Innowacyjne Rolniczki Unii Europejskiej
To właśnie on dał im siłę, by płynąć pod prąd, stać się inspiracją dla kobiet i zdobyć tytuł Innowacyjnych Rolniczek Unii Europejskiej.
Jak to się stało, że razem z mamą stałyście się przedłużeniem historii pstrąga potokowego w Ojcowskim Parku Narodowym?
Agnieszka Sendor: Mieszkałyśmy w Krakowie, a w Ojcowie lubiłyśmy rodzinnie wypoczywać. W pewnym momencie mama, pracująca w branży IT, poczuła zmęczenie pracą w korporacji i postanowiła przeprowadzić się na wieś – niedaleko Ojcowa. Potem zaczęła działać lokalnie jako społecznik i została sołtyską. Odkryła, że to właśnie w Ojcowie i jego okolicach ma swoje ulubione miejsca, do których lubi wracać.
Początki hodowli pstrąga potokowego
Jak się okazało, Ojców stał się także początkiem waszej rolniczej przygody…
Magdalena Węgiel: Skoczyłyśmy na głęboką wodę przez… stawy w Ojcowie. Stawy te – wraz z hodowlą pstrąga potokowego, są tu od niemal dziewięćdziesięciu lat. Powstały w 1935 roku z inicjatywy księżnej Ludwiki Czartoryskiej, po wojnie przeszły w ręce rybackiego PGR, a potem w struktury Ojcowskiego Parku Narodowego. To są jedyne w Polsce i w Europie stawy zlokalizowane w parku narodowym. Funkcjonowały nieprzerwanie do lat dwutysięcznych. Wtedy okazało się, że hodowlę pstrąga trzeba odnowić, co generowało potężne koszty. Ojcowski Park Narodowy podjął więc decyzję o rezygnacji z hodowli. Ministerstwo wydało wtedy zgodę na zasypanie tutejszych stawów oraz o naturalizacji tego terenu. Jedenaście lat temu pojawiłyśmy się więc w ostatnim momencie, by to miejsce i hodowlę naturalnego mieszkańca Jury i rzeki Prądnik uratować. Gdyby tak się nie stało, byłyby tu teraz nieużytki rolne. Zawalczyłyśmy o dzierżawę tego terenu, co okazało się rozpoczęciem przez nas hodowli pstrąga potokowego.
Miałyście wtedy jakieś pojęcie o hodowli ryb?
Agnieszka Sendor: Żadne! Mama tworzyła rynek komputerowy, ja zajmowałam się europeistyką. Wiedziałyśmy, że ryba ma głowę i ogon. Dziś już zdajemy sobie sprawę, że ryby to bardzo ciekawe istoty To nieprawda, że nie mają głosu. One wszystko pokazują – tylko trzeba się w nie wsłuchać, jak w naturę. Jednak zanim stałyśmy się hodowczyniami pstrąga potokowego, trafiłyśmy na wspaniałych ludzi z pasją – naukowców, hodowców oraz członków Polskiego Związku Wędkarskiego, którzy postanowili podzielić się ze mną i z mamą swoją wiedzą. Oczywiście, wszyscy traktowali nas na zasadzie, że i tak nie dacie rady, ale jak chcecie – możecie spróbować.
Jakie były początki waszej działalności?
Agnieszka Sendor: Z pewnością to miejsce nie wyglądało wtedy tak jak teraz. Co tutaj zastałyśmy? Puste stawy. Rosły w nich jedynie małe drzewka. Nie było grobli, wszystkie mnichy nadawały się do rekonstrukcji, a w wylęgarni mieszkały… żaby, które zatkały dopływy. Zdecydowałyśmy, że w części hodowlanej będziemy kontynuować hodowlę pstrąga potokowego, a przy stawie Beta stworzymy część do relaksu, kontaktu naturą i ze strefą gastronomiczną. Przyjmujemy tu turystów - serwujemy specjalność regionu Małopolski – wędzone pstrągi, bo pstrągi w rzekach były tutaj od dawna, więc były bardzo popularne w okolicy. Postanowiłyśmy wędzić pstrągi tak jak robiono to lata temu – naturalnie, na drewnie bukowym. Nie mamy tu fast foodów, ale lokalne produkty jako uzupełnienie rybnego menu. Kapustę z Charsznicy, naturalne napoje z ministerialnej listy produktów tradycyjnych i regionalnych. Tutaj jest stanowisko ochronne parku – płazów, gadów, żab trawnych. To jest priorytetem. Jeśli przychodzi czas godów, przykładowo – przenosimy żaby, żeby nic im się nie stało. Naszą misją oprócz hodowli pstrąga jest dbałość o tradycje regionu – kulinarne i przyrodnicze. Jesteśmy integralną częścią Ojcowskiego Parku Narodowego, więc z szacunkiem dbamy o naturę. To ważne, bo Ojców w sezonie turystycznym odwiedza prawie milion osób.
