Zagadnienie to było poruszane podczas konferencji pt. "Dobre praktyki rolnicze w walce z suszą. Zielony Ład" zorganizowaną przez Marszałka Województwa Opolskiego wspólnie z Uniwersytetem Rolniczym im. Hugona Kołłątaja w Krakowie, Ośrodkiem Szkolenia Olimpijskiego - GOSiR w Zakrzowie i Przedsiębiorstwem Rolno-Przemysłowym „AGROMAX” Sp. z o.o. w Raciborzu.
Wspomagać i uregulować spółki wodne
– Codzienne życie rolnika Opolszczyzny, to zmaganie się między nadmiarem a niedoborem wody. Teraz prawdopodobnie coraz częściej będziemy zmagali z suszą. Pomocne w walce z tymi problemami są spółki wodne, to one są najbliżej rolnika. Niestety nie wszędzie one działają a tam, gdzie one są sprawne, to gminy nie chętnie do nich dokładają – mówił Marek Froelich – prezes Opolskiej Izby Rolniczej.
Marek Froelich – prezes Opolskiej Izby Rolniczej, fot. Tomasz Czubiński
Prezes proponuje zmienić prawo w ten sposób, aby koszty obrotu wodą ponosili wszyscy związani z danym terenem – od rolników, przez mieszkańców wsi i miast z wybetonowanymi terenami, właścicieli budynków pokrytych dachami, z których woda trafia do zlewni po gminy i lasy a także drogowców. Pieniądze te powinny być choć w pewnej części kierowane do spółek wodnych. Powinien wg niego być to stały mechanizm finansowania.
– W ochronę przed suszą oraz dla zatrzymania wody włączyć powinny się instytucje rządowe, np. ARiMR. W tym celu priorytetem powinno być dofinansowanie maszyn, które pozwalają na oszczędność wody w glebie, np. do uprawy bezorkowej czy do czyszczenia rowów i drenów, tak aby miały one funkcję odwadniającą oraz nawadniającą – proponował Marek Froelich. Zauważył także problem międzyplonów i ich wpływu na przesuszanie gruntów oraz na nagromadzenie gryzoni. Na szczęście trwają już prace naukowców nad zwieszeniem retencji wody, nie tylko w skali makro, ale także mikro.
Natura 200 na 30% powierzchni
Na rolnictwo nakłada się kolejne obowiązki. Oprócz funkcji krajobrazowych, ochrony środowiska i ograniczenia produkcji intensywnej na rzecz organicznej, coraz więcej obszarów ma być włączone do sieci Natura 2000. Tymczasem mniejsza produkcja z gospodarstw organicznych spowodować może, że koszt środowiskowy każdego kilograma żywności będzie obarczony wyższym zużyciem wody i energii. To jeden z wniosków, jakie można wyciągnąć po konferencji. Ośrodek Szkolenia Olimpijskiego w Zakrzowie gościł w czasie pandemii ekspertów zajmujących się problematyka gleby, wody i suszy bezpośrednio oraz na łączach wirtualnych. Jednym nich była prof. Agnieszka Ziernicka-Wojtaszek z Uniwersytetu Rolniczego im. Hugona Kołłątaja w Krakowie.
prof. Agnieszka Ziernicka-Wojtaszek, fot. Tomasz Czubiński
– Polska położona jest w strefie klimatu umiarkowanego przejściowego ciepłego. Nad krajem ścierają się masy powietrza o różnych właściwościach. To jedna z przyczyn zmiennej pogody, która u nas panuje. Jednak zmian klimatu musimy szukać dużo wcześniej niż w aktualnym ścieraniu mas powietrza – mówiła prof. Agnieszka Ziernicka-Wojtaszek. Od pewnego czasu zauważalny jest wpływ działalności człowieka. Naukowcy proponują, aby czas od II połowy XVII wieku nazwać jako nową epoką geologiczną o nazwie antropocen. Zmiany te przyspieszyły w XX wieku. Od roku 1959 mamy do czynienia z wielkim przyspieszeniem a szczególnie koncentracji gazów cieplarnianych. Zmiany to głównie globalny wzrost temperatury o 0,2 stopnia na dekadę. W Polsce mamy do czynienia z wyraźnym wzrostem temperatury. Szacuje się, że wynosi on 0,3 stopnia na dekadę.
