– Dowiedzione jest, że w Holandii mamy więcej deszczu niż 40 lat temu. Chodzi głównie o lokalne, bardzo intensywne deszcze w krótkim czasie – zaczęła prof. van Os. Spora ilość wody w krótkim czasie oznacza zatapianie pól w rezultacie czego giną rośliny, a z pól wymywane są składniki pokarmowe oraz pestycydy, a tego żaden rolnik nie chce. Składniki te znajdowane są następnie w wodach powierzchniowych, co negatywnie wpływa na środowisko naturalne i bioróżnorodność.
– Z tego też powodu mamy restrykcje unijne nakazujące stosowanie określonych ilości azotu i fosforu w nawożeniu – dodała prof. van Os.
Oprócz coraz częstszych, nawalnych deszczy częściej występują też susze, z którymi w przyszłości będzie problem. Już teraz intensywność parowania z powierzchni jest większa niż 40 lat temu. Skutkuje to sporym deficytem wody i spadkiem poziomu wód gruntowych w niektórych rejonach nawet o kilka metrów.
– Brak wody w przyszłości może okazać się większym problemem niż deszcze nawalne. Dlatego też rolnicy zmuszeni są nawadniać uprawy, jednak w 2018 r. prawo holenderskie zakazało wręcz nawadniania z powodu deficytu wody – mówiła prof. van Os. Dlatego też trzeba zadbać o pojemność wodną gleby. Gleba musi zmagazynować wodę na czas bezdeszczowy i odprowadzić jej nadmiar podczas silnych opadów.
Bioróżnorodność glebowa
W glebie jest wiele mikroorganizmów, których nie widzimy, a które są bardzo ważne. Bakterie i grzyby są odpowiedzialne na przemiany azotu i węgla.– Bioróżnorodność gleb europejskich jest zagrożona, a w samej Holandii to zagrożenie jest jeszcze większe. Przyczyną jest intensywne rolnictwo, obniżenie udziału materii organicznej w glebie oraz jej nadmierne zagęszczenie – mówiła van Os. Zbyt intensywna i częsta uprawa, orka, stosowanie nawozów mineralnych i środków ochrony roślin oraz ciężki sprzęt degradują glebę i jej życie mikrobiologiczne. Podstawą musi być regularne wprowadzanie do gleby materii organicznej, która jest pokarmem dla mikroorganizmów. Materia organiczna wpływa na wszystkie aspekty gleby – fizyczne, chemiczne i biologiczne. Należy pamiętać, że materia organiczna rozkłada się i jej część jest tracona z gleby każdego roku.
– W Holandii dodatni bilans materii organicznej jest na użytkach zielonych, a negatywny na gruntach ornych. Rolnicy nie inwestują w materię organiczną i tracą w ten sposób żyzność gleby – stwierdziła prof. van Os. Zagrożeniem jest też rosnąca temperatura, która może wzrosnąć o 2 st. C w ciągu 30 lat. Wyższa temperatura oznacza szybszy rozkład materii organicznej. Rolnicy inwestują w najtańsze źródła materii organicznej, które nie są najlepsze dla bilansu materii organicznej, jak np. gnojowica. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest np. kompost, za który jednak holenderscy rolnicy muszą zapłacić.
W Holandii często zbiory przypadają na mokre warunki glebowe. Praca ciężkimi maszynami oznacza zagęszczenie podglebia. Praktycznie raz zagęszczone nie może już powrócić do stanu pierwotnego.
– W naszym kraju 40–50% gleb ma problem z zagęszczeniem gleby, co oznacza pogorszenie plonowania w każdym następnym roku. Dodatkowo rolnicy nie wiedzą i nie są świadomi, że taki problem występuje.
Dokąd zmierza polska produkcja ziemniaka?
– Jesteśmy uczestnikiem globalnego rynku i musimy się w nim odnaleźć. Nie pomagają nam jednak niektóre uwarunkowania, jak położenie geograficzne produkcji, jej rozdrobnienie czy nienajlepsze stosunki ze wschodnim odbiorcą naszych ziemniaków – mówił dr Wojciech Nowacki, prezes Stowarzyszenia Polski Ziemniak. Dodał, że mamy dobry punkt wyjścia, by rozwijać produkcję ziemniaka, bo w tym momencie Polska jest krajem z największym jego areałem w Unii Europejskiej. W 2017 r. uprawialiśmy 329,3 tys. ha ziemniaka. Plony w Polsce wynosiły średnio w 2017 r. 27,9 t/ha, a dla porównania w Holandii 46 t/ha.– Areał uprawy ziemniaka w Polsce spada. Jeszcze przed wejściem Polski do UE mieliśmy ponad 1,5 mln gospodarstw uprawiających ziemniaki na areale 800 tys. ha. W 2018 r. było to już 310 tys. gospodarstw z areałem około 300 tys. ha – podkreślał prezes. Jednocześnie dodał, że mamy ogromną polaryzację produkcji, bo 260 tys. gospodarstw uprawia ziemniaki na powierzchni mniejszej niż 1 ha, a 58 tys. gospodarstw na powierzchni większej niż 1 ha. Te 58 tys. gospodarstw uprawia 220 tys. ha ziemniaka, a reszta, czyli zdecydowana większość pozostałe 80 tys. ha.
– Dominuje też u nas system niskonakładowy uprawy ziemniaka. W ten sposób uprawia aż 296 tys. gospodarstw na areale 90 tys. ha. Produkcję intensywną na areale 118 tys. ha prowadzi 9 tys. gospodarstw. Reszta to uprawa konwencjonalna i ekologiczna – mówił prezes. Jeśli chcemy profesjonalizować produkcję ziemniaka w Polsce powinniśmy stawiać na nasiennictwo, które w naszym kraju kuleje. Pod produkcję nasienną ziemniaka przeznaczone było w 2017 r. 5,9 tys. ha. Większość produkcji ma wielokierunkowy wymiar, a dominują jeszcze ziemniaki jadalne konfekcjonowane, na przetwórstwo spożywcze i krochmalnictwo.
Szanse dla polskiego ziemniaka
– Jeśli chcemy myśleć o nowoczesnym rynku ziemniaka powinniśmy inwestować w przechowalnictwo i nawadnianie. Dziś tylko około 5% powierzchni uprawy ziemniaka jest nawadniana, a promil z tego przy pomocy instalacji kropelkowych oszczędzających wodę – mówił prezes. Rośnie zapotrzebowanie na surowiec ze strony sektora spożywczego i skrobiowego, do czego przyczynia się też wysokie spożycie ziemniaka w Polsce. szansę ma też ziemniak ekologiczny, który poszukiwany jest na rynku przez sieci handlowe. Bolączką jest rozdrobniona struktura producentów, niskie plony produkcji wielokierunkowej, bardzo małe wykorzystanie sadzeniaków kwalifikowanych czy uciążliwe procedury fitosanitarne w obrocie krajowym i międzynarodowym.Konferencja odbyła się w piątek, 6 września 2019 r. w Udaninie w gospodarstwie Polboto w ramach dwudniowej imprezy Potato Days organizowanej przez DLG Agro Food.
jd, fot. Daleszyński