Komisja Europejska jutro przedstawi ostateczny plan działania dotyczący ograniczenia stosowania pestycydów o połowę do 2030 r. w ramach strategii "Od pola do stołu". Opublikowane po trzech miesiącach opóźnienia rozporządzenie w sprawie zrównoważonego stosowania pestycydów będzie pierwszym prawomocnym aktem prawnym UE zobowiązującym rolników do ograniczenia stosowania środków chemicznych. