– Mamy kompromitujący na tle Europy poziom wprowadzania postępu biologicznego w hodowli nowych odmian. W tej sytuacji nie jesteśmy w stanie konkurować na rynku europejskim. Sztab ludzi pracujący przy hodowli i testowaniu nowych odmian nie ma kontaktu z odbiorcami, czyli rolnikami, którzy poprzez materiał kwalifikowany mają możliwość najprostszą zwiększania plonów – mówił Leszek Chmielnicki, prezes PIN.
Najgorsza sytuacja, jak podkreślał Karol Bujoczek dotyczy materiału kwalifikowanego zbóż, którego wymienialność jest na poziomie niespełna 20%. Jaka jest zatem przyczyna takiego stanu rzeczy?
– To kwestia m.in. przepisów, które w ostatnim czasie się zmieniły. Nie chodzi nawet o to, że postęp hodowlany do rolników nie dociera. Wielu z nich uważa, że materiał kwalifikowany jest za drogi. Często postęp w gospodarstwie wprowadzany przez nasiona kwalifikowane jest jedynym postępem, bo agrotechnika i ochrona pozostają na tym samym poziomie. Powinniśmy zatem jeszcze dobitniej uświadamiać rolnikom, jakie korzyści daje im materiał kwalifikowany – mówił Tomasz Dutkiewicz, prezes Danko. Z kolei Wojciech Błaszczak, prezes HR Strzelce jako przyczynę niskiego zainteresowania kwalifikatem wskazał rozdrobnienie polskiego rolnictwa.
– Gospodarstwa towarowe produkujące na rynek stanowią w naszym kraju niewielką grupę. Gospodarstwa podlegające pod prawą ochronę odmian stanowią zaledwie 6,5% wszystkich gospodarstw. Drugą przyczyną może być fakt, że jako młoda gospodarka mamy nawyki jeszcze z poprzedniego systemu ustrojowego. Wtedy odmiany należały niejako do wszystkich, bo hodowla była dotowana przez państwo. Teraz, już od 12 lat hodowla utrzymuje się tylko z pieniędzy pochodzących z rynku, czyli ze sprzedaży odmian. Kolejną przyczyną jest fakt, że rolnik, który ma możliwość kupna tańszych nasion pochodzących z rozmnożenia w innym gospodarstwie będzie z tego korzystał – mówił prezes HR Strzelce.
Łatwy dostęp do nowych odmian
W Polsce rolnicy mają łatwy dostęp do nowych odmian zbóż, jednak tylko zaledwie 20% jest w stanie zapłacić za postęp biologiczny, który ze sobą niosą.– Analizując zakupy kwalifikowanego materiału siewnego widać, że 50% zakupów to wielkość do pół tony, a 80% do 1 tony. To pokazuje, że rolnicy kupują kwalifikat do dalszych rozmnożeń. To nasze własne badania na grupie gospodarstw o powierzchnie powyżej 15 ha. Jednocześnie ci, którzy taki materiał kupują akceptują jego gorszą jakość, a jest on przecież gorzej zaprawiony i ma gorsze parametry. Na rynku jednak mamy nadpodaż właśnie takich nasion, więc rolnicy godzą się na takie warunki. Jednocześnie mamy przyzwolenie, by takie praktyki nie były karane, a na cały proceder przymykane jest oko – mówił Leszek Lipski, prezes Top Farms Agro.
Problem z przekonaniem rolników do zalet, jakie posiada kwalifikowany materiał siewny mają nie tylko polskie hodowle i firmy nasienne. Także zagraniczne podmioty widzą, że Polska nie jest pod tym względem rynkiem łatwym.
– W 2004 r. wprowadziliśmy do polskiej oferty zboża. Wtedy wymienialność kwalifikatu była na poziomie 5%. Rynek zatem był znikomy. Dziś jest 3–4 krotnie większy. Cały czas jednak moim zdaniem kluczową rolę odgrywa cena. Rolnicy uważają, że kwalifikowane nasiona są za drogie. Poza tym trudno im ocenić, czy kwalifikat rzeczywiście niesie ze sobą postęp biologiczny, a to przekłada się na jego kiepskie wyniki sprzedaży – mówił Erik Shmitt z firmy RAGT.
Słabe doradztwo i zły system dopłat
Wiktor Szmulewicz upatruje przyczyn niewielkiego wciąż zainteresowania kwalifikowanym materiałem siewnym w kulejącym doradztwie.
– Mamy też zły system dopłat do materiału siewnego. Rolnik kupując kwalifikat musi czekać niemal rok na dopłatę do tego materiału siewnego. To jest chory system. Dopłaty te powinny spływać systematycznie, np. w miesiąc po złożeniu wniosku.