Magdalena Węgiel: Musiałyśmy same zakasać rękawy. Można powiedzieć, że w ojcowskie błoto poszły nasze oszczędności życia. Na powrót tego miejsca do czasów świetności poświęciłyśmy chociażby pieniądze Agnieszki przeznaczone na zakup mieszkania. Stawy i prace ziemne wymagają tak ogromnych nakładów, że trudno było nam nawet zrobić kosztorys do tego wszystkiego. Było tyle potrzeb i wyzwań. To nam dało ogromne doświadczenie.
Pojawiały się chwile zwątpienia?
Agnieszka Sendor: Większość osób w ogóle nie brała pod uwagę wariantu, że realizacja naszego przedsięwzięcia ma szansę na sukces. W nasz kobiecy duet wierzyła jedynie moja babcia. Okazało się, że początki były wyjątkowo trudne – niejednokrotnie musiałam założyć gumiaki i brodzić w mule. Nie wiedziałyśmy z mamą, że wszystkie prace trzeba wykonywać ręcznie. Trzeba było zabrać się do porządnej rolniczej pracy. To było dla nas nowe pole działania. Stąpałyśmy czasem po cienkim gruncie, walcząc o przetrwanie – tego miejsca i nasze.
Magdalena Węgiel: Tutaj zaczęłyśmy pracę od podstaw – musiały być odbudowane stawy, wykonane wszystkie drewniane mnichy, czyli urządzenia, które sterują wodą, górny staw trzeba było odkopać. Trzeba było porobić groble, posprawdzać odpływy. Musiałyśmy też odrestaurować naturalne filtry kamienno-żwirowe, które są potrzebne do wylęgarni. Mamy tu pełny cykl produkcji i trzeba było wszystko dostosować tak, by odpowiednio działało. Były momenty trudne. Czy przyszło załamanie? Chyba go nie było. Były jednak chwile, gdy ogarniała nas bezsilność. Czasem byłyśmy w stanie góry przenosić, a potem potykałyśmy się o mały kamyczek. Pamiętam, jak kiedyś popłakałam się nad kłódką przy bramie prowadzącej do stawów, której zimą nie mogłam otworzyć przez godzinę. Przychodziły więc trudniejsze momenty, ale potem człowiek przypominał sobie sens działania i szedł do przodu.
Agnieszka Sendor: Okres wzrostu pstrąga potokowego w hodowli zachowawczej wynosi około 4 lat, potem zaczyna się rozmnażać. W jednym stawie mamy tarlaki – stado macierzyste, które służy nam jako materiał genetyczny. W kolejnych stawach są ryby podzielone pod kątem wielkości. Ciągle musimy segregować ryby. Nie dodajemy przyspieszaczy wzrostu, nie segregujemy ryb genetycznie, nie robimy modyfikacji. Na dodatek wszystko odbywa się u nas ręcznie. Potrzebne jest manewrowanie między stawami. Raz do roku w listopadzie robimy tarło. W 2023 roku zdecydowaliśmy się na eksperyment – zrobiłyśmy w stawie naturalne tarlisko, bo zauważyłyśmy, że ryby, które naturalnie się wylęgają w stawie, są bardzo mocne genetycznie. Nasze pierwotne stado zarodowe powstało dzięki temu, że otrzymałyśmy bazę zarodową naszego matecznika od Polskiego Związku Wędkarskiego, który razem z Uniwersytetem Rolniczym przeprowadził badania i znalazł naturalny rodzimy endemit dla tego obszaru – pstrągi będące naturalnymi mieszkańcami tego rejonu.
Od tego roku prowadzicie hodowlę zachowawczą pstrąga potokowego. Z czego to wynika?
Agnieszka Sendor: Odkąd objęłyśmy stawy w Ojcowskim Parku Narodowym ze względu na ocieplenie klimatu i przepisy prawne bardzo zmienił się sposób hodowli, a raczej jej wielkość. Mamy tu wodę ze źródeł jurajskich, która dopływa do nas akweduktem – jest jej coraz mniej i dlatego musiałyśmy zmniejszyć obstawę stawów. Cztery lata starałyśmy się o przedłużenie dzierżawy tego terenu, nie miałyśmy pewności, czy możemy tu zostać. Okazało się, że udało się i dalej kontynuujemy naszą działalność. Odbudowujemy hodowlę od nowa. Musiałyśmy jednak przejść na rodzaj hodowli zachowawczej. Nasza hodowla jest po to, by podtrzymać hodowlę pstrąga potokowego. Dziś mamy zupełnie inne spojrzenie na hodowlę pstrągów. Wiemy, jak się je hoduje, gdzie popełniłyśmy błędy. Wiemy na przykład, że wydra może zjeść siedemset pstrągów i można się nie zorientować przez parę miesięcy, że tak się dzieje. Jesteśmy teraz bogatsze o dziesięć lat doświadczeń. Z nową energią i siłą przystąpiłyśmy do działania.
Ministerialna lista produktów tradycyjnych z Małopolski
Pstrąg Ojcowski stał się rozpoznawalną marką?
