Diagnoza sytuacji
Obecna diagnoza sytuacji nie napawa optymizmem. Zarówno rolnicy, jak i sadownicy przyznają, że jest bardzo źle. – Sformułowanie „skandalicznie niskie ceny” jest bardzo adekwatne, dlatego że większość produktów, które dzisiaj wytwarzają polscy ogrodnicy, sadownicy, które kierowane są do przemysłu przetwórczego, jest skupowana po cenach bardzo niskich, rażąco niskich, cenach, które absolutnie nie wynikają z międzynarodowej konkurencji i stanu rynku – mówi Mirosław Maliszewski ze Związku Sadowników RP.Zdaniem środowiska ogrodniczego i sadowniczego bezpośrednią przyczyną tego stanu rzeczy jest m.in. polityka zakładów przetwórczych, które stosują zmowę i niedozwolone porozumienia rynkowe. – Nie ma gatunku owoców, który dzisiaj jest sprzedawany po cenach, które gwarantują pokrycie kosztów jego wytworzenia, tak jak to było w latach poprzednich, nawet kryzysowych – można było te dochody dywersyfikować – dodaje poseł Maliszewski.
Sadownicy narzekają także na nieskuteczność działania Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który do lat nie jest w stanie wykryć i zapobiec zmową cenowym na rynku owoców i warzyw. Nie mniejszym problem, który również narasta od lat, jest brak rąk do pracy. Sytuację pogorszyła zmiana przepisów, która weszła w życie z początkiem 2018 r., a która niekorzystnie zmieniła zasady zatrudnienia siły roboczej, w tym szczególnie cudzoziemców. W efekcie stawki za zatrudnienie wzrosły rok do roku o połowę. - Czyli mamy do czynienia z dwoma zjawiskami: z jednej strony mamy spadek przychodów gospodarstwa, a z drugiej strony – wzrost kosztów, a więc sytuacja dramatycznie się załamuje – podsumowuje M. Maliszewski.
Na kłopoty holding
Zdaniem rządu huśtawka cenowa na rynku owoców wynika z przyczyn obiektywnych takich jak przymrozki czy susze, które destabilizują rynek. Ale najważniejsza przyczyna tkwi właśnie w przeszłości. - Nie powstały żadne rynkowe regulatory, jakieś państwowe czynniki, holdingi czy duzi gracze, którzy by dzisiaj taką funkcję regulatora rynku owoców miękkich, zwłaszcza w sytuacjach trudnych, spełniali – tłumaczy wiceminister rolnictwa Szymon Giżyński. Kolejny powód to stosunki własnościowe wśród firm zajmujących się przetwórstwem. Większość z nich znajduje się obecnie w rękach obcego kapitału. – My tu mamy do wyboru, jeśli chodzi o przyczynę, przynajmniej parę sformułowań. Można wybierać miedzy „kolonizacją polskiego przemysłu przetwórczego”, „sprzedażą za bezcen” czy „prywatyzacją za bezcen” czy taką właśnie „złodziejską prywatyzacją” – dodaje wiceminister Giżyński.Stąd pomysł narodowego holdingu spożywczego, który ma powstać na bazie Krajowej Spółki Cukrowej, Elewarru, rynków hurtowych oraz innych firm, które pozostają jeszcze w rękach państwa. - Powstanie wielki polski holding spożywczy, który będzie działał m.in. na tym rynku, jak i na wszystkich innych rynkach, po to żeby do takich sytuacji, załamań cenowych, załamań koniunkturalnych, nie dochodziło. Interwencjonizm państwa w takich sytuacjach jest najzupełniej oczekiwaną oczywistością i tego w gruncie rzeczy oczekują rolnicy w każdej sytuacji. Oczekiwali tego również od państwa, oczekują tego od nas i te oczekiwania w naszym przypadku będą spełnione – wyjaśnia Sz. Giżyński.
Rząd zapowiada również zintensyfikowanie działań na rynku owoców i warzyw przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. W sprawie zatrudniania obcokrajowców przy zbiorach owoców i warzyw, rząd sprawę uważa za załatwioną, gdyż w życie weszła już ustawa o pomocniku rolnika, która ma rozwiązać problem braku rąk do pracy. wk