Czekanie na pieniądze rok sprawia, że rolnik rezygnuje z zakupu kwalifikowanych nasion. Dochodzi więc do tego, że w większości gospodarstw pula dopłat w ramach de minimis nie jest wykorzystywana – mówił prezes KRIR. Problemem słabej wymienialności kwalifikatu jest też fakt, że polscy rolnicy bardzo często gospodarują na słabych glebach.
– W gospodarstwach z najsłabszymi glebami, których w Polsce nie brakuje zboże wysiewane jest nie po to, by uzyskać plon, ale po to, by uzyskać dopłatę obszarową. Wielu właścicieli ziemi nie jest zainteresowanych plonem, a właśnie dopłatami czy możliwością ubezpieczenia w KRUS. Prawo powinno być tak skonstruowane, że np. rolnik musi wykazać, że każdego roku kupuje 30–50% kwalifikatu, a resztę nasion wysiewa z odtworzenia we własnym gospodarstwie. Jednocześnie prawo powinno stanowić, że materiałem takim nie wolno mu handlować – mówił Wiktor Szmulewicz.
Sam kwalifikat to nie wszystko
– Trzeba pamiętać o tym, że kwalifikat sam w sobie nie gwarantuje jeszcze zwiększania plonów. Pozostałe dwa elementy muszą znajdować się w optimum, a są to środowisko i agrotechnika, które jeśli sprzyjają, to użycie kwalifikatu staje się efektywne. Rolnicy wiedzą, że w warunkach kiepskich gleb czy o zaburzonym pH stosowanie kwalifikatu nie przyniesie zamierzonego efektu. Mówi się o tym, że materiał siewny jest za drogi, ale najprostszym sposobem obniżenia kosztów jego zastosowania jest zwiększenie plonów. Uzyskanie 4 czy 8 t/ha zboża wymaga w przybliżeniu użycia takiej samej ilości nasion – mówił prof. Sławomir Podlaski z SGGW w Warszawie.
– Rynek nigdy nie będzie sprawiedliwy, tak jest zorganizowany. Wygrywa lepszy, silniejszy i bardziej efektywny. Możliwość finansowania zakupu kwalifikatu jest w jakimś stopniu promowaniem kwalifikatu i jego zakupu. System taki obowiązuje w Niemczech, gdzie rolnik zużywając określoną ilość nasion kwalifikowanych płaci mniej przy ich zakupie – mówił prof. Podlaski.
Przyznał jednocześnie, że taki system mógłby być wprowadzony też u nas. Dodał również, że zagraniczne hodowle wygrywają z krajowymi m.in. dlatego, że mają lepszy marketing. Trzeba jednak przyznać, że krajowe spółki w ostatnich latach wiele nadrobiły w tym zakresie.
Przymiarki do zmiany prawa warto by zacząć od przyjrzenia się, jak rynek kwalifikatu zorganizowany jest w innych krajach właśnie. Przykładowo we Francji rolnik wykorzystujący we własnym gospodarstwie rozmnożony kwalifikat płaci 0,7 euro za każde 100 kg ziarna, co daje w przeliczeniu około 30 zł/t. – Na dzień dzisiejszy wymienialność kwalifikatu we Francji jest na poziomie 35%. To może nie porażający wynik, ale dzięki opłatom za wykorzystanie ponowne rozmnożonych nasion z rynku udaje się odzyskać konkretne kwoty pieniędzy, a to wpływa na zmniejszenie szarej strefy kwalifikatu – mówił Erik Shmitt z RAGT.
Ochronne państwo
– Państwo powinno chronić własność intelektualną hodowców i przedsiębiorców produkujących materiał siewny, którzy konfrontowani są z produkcją nieopodatkowaną i szarą strefą. Nie można zza biurka wymyślać, jak ma działać rynek – mówił Leszek Lipski. Dodał, że Polska ma duży potencjał jeśli chodzi o produkcję odmian dostosowanych do naszych warunków. Nic nie stoi na przeszkodzie, by poszczególne firmy sprzedawały odmiany na poziomie 20 tys. ton, gdzie wyliczona opłacalność to produkcja kwalifikatu na poziomie 3 tys. ton.
Wojciech Błaszczak podał przykład współdziałania uczestników rynku nasiennego w Niemczech. Podczas corocznego spotkanie hodowców, kupców nasiennych i rolników ustalana jest strategia działania, która jest następnie przestrzegana.
