Polski Związek Producentów Roślin Zbożowych wystąpił do wicepremiera i ministra rolnictwa i rozwoju wsi Henryka Kowalczyka oraz ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka o wprowadzenie zmian w „Programie działań mających na celu zmniejszenie zanieczyszczenia wód azotanami pochodzącymi ze źródeł rolniczych oraz zapobieganie dalszemu zanieczyszczeniu” i zniesienie sztywnych terminów stosowania nawozów azotowych: zarówno pozimowego (od 1 marca), jak i przedzimowego (do 15 października, najwyżej 25 lub 30 października w wyznaczonych gminach).
– To Ministerstwo Infrastruktury opracowało program azotanowy, który między innymi wyznacza dopuszczalne terminy stosowania nawozów, a także wyznacza kary za ich łamanie. Liczymy na to, że wesprze nasz minister rolnictwa. Na początku stycznia mamy umówione spotkanie z Henrykiem Kowalczykiem i będziemy go przekonywać do naszych racji – informuje Stanisław Kacperczyk, prezes PZPRZ.
W ocenie Związku program azotanowy w obliczu zmieniających się warunków klimatycznych i powtarzającego się zjawiska wiosennej suszy szkodzi polskiemu rolnictwu. Wyznaczenie sztywnych dat w stosowaniu nawozów uważa za nieracjonalne z uwagi na nieprzewidywalność warunków pogodowych.
– Stało się przy tym normą, że w różnych regionach kraju mamy właśnie np. wczesną wiosną zupełnie inną pogodę i rośliny rozpoczynają wegetację w różnych terminach – dodaje Stanisław Kacperczyk.
Producenci roślin zbożowych wskazują też na szczególną sytuację, w jakiej teraz się znaleźli wszyscy rolnicy. Nawozy, także azotowe, podrożały nawet o kilkaset procent i wielu rolników po prostu nie stać na zakup pierwszej, wiosennej dawki nawozowej. Do ministrów mających wspływ na program azotowy kierują m.in. takie argumenty: „Ci, którzy decydują się na zalecaną przez ekspertów dywersyfikację ryzyka, czyli na zakup choć części potrzebnych nawozów dla zabezpieczenia ciągłości i efektywności własnej produkcji, chcieliby mieć możliwość ich racjonalnego zastosowania, w terminie najbardziej odpowiednim ze względu na przyjęte zasady agrotechniczne. Nie chcą być krępowani przepisami, które określają urzędnicy w Brukseli, a które nie mają nic wspólnego z zasadami dobrej praktyki rolniczej i nie chcą tracić potencjału nawozów, które byli zmuszeni kupić po takich jak obecnie, realnie zdecydowanie zbyt wysokich, cenach”.
– Rośliny nie przyjmują do wiadomości postulatów czy decyzji politycznych. Wegetacja nie zależy od daty w kalendarzu, ale od warunków pogodowych. W uprawie powinniśmy się kierować wiedzą i praktyką, a nie zasadami ustalonymi przez technokratów – przekonuje Tadeusz Szymańczak z PZPRZ. – Rzepak po zimie trzeba jak najszybciej zasilić, zaraz po nim wymagają tego inne oziminy, pszenica i jęczmień. Jeśli roślina nie zostanie w porę odżywiona, odbije się to na jej kondycji. Zbyt późne podanie nawozu skutkuje obniżeniem plonów oraz pogorszeniem jakości ziarna, te u później zasilonych roślin są gorzej wykształcone. Ostatecznie wszystko to powoduje zmniejszenie dochodów rolnika – podkreśla.
Zdaniem związku również jesienny termin stosowania nawozów azotowych powinien zostać przedyskutowany, gdyż w ostatnich latach powtarzał się problem dużego braku wilgoci w glebie także jesienią, co uniemożliwiało terminowe zastosowanie nawozów. PZPRZ uważa, że wymieniona data, czyli 15 października z niewielkimi odstępstwami na niektórych obszarach, powinna zostać usunięta z rozporządzenia. Najlepiej byłoby zastąpić ją określeniem warunkującym stosowanie nawozów naturalnych na gruntach ornych, uprawach trwałych i użytkach zielonych brakiem zamarznięcia gleby i brakiem okrywy śniegowej.
– Uważamy, że sztywne terminy stosowania nawozów powinny być usunięte z programu azotanowego lub przynajmniej uchylone w nadchodzącym sezonie – mówi prezes Kasperczak. – Taką derogację już raz wywalczyliśmy. W 2020 r., po apelach naszego związku oraz Krajowego Związku Producentów Rzepaku, przesunięto wiosenny termin stosowania nawozów azotowych na 15 lutego, pod warunkiem, że gleba nie była zamarznięta, zalana wodą lub pokryta śniegiem. I już w połowie lutego rolnicy masowo wyjechali w pola, czym uratowali uprawy, na początku marca rozpoczęła się bowiem susza – przypomina.