Agnieszka Sendor: Został wpisany na ministerialną listę produktów tradycyjnych z Małopolski. Zaledwie miesiąc po uruchomieniu hodowli został wyróżniony na warszawskich targach Regionalia" Minister rolnictwa i rozwoju wsi, marszałek województwa mazowieckiego oraz Polska Izba Produktu Regionalnego i Lokalnego uhonorowali go wyróżnieniem w kategorii: Skarby Natury. Ostatnio postawiłyśmy z mamą na nowy produkt – puszki z wędzonym filetem z Pstrąga Ojcowskiego. To nasz pomysł, aby odwiedzający Pstrągarnię turyści mogli zabrać kawałek Ojcowa do domu. Puszki powstają w sposób rzemieślniczy, każda jest ręcznie przygotowywana – począwszy od filetowania pstrąga, układania, po zamykanie i sterylizację. Pstrąg wędzony podawany jest w towarzystwie wysokojakościowego oleju rzepakowego od lokalnych wytwórców. Wszystko jest już gotowe, dopracowujemy jeszcze kwestie technologii.
Okazało się, że wasze działanie w Ojcowie – duetu mamy i córki, zachwyciło świat. Otrzymałyście tytuł Innowacyjnych Rolniczek Unii Europejskiej. Jaka była wasza reakcja na tę nagrodę, którą otrzymałyście jako pierwsze polskie rolniczki?
Agnieszka Sendor: Do Brukseli trafiłyśmy dzięki konkursowi, który organizowała Krajowa Rada Izb Rolniczych. To było ogromne zaskoczenie. Gdy leciałyśmy, by wziąć udział w finale, nie wiedziałyśmy o wygranej. Pamiętam, że mama wzięła ze sobą na galę niewygodne buty i marzyła tylko o tym, by je zdjąć. Potem przyszedł czas ogłoszenia wyników i oszołomienie. Zostałyśmy pierwszymi Polkami w Europie, które zdobyły tę nagrodę. To daje poczucie odpowiedzialności. Przyniosło także radość z tego, że pokazujemy rolnictwo z innej strony – naszą miłość do przyrody i pasję, innowację, jaką jest powrót do tradycyjnej hodowli pstrąga potokowego. Pokazałyśmy, że kobiety mogą wdrażać innowacje w rolnictwie, że mają niesamowitą siłę, pomysły na działanie. Mam nadzieję, że zburzyłyśmy skojarzenia, że w rolnictwie mogą pracować tylko mężczyźni. Gdy wróciłyśmy do kraju z nagrodą, byłyśmy w wielu telewizyjnych serwisach informacyjnych i trafiłyśmy na czołówki gazet. Zrobiło się o nas głośno, a my musiałyśmy wtedy prowadzić przy tym gospodarstwo, firmę, co w tamtym czasie nie wiązało się z benefitami finansowymi. Cała ta struktura, która się wytworzyła, spowodowała, że zaczęły nas odwiedzać tłumy turystów, a nie do końca byłyśmy w tamtym momencie na to gotowe. Wszystko się jednak udało.
Magdalena Węgiel: Do tej pory, gdy wspominam finał konkursu w Brukseli, kręci mi się łezka w oku. To był dla nas przełomowy moment i potwierdzenie tego, że miałyśmy rację, gdy zaryzykowałyśmy, uwierzyłyśmy w naszą siłę i że we dwie damy sobie w Ojcowie radę.
Jak działa się rodzinnie? To pomaga czy przeszkadza?
Magdalena Węgiel: Praca w rodzinie jest trudna – zawsze wchodzi w grę czynnik emocjonalny – nie do przewidzenia. My w sposób naturalny podzieliłyśmy się obowiązkami – córka jest odpowiedzialna za strefę marketingową, a ja jestem opoką, która na miejscu musi reagować na wszystko, co się u nas w gospodarstwie dzieje. Ta nasza współpraca podzieliła się na dwie gałęzie, które są potrzebne. Gdybym tworzyła to miejsce sama, zapewne nazwałabym je "Rybki u Madzi". To Agnieszka nadaje mu klimat, ubiera wszystko w profesjonalną otoczkę. Jestem dumna z mojej córki.
Agnieszka Sendor: Nie zawsze jest różowo. Czasami dochodzi do spięć. Latały już u nas ryby i ciasta – wszystko, co da się rzucić i podnieść. Były ciche i głośne dni. Mamy jednak wspólny cel. Znajdujemy wspólną linię nawet po burzliwych rozmowach. Łączą nas wspólne wartości, podobne spojrzenie na świat, miłość do przyrody.
Agnieszko, czy czujesz, że spełniasz się w tym, co robisz?
– Tak! Ale jakby ktoś powiedział mi piętnaście lat temu, że będę opowiadała o tym, jak wygląda cykl życia pstrąga potokowego i martwiła się, czy samice są już gotowe do tarła, albo czy wydra lub czapla zje nam narybek, to nigdy bym w to nie uwierzyła. Cieszę się, że pstrąg potokowy naznaczył moje i mamy życie. Płyniemy pod prąd, jak te nasze pstrągi i to przynosi nam spełnienie.
Ten artykuł pochodzi z wydania top agrar Polska 12/2024
czytaj więcej