– Do tego potrzebne jest oczywiście odpowiednie prawo, bo w naszym kraju przykładowo definicja materiału siewnego pozwala na to, co się dzieje na aukcjach internetowych. Wnioskowaliśmy do departamentu hodowli i ochrony roślin o przywrócenie definicji sprzed 2012 r. Dziś na zwiększenie rentowności firm nasiennych i wprowadzanie nowych odmian najnowszymi metodami potrzebne są pieniądze. Rocznie Polskie hodowle mają na to 10 mln euro. To za mało, więc dodatkowe środki można ściągnąć tylko z rynku dzięki sprzedaży materiału kwalifikowanego – mówił prezes HR Strzelce.
Teraz kolej na ministerstwo rolnictwa
W 2008 r. skończyło się publiczne finansowanie hodowli i trzeba było wymyślić inny sposób na promowanie kwalifikowanych nasion. Powstał wtedy pomysł wprowadzenia dopłat do nasion jako zachęty dla rolników, by wymieniali materiał siewny na kwalifikowany.
– Do tej pory na dopłaty do materiału siewnego budżet państwa z kieszeni podatników wydał 1 mld złotych. Przez te lata te pieniądze wpłynęły w pewnym stopniu na zwiększenie wymienialności kwalifikatu. Cały czas obowiązują też dopłaty dla hodowców na badania podstawowe, a ich wysokość się nie zmieni. Najważniejsze, by usiąść wspólnie z branżą nasienną przy stole i znaleźć rozwiązanie odpowiadające wszystkim – mówił Krzysztof Smaczyński, dyrektor w Departamencie Hodowli i Ochrony Roślin MRiRW.
Kwalifikat to bezpieczna żywność
– Modne hasło „od pola do stołu” oznacza m.in., że chcemy uzyskiwać zdrową i bezpieczną żywność. Powinniśmy zatem wiedzieć, co wysiewają polscy rolnicy, a niestety w 80% przypadków nie wiemy, jakiej jakości materiał trafia do gleby, więc i końcowa jakość produkcji jest zagrożona – podkreślał Tomasz Dutkiewicz. Dodał, że sam materiał w kolejnych rozmnożeniach sam w sobie jest bezpieczny, ale już nie wiadomo, jak jest zaprawiony, czym i jaki ma to wpływ na pozostałości substancji czynnych w zbieranych ziarnach.– Aby zatem mieć pewność co trafia do gleby i na stoły w nowej perspektywie zapisów o dobrej praktyce rolniczej powinien znaleźć się zapis, że rolnik ma obowiązek wymiany 30% materiału siewnego na kalifikowany np. co 3–4 lata – dodał prezes firmy Danko.
Żadnych zakazów
Zdecydowanie przeciwko jakimkolwiek nakazom wymiany kwalifikatu jest prezes KRIR.
– Niemieccy rolnicy kupują rocznie 50% kwalifikatu, a francuscy 35%, ale nikt im tego nie nakazuje. Polskiej hodowli nie uratują opłaty za ochronę intelektualną odmian, które w najlepszych latach ich ściągalności wynosiły ok. 7 mln zł za wszystkie odmiany, z czego połowa trafiała do polskich hodowców, bo mniej więcej połowa naszego rynku to odmiany polskie – mówił Wiktor Szmulewicz.
Leszek Chmielnicki podkreślił, że od zmiany definicji materiału siewnego mogłyby zacząć się zmiany na rynku kwalifikatu. Krzysztof Smaczyński przychylił się do tej propozycji, ale stanowisko i jednolicie brzmiącą decyzję trzeba wypracować wspólnie ze wszystkimi uczestnikami rynku nasion.
Za drogie nasiona?
Ceny materiału kwalifikowanego nie są za wysokie, a wręcz przeciwnie – są za niskie. Cena nasion musi być wyższa, by odpowiadała realnym kosztom produkcji i pracy. W cenie nasion znajduje się też koszt transportu, marża pośrednika, bez którego dziś rynek nasion już praktycznie nie funkcjonuje. Niska cena kwalifikowanego materiału siewnego zabija rozwój nasiennictwa – mówił Leszek Lipski. Ceny nasion finalnie nie są ustalane przez firmy hodowlane, ale przez dystrybutorów.
Spotkanie przy okrągłym stole
Jedną z konkluzji uczestników debaty było to, że bezwzględnie środowisko nasienne powinno się spotkać przy okrągłym stole, by wreszcie wypracować wspólne stanowisko. Nie może się kończyć tylko na chęci rozmowy. Jednak jak podkreślił Wojciech Błaszczak „jak jest wola to i sposób się znajdzie”.
jd, fot. Daleszyński