StoryEditor

Bawarskie kiełbaski prosto od rolnika

W pierwszym dniu naszego wyjazdu studyjnego odwiedziliśmy gospodarstwo w Bawarii. Michael Bernet z Kersbach przejął pałeczkę po ojcu i rozwija przetwórstwo mięsa oraz sprzedaż bezpośrednią W rodzinnym biznesie zamykają łańcuch od pola do stołu. Mogliśmy sami spróbować jego wyrobów.
23.05.2018., 12:05h
– Kiedy odstawiamy tuczniki do rzeźni, to nie mamy żadnego wpływu na cenę. Teraz zostaje raptem 5 euro od sztuki i zarabiają przetwórcy. My od lat próbowaliśmy to zmienić – opowiada 26-letni następca, który już od ponad 6 lat prowadzi 90-cio hektarowe gospodarstwo. Już ojciec Michaela – wyuczony rzeźnik – wiedział, że kiedy ubije i przerobi tucznika, to w kieszeni zostanie mu więcej niż, gdy odda do rzeźni.

W niewielkim budynku przylegającym do chlewni wygospodarowali pomieszczenie i urządzili w nim miejsce do rozbioru tusz tuczników ubitych usługowo w pobliskiej rzeźni. Za ubój płacą sporo, bo ok. 40 euro od sztuki, ale inaczej się na razie nie da, bo w Bawarii – podobnie jak u nas – ubój jest obostrzony wieloma wymogami. Choć i to się zmienia, bo urzędy nieco odkręciły śrubę.

Bernet ma jeszcze ok. 30 loch i odchowuje prosięta, które na własne przetwórstwo tuczy do nawet 150 kg i więcej. Własnych prosiąt jest za mało, by zasiedlić kilka lat temu wybudowaną tuczarnię. Musi dokupić warchlaki za które płaci obecnie 60 – 62 euro/szt. w wadze rozliczeniowej 28 kg. Za każdy kilogram ponad to płaci 1,50 euro.
Na własne wyroby tuczniki ponad 150 kg 
– Tuczniki dorastają do wagi ponad 150 kg i wtedy idą na rzeź, jeśli wykorzystujemy tusze na własne wyroby – wyjaśnia młody rolnik. Co 6 tygodni jest wielka akcja. Kilka tuczników Bernet zawozi specjalną przyczepką za samochodem w nocy z niedzieli na poniedziałek do rzeźni i już rano w poniedziałek odbiera tusze i podroby z rzeźni. Poniedziałek i wtorek to dni rozbioru oraz przygotowania elementów do kiełbas, pasztetów, szynek wędzonych. Z braku pomieszczeń kiełbasy i pasztety przygotowują w odległym o kilometr pomieszczeniu stryja, który prowadzi restaurację. W nocy ze środy na czwartek zawozi kolejne kilka tuczników do rzeźni, by mieć świeże mięso do sprzedaży w sobotę.

– Sobota co 6 tygodni wszystkie ręce idą na pokład, bo w jeden dzień sprzedajemy wszystko, co przygotowaliśmy z 10 tuczników przez cały tydzień – śmieje się Bernet. W ciągu ostatnich lat pocztą pantoflową rozeszła się wieść o jakości jego wyrobów, że dziś krąg odbiorców liczy ponad 150 osób. Jak już klienci przyjadą, to robią większe zakupy, wydając jednorazowo od 50 do 100 euro.
Prosto od rolnika – to jest to!
– Nasi odbiorcy cenią sobie nasze produkty. Wiedzą jak hodujemy i żywimy świnie i doceniają smak wyrobów. Poza tym, mogą je kupić nawet nieco taniej niż w sklepie – wyjaśnia Bernet. Ten sukces rozochocił go na tyle, że zaplanował rozwinąć biznes. Z dumą pokazał naszej grupie zatwierdzony już projekt budowy nowej przetwórni, połączonej ze sklepem. I choć cała procedura zezwoleń trwała 4 lata, to się udało i ostatecznie w przyszłym roku o tej porze ma nadzieję wykańczać nową inwestycję. Inwestycja pochłonie ponad 300 tys. euro, uwzględniając także rozbiórkę obecnego budynku. I choć to sporo, to młody Bernet twierdzi, że dopiero jest na początku swojej drogi zawodowej i chce zapewnić sobie dobre źródło dochodu.

– Nie można ograniczać się tylko do klasycznego rolnictwa, bo jesteśmy za mali, musimy szukać niszy i wielu możliwości dochodu – podkreśla. Przetwórstwo i sprzedaż bezpośrednia wyrobów, to szansa zarobić pieniądze bez konieczności szukania dodatkowej pracy poza gospodarstwem. Bernet planuje nawet uruchomienie ubojni, ma na to wszystkie potrzebne uprawnienia, bo oprócz zawodu rolnika, wyuczył się też fachu rzeźnika.
– Kilka lat temu Unia kazała zamykać małe rzeźnie, teraz urzędnicy zmienili zdanie i myślę, że jak tylko ruszy przetwórnia, to potem będę mógł sam zająć się wszystkim – snuje plany.
Sami spróbowaliśmy
- Na koniec naszej wizyty mieliśmy okazję spróbować bratwurst z kiszoną kapustą, swojski chleb i oczywiście regionalne piwo. Poczuliśmy bawarski, ale niezwykle swojski klimat, gospodarze przyjęli nas nad wyraz życzliwie i serdecznie, otwarcie dzieląc się swoimi doświadczeniami.

W zestawie naszych upominków nie zabrakło oczywiście akcentów od "top agrar Polska" oraz lokalnych wspaniałych wyrobów uczestników naszego wyjazdu studyjnego.    bk, fot. Bujoczek, Popiel
Karol Bujoczek
Autor Artykułu:Karol Bujoczek Dyrektor Wydawniczy – Przewodniczący Rady Redaktorów
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
17. listopad 2024 07:20