Z punktu widzenia rolniczego ważniejsze jest zmniejszanie się dostępnej wody słodkiej niż wzrost temperatur. Co ciekawe w Polsce mamy obecnie nieco większą sumę opadów niż przed latami 90-tymi XX wieku. Ma to miejsce nawet w suchej Wielkopolsce. Szacuje się, że opady wzrosną do roku 2100 o kolejne 10–20%. W Europie będzie to wzrost o 10–40%, ale to średnia, gdyż na południu kontynentu nastąpi spadek opadów rocznych. Jednak niepokojące jest to, że wzrasta współczynnik zmienności opadów o około 10% do 19%. Powoduje to, że mamy do czynienia z coraz częstszymi ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi typu susza i powódź. Wzrost ten przekłada się na wzrost zmienności plonów.
– W efekcie niestabilności pogody zmienia się też rozkład opadów – rosną opady zimowe a spadają letnie. Tym samym rośliny w okresie wegetacji mają coraz mniej wody – mówiła prof. Agnieszka Ziernicka-Wojtaszek. Nakłada się na to ewapotranspiracja, która rośnie na skutek wzrostu temperatur.
Mała i duża retencja
– Nie powinniśmy mówić tylko o suszy. Polska jest w strefie chwiejnej równowadze bilansu wodnego. Są okresy, kiedy mamy nadmiar wody oraz takie, kiedy jest ewidentna susza – mówił prof. dr hab. inż. Krzysztof Ostrowski z UR w Krakowie. Tłumaczył przebieg procesu nasycenia gleby wodą i od czego on zależy. Otóż gleba składa się z trzech stanów – stałego szkieletu z części mineralnych i organicznych, frakcji gazowej, czyli powierza glebowego oraz płynnej, roztworu glebowego, którego najważniejszym składnikiem jest woda.
prof. dr hab. inż. Krzysztof Ostrowski, fot. Tomasz Czubiński
– Na użytkach zielonych powietrze powinno stanowić 8–10% a na gruntach ornych 12–18%. Aby stosunki powietrzne gleby były poprawne trzeba nadmiar wody odprowadzić. Można to zrobić w greny i rowy całkowicie z pola albo częściowo zatrzymać w głębszych warstwach gleby – mówił prof. Ostrowski. Woda odprowadzona z pola może być gromadzona w ramach retencji krajobrazowej. Są to m.in. mniejsze i większe zbiorniki wodne, cieki płynące z zastawkami, tereny podmokłe, torfowiska itd. Wiele. z tych elementów wymaga przezbrojenia, modernizacji czy naprawy. Wymaga to oczywiście inwestycji, często ponoszonych przez samorządy czy rząd. Są jednak metody, które może zastosować indywidualnie rolnik.
– Warstwa ta nie pozwala na łatwe przesiąkanie wody z opadów głębiej, co prowadzi nie tylko do braku jej gromadzenia, ale spływu powierzchniowego, który wywołuje erozję gleb – mówił prof. Ostrowski. Na UR w Krakowie prowadzone są od kilku lat badania nad wpływem różnych metod uprawy roli na zwiększenie retencji glebowej. Są to m.in. uprawy bezorkowe oraz głęboszowanie na głębokość 40–50 cm. Z wyników badań wynika, że zabieg ten pozwolił na zwiększenie retencji wodnej o około 50 l/m2. Choć jest on kosztowny, to w warunkach coraz częściej powtarzających się nawalnych deszczy a potem okresów posuchy, pozwolić może na przetrwanie roślin i mniejsze negatywne skutki suszy.
Niestety na glebach przepuszczalnych, piaszczystych głęboszowanie na niewiele się zda. Ona naturalnie mają wysokie zdolności infiltracji a nawet jeżeli jest tam podeszwa płużna, to jej likwidacja głęboszem choć pomoże w rozwoju korzeni, to nie zapewni dodatkowej wody, gdyż ta spłynie głęboko, a gleba taka ma słabe właściwości podsiąkania kapilarnego. Dlatego na takich stanowiskach ważniejsze jest prowadzenie uprawy w ten sposób, aby budować w glebie zawartość materii organicznej i zwiększać głębokość profilu próchnicznego. Pomoże w tym uprawa międzyplonów na zielony nawóz, gospodarka z utrzymaniem jak najdłużej zielonej okrywy, uprawa roślin strączkowych czy wieloletnich mieszanek traw z motylkowatymi.
Odmiany przystosowane do klimatu
– Przewiduje się, że długofalowo wzrost temperatury nie będzie miał wpływu na produkcję żywności. Wynika to z tego, że będziemy uprawiali odmiany i gatunki lepiej znoszące nowe warunki, np. szybciej dojrzewające czy lepiej gospodarujące wodą. Preferowane będą formy ozime nad jarymi oraz np. szybciej porywające glebę po siewie – mówił prof. dr hab. Jerzy H. Czembor z Samodzielnej Pracowni Biologii Stosowanej z Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin – PIB w Radzikowie. Aby ten optymistyczny scenariusz się sprawdził w praktyce muszą powstać takie odmiany. Dlatego choć w Polsce w uprawie cały czas rośnie areał zbóż, warto już teraz zmienić tendencję w kierunku innych gatunków. Właściwa struktura płodozmianu w dłuższym czasie poprawia właściwości retencyjne gleby, przez budowanie ilości materii organicznej.
Zmiany w prawie
– W maju ogłoszono strategię od pola do stołu. Zakłada ona m.in. ograniczenie o połowę zużycia środków ochrony roślin oraz ograniczenie stosowania nawozów. Ponadto sieć Natura 2000 ma objąć 30% obszarów. Zakłada się także przywrócenie naturalnego biegu rzek, które powinny gromadzić więcej wody – powiedział Jacek Wasik dyrektor z Przedstawicielstwa Regionalnego Komisji Europejskiej we Wrocławiu. Jest ryzyko, że na skutek tych działań produkcja żywności zacznie spadać i staniemy się jej importerem. Aby do tego nie doszło trzeba zadbać o zatrzymanie i dostarczenie wody dla rolnictwa.
Jacek Wasi, fot. Tomasz Czubiński
– Jeszcze kilka lat temu rolnicy na V i VI klasie bonitacyjnej uzyskiwali przyzwoite plony dzięki wysokim opadom – powiedział Antoni Konopka, członek zarządu województwa opolskiego i wice-Marszałek woj. opolskiego. Dodał, że obecnie, kiedy zaczyna brakować wody, a jest konieczność wydzielenie stref dla produkcji organicznej zasadne jest nie przeznaczanie takich gruntów pod uprawy intensywne. W miejscach takich trzeba będzie uprawiać rośliny odporne na brak wody lub takie, które dobrze reagują na nawadnianie.
Antoni Konopka, fot. Tomasz Czubiński
Nie ma odwrotu od polityki ochrony klimatu
– Wg najnowszych danych eurobarometru ponad 94% obywateli UE uważa, że ochrona środowiska jest dla nich ważna, a ponad 91%, że zmiany klimatu są dla nich groźne. Świadczy to o tym, że nie ma odwrotu od polityki ochrony środowiska zapobieganiu zmianom klimatu – mówił podczas wirtualnego połączenia dr Jerzy Plewa, były Dyrektor Generalny ds. Rolnictwa i Rozwoju Obszarów Wiejskich w Komisji Europejskiej członek sieci Team Europa. Dodał, że aż 8% emisji dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych bierze się z marnotrawstwa żywności. Wydaje się, że można łatwo to ograniczyć, ale to tylko pozory – nie jest to proste.
tcz