Mathias Eisert: Przede wszystkim chciałem zwrócić uwagę na to, że nie możemy się zastanawiać nad tym, czy będzie recesja, bo ta już mamy w tej chwili. Pytanie jak długo ona potrwa, a tego nie wie nikt. Dziś najbardziej cierpi branża turystyczna czy przemysł samochodowy. Jeśli chodzi o sektor rolno–spożywczy to efekty kryzysu widzimy chociażby na przykładzie mleczarni, które obniżają stawki za mleko. Cierpi też transport, bo kierowcy mogą być poddawani kwarantannie.
W przypadku sektora rolniczego muszę pochwalić rolników, potrafią się dużo wcześniej zaopatrzyć w środki do produkcji, szczególnie preparaty chemiczne i nawozy. W tej chwili występują już problemy z dostępnością niektórych substancji aktywnych czy nawozów azotowych. To, co obserwujemy to brak opakowań np. o pojemności 5 l dla nawozów dolistnych. I w takich momentach bardzo ważną rolę odgrywają dystrybutorzy, bo w tym szczególnym przypadku zapasy dystrybutorów z zeszłego roku pozwoliły na to, że ten sezon wiosenny jesteśmy w stanie przejść wraz z rolnikami w miarę normalnie. Przez koronawirusa chińskie fabryki były wyłączone z produkcji przez jakiś czas, w związku z tym nie były w stanie produkować tyle substancji, żeby wystarczyło ich na cały świat.
Dziś brakuje np. mocznika, który będzie potrzebny pod kukurydzę. W tym zakresie również odczuwa się lukę produkcyjną w Chinach oraz większy podział puli nawozów np. rosyjskich wysyłanych także w innych kierunkach. W tej sytuacji zalecam, że jeśli rolnik potrzebuje mocznik pod kukurydzę, to powinien go kupić jeśli tylko będzie miał okazję, co może nie być łatwe.
JD: Epidemia wpływa negatywnie nie tylko na bieżące wydarzenia. Pokusi się Pan o prognozę, z czym możemy się mierzyć w najbliższych tygodniach i miesiącach?
ME: Niezależnie od sytuacji z koronawirusem przede wszystkim martwię się o podaż płodów rolnych. Teraz pogoda jest niesprzyjająca, brakuje wody i w niektórych rejonach można już mówić nawet o suszy. Mamy też duże wahania temperatury. Przyspieszona wegetacja, duże porażenia chorobami i brak możliwości wykonywania zabiegów ochronnych każą nam myśleć, że zbiory wcale nie muszą być dobre. Do tego zagrożeniem jest łańcuch dostaw – póki co nie ma z tym problem, ale zmniejszająca się liczba kierowców będzie odczuwalna. Może też brakować nawozów na sezon jesienny. Cześć fabryk może być zamknięta więc warto być może wcześniej zaopatrzyć się w potrzebne nawozy. Martwi też już dostęp do kapitału ludzkiego potrzebnego chociażby przy zbiorach owoców miękkich. Nie ma zwyczajnie już teraz rąk do pracy. To jest już bardzo dużym problemem np. w Niemczech.
JD: Wspomniał Pan o tym, że możemy w tym roku spodziewać się nie najlepszych zbiorów zbóż. Wasza Firma zajmuje się m.in. także ich skupem. Jak zatem rynek zbóż może wyglądać w najbliższych tygodniach?
ME: To bardzo dobre pytanie, bo dziś właśnie m.in. na rynku zbóż możemy upatrywać szans na intratne interesy. Inwestorzy na giełdach trzymają się dziś mocnych walut, czyli euro i dolara, które w ostatnich tygodniach wzrosły nawet o kilkanaście procent. Przez to ceny w portach na pszenicę i rzepak są dziś lepsze niż w analogicznych okresach w latach poprzednich. Za pszenicę porty płacą dziś 900 zł/t netto, a za nowe zbiory 800 zł/t. Za rzepak olejarnie płacą 1600 zł/t, a za nowe zbiory 1650 zł/t. Patrząc szczególnie na ceny pszenicy można powiedzieć, że jest to dobry poziom. Uważam więc, że już teraz rolnicy powinni część nowych zbiorów zabezpieczyć kontraktami, ale w żadnym wypadku wszystkiego.
JD: Co by Pan zatem poradził rolnikowi, który nie sprzedał jeszcze całej pszenicy? Czy teraz jest na to dobry moment czy może jeszcze powinien trochę poczekać, bo ceny pójdą w górę?
ME: Jeśli port płaci 900 zł/t to młyny płacą około 100 zł/t mniej. Młyny jednak nie mogą już za bardzo podnieść cen, bo to musiałoby przełożyć się na ceny mąki, co marketingowo w obecnej sytuacji gospodarki źle wygląda. Z drugiej strony jednak i młyny, i paszarnie mało mają zapasów starego zboża, więc jest tutaj potencjał wzrostowy cen jeszcze przed żniwami. Myślę jednak, że nie ma co spekulować i warto teraz sprzedać zboże, bo stawki są dobre.
JD: Obecna sytuacja to trudny czas dla firm. Jak Polish Agro funkcjonuje w tej rzeczywistości?
ME: W trosce o naszych klientów i pracowników pracujemy zdalnie. Rolnicy przesyłają nam elektronicznie zdjęcia roślin i upraw i na ich podstawie układamy zalecenia ochrony i nawożenia. Paradoksalnie w tym trudnym czasie możemy przećwiczyć z klientami i oswoić się z innym niż zwykle sposobem komunikacji – cyfrowym, który moim zdaniem w przyszłości jeszcze bardziej zyska na znaczeniu. Generalnie trzeba myśleć nad takim modelem współpracy, w którym każdy na każdym etapie dokłada coś od siebie żeby wesprzeć rolników. Chodzi m.in. o sprzedaż barterową czy o wcześniejsze zamówienia w większej ilości na zasadach komisu. Tego, czego rolnik nie zużyje będzie mógł dystrybutorom oddać. Liczyć trzeba też na większą elastyczność banków, bo sektor finansowy w naszej branży jest równie ważny.
„Obecna sytuacja jest bezprecedensowa, ale każdy uczestnik łańcucha dostaw w sektorze rolniczym ma w nim swoją rolę i wie, jak ją spełniać. Czasy są niepewne, ale my z tą niepewnością wspólnie musimy sobie radzić.”
JD: W tym trudnym dla wszystkich czasie nasza branża ma chyba szczególne zadanie, bo bez żywności nikt nie przetrwa. Jej producentów, czyli rolników szczególnie doceniła też firma Polish Agro.
ME: Rolnicy mają za sobą bardzo ciężkie 4 lata, zarówno pod względem zawirowań pogodowych, jak i politycznych. Oni są początkiem łańcucha dostaw żywności i my chcemy to docenić. Jako konsumenci nie widzimy, z czym rolnik musi się mierzyć. Czy kryzysu nie ma, czy jest rolnik wciąż musi produkować i żywić nas wszystkich. W tym czasie nabiera to szczególnego znaczenia. Stąd nasza inicjatywa „Bądź wdzięczny rolnikowi”.