Choroby zbóż i fazy rozwojowe
Dzisiejszy program obejmuje zagadnienia związane z chorobami zbóż oraz z ich fazami rozwojowymi. Będziemy też dyskutować nad problemem chwastów jednoliściennych i o „modnym” ostatnio temacie C02 i jego emisji przez rolnictwo, ale też o sposobach związania go.
– Przez niewątpliwe ocieplenie się klimatu mamy dziś do czynienia z ciepłymi jesieniami i zimami, a to skutkuje tym, że choroby występują także w okresie spoczynku wegetacyjnego. Choroby występują już jesienią i rozwijają się teoretycznie do zimy, jeśli ta w ogóle wystąpi – tymi słowami rozpoczęła swój wykład prof. Zuzanna Sawinska. Do tej pory zimę mięliśmy tylko przez 2–4 dni, w zależności od regionu kraju. O zimie mówimy, kiedy w ciągu dnia i w nocy występuj ujemne temperatury. Te jednak wcale nie muszą przerwać rozwoju chorób.
Susza wiosenna nie wytępi chorób
– Zwykle w ostatnich latach na przełomie marca i kwietnia występuje susza, która wcale nie przerywa cyklu rozwojowego chorób i nie eliminuje ich z łanu. Po takim okresie w końcu występuje deszcz i wtedy mamy eksplozję epidemii wielu chorób, np. septoriozy, rynchosporiozy czy plamistości siatkowej – mówiła prof. Sawinska. Poza samą kwestią występowania chorób ważne jest jeszcze to, jakie patogeny je wywołują, czyli bezwzględne czy względne.
Choroby szybko się rozwijają
W przypadku mączniaka prawdziwego zbóż od momentu opadnięcia zarodnika na liść do wystąpienia pierwszych objawów mija 48 godzin. Septorioza z kolei bez zwalczania może w 58 dni opanować cały łan i drastycznie zmniejszyć plonowanie zbóż.
– Coraz większym zagrożeniem będą rdze, które występują już jesienią i nie inaczej było w poprzednim roku. Oglądając dziś rośliny możemy stwierdzić obecność tych chorób na roślinach – mówiła epkspertka.
Dlaczego po zabiegu są choroby?
– Dlaczego po wykonaniu zabiegu po np. 7 dniach na liściach pojawiają się nowe plamy wywołane chorobami? Ponieważ w momencie wykonania zabiegu trwała już infekcja patogenem, której nie każda substancja zatrzyma. Zwrócić należy w tym zakresie uwagę na septoriozę, rynchosporiozę i inne choroby tworzące plamy, bo wtedy mamy do czynienia z patogenami względnymi, które są dużo trudniejsze do zwalczenia – mówiła prof. Sawinska.
Do zwalczania chorób oprócz klasycznych substancji fungicydowych mamy jeszcze miedź i siarkę. Tzw. systemiczne formy chociażby miedzi w mieszaninie z triazolem czy solatenolem lub solo sprawdzone pod kątem skuteczności na UP w Poznaniu dały obiecujące wyniki w zwalczaniu chorób zbóż. Trzeba jednak pamiętać, że miedź i siarka dają najlepsze wyniki, jeśli są zastosowane z innymi substancjami, jednak miedzi nie powinniśmy mieszać z preparatami biologicznymi. Dodatkowo musimy wiedzieć, że rocznie możemy zastosować w celu ochrony rośli 4 kg/ha miedzi.
Jak rozwijają się zboża?
O fazach rozwojowych zbóż mówiła dr Grażyna Szymańska z UP w Poznaniu. Temat ten przybliżamy dlatego, gdyż fazy rozwojowe są niezwykle ważne, jeśli chodzi o stosowanie różnych substancji w ochronie roślin.
–Różnice w rozwoju zbóż widoczne są podczas kiełkowania ziarniaków. Te oplewione u jęczmienia i żyta korzonki wypuszczają z jednej strony ziarniaka, a kiełek od strony wierzchołkowej. U ziarniaków nieoplewionych korzonki i kiełek wyrastają od strony zarodka – mówiła dr Szymańska. Najwięcej korzonków zarodkowych wytwarza jęczmień, a najmniej, bo tylko 1 kukurydza. Widoczne podczas kiełkowania inne korzonki w kukurydzy to już korzenie przybyszowe, które u pozostałych zbóż pojawiają się dopiero od fazy krzewienia.
