu. Niestety, łakome na pieniądze rolników koncerny i spółki zajmujące się ich produkcją postanowiły drenować kieszenie rolników tak długo, jak to było możliwe. Takie postępowanie było skrajnie nieodpowiedzialne, skutki tego odczuwają teraz nie tylko rolnicy, ale branże pokrewne, czyli dealerzy i producenci maszyn.
Rośnie sprzedaż części zamiennych
Jak podkreślają rolnicy, spadek dochodowości sprawił, że wielu z nich reperuje stare maszyny. Tutaj wyraźnie widać zwiększone obroty firm ze sprzedaży części zamiennych. Do takich kroków nakłaniają rolników także wysokie ceny usług serwisowych, niezbędnych w nowoczesnych i zaawansowanych maszynach.
Jednak brak środków na zakup nowych maszyn nie jest jedynym problemem, z jakim mierzą się aktualnie producenci żywności. Każdy rolnik szuka sposobów obniżenia kosztów. Jeden z moich rozmówców, rolnik z woj. warmińsko-mazurskiego zrezygnował z uprawy rzepaku ozimego. W jego miejsce posiał len oleisty, którego potrzeby względem nawozów i ś.o.r. są o wiele niższe. Inny rolnik z Wielkopolski mówi, że świadomie zgodził się w tym roku na opóźniony zbiór buraków cukrowych. Zamierzał po nich zasiać pszenicę – mówi, że więcej zarobi na wyższym plonie buraków niż na wyższym o 1 tonę przyszłorocznym plonie i tak taniej pszenicy.
W dużo lepszej sytuacji są silne gospodarstwa o większym areale. Rolnik z Opolskiego mówi, że nie musi teraz kupować żadnych maszyn. Ma tyle sprzętu, że brakuje mu areału, aby w pełni go wykorzystać. Nie przekreśla na razie planów związanych z zakupem nowych maszyn. Myśli o kupieniu opryskiwacza samojezdnego, ale z decyzją o zakupie poczeka jeszcze 2 lata.
Sprzedawcy maszyn w ciężkiej sytuacji
Ich sytuację można przedstawić w skrócie: jest gorzej, ale nie jest źle. Oczywiście, to opinie przedsiębiorców, z którymi rozmawiałem, tj. z województwa podlaskiego, wielkopolskiego i śląskiego. To firmy z długoletnim stażem na rynku, sytuacja innych dealerów, którzy w ostatnich latach poczynili pokaźne inwestycje w budowę nowych obiektów może być zupełnie inna.
Sprzedawcy maszyn, którzy niedługo są na rynku i dodatkowo obciążeni są kredytami, nie wytrzymują trudnej sytuacji. Jedynym wyjściem jest wtedy sprzedaż firmy. Najczęściej kupującym są duże firmy, często z zagranicznym kapitałem. To najprostszy sposób na wykoszanie konkurencji z rynku, a w przyszłości narzucenie monopolu.
Obroty w firmach moich rozmówców są na stałym poziomie. Wszyscy zgodnie przyznają, że sprzedaje się mniej maszyn, ale są one droższe niż przed rokiem. Przedsiębiorca z Wielkopolski zaznacza, że w tym roku jest wyraźnie widoczny wzrost obrotów w częściach zamiennych. Jeśli chodzi o sprzedaż maszyn w jego firmie, informuje, że jest znacznie mniej klientów na mniejszy krajowy sprzęt. Duże maszyny sprzedają się cały czas. Największe spowolnienie sprzedaży zauważalne było w II i III kwartale, IV kwartał daje światło w tunelu na poprawę, bo rolnicy powoli sami kontaktują się w sprawie zakupu maszyn.
Spory spadek sprzedaży widoczny jest w segmencie maszyn zielonkowych. Najbardziej spadła sprzedaż pras. W ostatnich latach mleko płaciło bardzo dobrze, więc hodowcy sporo inwestowali. Teraz rynek może być nieco przesycony maszynami z tego segmentu. Dealer z woj. podlaskiego optymistycznie patrzy w przyszłość. Jego zdaniem ceny mleka już nie spadają, a niektórzy rolnicy wspominają już o podwyżkach cen surowca w skupie.