Jeśli chodzi np. o liczenie obsady, to najlepiej zrobić to do fazy 3 liści. W późniejszych fazach tworzące się źdźbła boczne mogą być mylące. Podczas krzewienie z węzła krzewienia wyrastają korzenie przybyszowe. Najintensywniej krzewi się jęczmień ozimy i jary, najsłabiej pszenica, co jednak nie oznacza, że wytwarza mało źdźbeł bocznych. W sprzyjających warunkach jęczmień ozimy wytworzy ich nawet kilkanaście, a pszenica kilka, 6–7.
Strzelanie w źdźbło
– Od tej fazy zaczyna się okres, w którym najczęściej stosujemy regulatory wzrostu. Kluczowe jest określenie pierwszego kolanka. Z tą fazą mamy do czynienia, kiedy na źdźble głównym pierwsze kolanko znajduje się przynajmniej 1 cm nad węzłem krzewienia. Jeśli odcinek ten ma poniżej 1 cm to mamy wtedy do czynienia z początkiem fazy 1. kolanka i wtedy jest jeszcze za wcześnie na stosowanie regulatorów wzrostu – mówiła dr Szymańska.
Część praktyczna podczas seminarium uprawowego
Rozpoznawanie faz rozwojowych roślin razem z prof. Zuzanną Sawinską oraz dr Grażyną Szymańską z UP w Poznaniu.
Jednoliścienne coraz groźniejsze
– Już nie tylko miotła zbożowa jest problemem w uprawach, szczególnie zbożach. Coraz groźniejsze stają się gatunki, które w niektórych regionach do tej pory nie występowały, jak stokłosy czy życice. Tam, gdzie w glebach jest więcej wilgoci dochodzi jeszcze wyczyniec. Ten jest wyjątkowo żywotny, jeśli chodzi o nasiona, bo mogą one kiełkować nawet po 10 latach przebywania w glebie – mówił Maximilian Rüdt z N.U. Agrar. Rozwiązaniem nie jest wcale głębokie zakopanie nasion np. orką, bo choć nieco ogranicza bank nasion, to jednak nie eliminuje problemu. Wyczyniec może kiełkować z głębokości 10 cm, jeśli gleba będzie wzruszona do tej głębokości, a stokłosy nawet z 15 cm.
Jeśli na powierzchni gleby mamy sporo nasion chwastów jednoliściennych, to glebę możemy zaorać. Orka jednak w kolejnych sezonach wyrzuca z powrotem nasiona na powierzchnię, co oznacza powrót problemu z zachwaszczeniem. Tak jest w przypadku wyczyńca. Stokłosy natomiast możemy tym sposobem dobrze ograniczyć, wykonując orkę dopiero po 3–4 latach. Po tym czasie nasiona tracą zdolność kiełkowania.
– Chwasty możemy zwalczać też mechanicznie na ściernisku. Najpierw płytko je uprawiamy, pozwalamy wzejść jednoliściennym, a potem stosujemy bronę mulczową, która bardzo dobrze eliminuje siewki chwastów – mówił Rüdt.
Nie można jednak bez umiaru mechanicznie zwalczać chwastów. Na ściernisku chodzi m.in. o straty wody z wierzchniej warstwy gleby oraz o problemy z późniejszymi wschodami, jeśli gleba będzie zbyt przesuszona (głównie w systemie bezorkowym). W zbożach można stosować zgrzebła, ale płytko działające i w fazie zbóż, która zabezpiecza je przed wyciągnięciem z gleby – krzewienie. Dopuszczalne są oczywiście też opielacze, ale te potrzebują szerszych międzyrzędzi, a to oznacza, że rośliny są umieszczone gęściej w rzędzie, co może powodować problemy z obsadą w wyniku konkurencji pomiędzy roślinami.
– Łącząc odpowiednie zmianowanie i odchwaszczanie mechaniczne możne liczyć na skuteczność tej metody zwalczania chwastów na poziomie nawet blisko 90%. Niestety, nie osiągniemy tą metodą tak wysokiej skuteczności odchwaszczania, jak w przypadku herbicydów przy założeniu, że mają one jeszcze pełną skuteczność działania – mówił doradca N.U. Agrar.
Uważać z herbicydami
Chemia oczywiście może być skuteczna, ale trzeba uważać na rosnący problem uodparniania się chwastów jednoliściennych na herbicydy. Możemy jeszcze stosować flufenacet (FFC), który wciąż skutecznie zwalcza jednoliścienne. W buraku polegamy w tym zakresie na etofumesacie czy kletodymie. Jednak w przypadku flufenacetu nie mamy jeszcze zamiennika, więc jesienne zwalczanie chwastów w zbożach będzie mocno utrudnione.
Ilość części ilastych w glebie decyduje o tym, ile flufenacetu powinniśmy zastosować przeciwko jednoliściennym chwastom. Na cięższych glebach dawki muszą być wyższe.
– Stosując flufenacet trzeba pilnować głębokości siewu. Dotyczy to szczególnie żyta, które jeśli będzie płytko zasiane, to zastosowany flufenacet może dotrzeć do ziarniaków i zakłócić ich kiełkowanie – mówił ekspert. Kolejnym „problemem” z flufenacetem jest fakt, że okres jego połowicznego rozkładu to 20 dni (przy promieniowaniu słonecznym szybciej). Jeśli po tym okresie wschodzić będą kolejne chwasty jednoliścienne, to FFC może ich nie zniszczyć. Najlepiej, jeśli stosujemy FFC w momencie kiełkowania nasion chwastów, a nie ich wschodów.
Jak policzyć emisję CO2?
– Dziś poziom dwutlenku węgla nie jest zły. To gaz, bez którego nie byłoby życia na Ziemi, a planeta nie byłaby bogata w zasoby naturalne, jak ropa, węgiel czy gaz – zaczął prof. Hansgeorg Schönberger z N.U. Agrar. CO2 jest gazem cieplarnianym, a gazy cieplarniane powstają wszędzie tam, gdzie zużywa się substancję organiczną, czyli np. podczas rozkładu resztek pożniwnych czy wapnowania, kiedy węglan wapnia rozpuszczając się uwalnia CO2. Do tych gazów zaliczamy też metan czy tlenki azotu. Metan jest 25 razy silniejszym gazem cieplarnianym niż CO2 i powstaje np. przy hodowli zwierząt (bydło) lub np. w oczyszczalniach ścieków. Podtlenek azotu natomiast powstaje przy przekształcaniu formy NO3 w warunkach niedoborów tlenu, np. w glebie nadmiernie wilgotnej oraz podczas rozmarzania gleby po zimie. Gaz ten jest 298 razy silniejszym gazem cieplarnianym niż CO2.
Ile CO2 jest w materii organicznej?
– Przy zawartości 1% próchnicy na hektarze mamy 45 t/ha w warstwie 30 cm, co oznacza 95 t/ha dwutlenku węgla. Zwiększenie zawartości próchnicy o 0,5% trwa 20 lat, co oznacza ok. 50 t/ha CO2. Nie jest to duża wartość – mówił prof. Schönberger.
Próchnica jednak na każdym polu się rozkłada, ulega mineralizacji w ilości ok. 2% rocznie. To oznacza stratę 1,5 t/ha próchnicy – 879 kg węgla organicznego, a to z kolei oznacza emisję ok 3,2 t/ha dwutlenku węgla. Im większa ingerencja w glebę przez np. uprawę, tym większa emisja CO2. To przykład z uprawą buraków bez międzyplonu. Uprawa pszenicy ozimej na takiej samej glebie w tym samym gospodarstwie oznacza emisję 1,9 t/ha CO2, kukurydzy 2,9 t/ha CO2, rzepaku 2,4 t/ha, a jęczmienia 2 t/ha CO2. Nie ulega zatem wątpliwości, że uprawa roślin powoduje emisję dwutlenku węgla, jednak ta sama uprawa wiąże też CO2.
Największa reprodukcja próchnicy jest na polu po kukurydzy ziarnowej, która przy plonie 11 t/ha dostarcza 1,5 t/ha węgla org. odtwarzającego próchnicę. To oznacza pochłoniecie 6,2 t/ha CO2. Wspomniane wcześniej buraki wprowadzają do gleby 376 kg/ha węgla organicznego, co oznacza pochłonięcie 2,1 t/ha CO2.