Maszyny na placu to koszt!
Obecnie sprzedaż u większości dealerów ukierunkowana jest na czyszczenie magazynów, które nie są małe. Przedsiębiorcy mówią, że ich finansowanie to spore koszty, dlatego teraz często sprzedają nowe maszyny ze znacznie niższą marżą. Ale nie zawsze tak jest. Mówi się, że prężny dealer z kilkoma oddziałami może być zatowarowany w maszyny za kwotę nawet 300 mln zł. To wymogi światowych koncernów, które nie zawsze dostrzegają problemy na lokalnych podwórkach swoich partnerów handlowych. Utrzymanie takiego stoku maszyn to ogromne koszty, więc tutaj o sprzedaży po kosztach nie może być mowy.
Słychać już, że wiele zmienia się w tej kwestii. Jeden z czołowych krajowych producentów maszyn oferuje dealerom finansowanie stoków maszyn. Kosztami mają dzielić się po połowie z dealerem.
Dealerzy, choć nie wszyscy, cały czas zamawiają nowe maszyny u producentów, ale sami podkreślają, że nie chcą mieć zbyt dużych zapasów na placach swoich oddziałów. Producenci kuszą dealerów znacznie większymi rabatami, bo chcą utrzymać ciągłość produkcji w zakładach, by zatrzymać pracowników.
Coraz bardziej zauważalnie doskwierają dealerom cały czas rosnące koszty utrzymania firmy. Na razie nie jest źle, ale przy dłuższym braku wzrostu obrotów coraz wyższe stałe koszty będą pogarszać rentowność ich przedsiębiorstw. Coraz większym obciążeniem dla firm handlowych jest utrzymanie pracowników. Rosnąca co chwilę płaca minimalna sprawia, że pracownicy każdego szczebla regularnie zgłaszają się po podwyżki. Drugi problem to narzucanie coraz wyższych standardów przez globalne koncerny. Chodzi chociażby o coraz droższe i lepiej wyposażone samochody serwisowe.
Produkcja maszyn rolniczych spowolniła
Producenci maszyn nie mają lekkiego życia już od dłuższego czasu. Zawirowania w utrzymaniu ciągłości produkcji większości fabryk trwają od 2020 r., czyli od wybuchu pandemii. Sytuacja krajowych producentów jest różna, bo w dużej mierze zależy od asortymentu maszyn, który produkują. Było słychać, że niektóre firmy skróciły tydzień roboczy pracowników produkcyjnych do 4 dni. Wszystko po to, aby nie dopuścić do zwolnień załogi.
Producenci, podobnie jak dealerzy zauważają, że IV kwartał jest już znacznie lepszy. Problem z mniejszą liczbą zamówień na nowe maszyny dotyczy nie tylko krajowego rynku, sprzedaż maszyn idzie znacznie gorzej także na większości rynków eksportowych. Fabryki cały czas pracują, bo kuszą dealerów wyższymi rabatami niż przed kryzysem. Jeszcze do niedawna zamówienia na maszyny spływały na skrzynki e-mail samoczynnie. Trzeba było je umiejętnie lokować w harmonogramie produkcji. Dziś każde zamówienie od dealera poprzedzone jest długimi rozmowami i negocjacjami. Czas oczekiwania na nowe, krajowe maszyny znacznie się skrócił. Taka sytuacja to duża niepewność dla produkcji, która z reguły obłożona jest na ok. miesiąc.
Producenci, którzy przez zawirowania w dostępności komponentów do produkcji z powodu pandemii znacznie poszerzyli grono poddostawców części, mówią, że teraz, gdy produkcja zwolniła, mogą negocjować ceny u kontrahentów biznesowych. Mówią, że każdy kryzys uczy ich czegoś nowego. Coś, co w początkowej fazie jest problemem, może finalnie przełożyć się na korzyść.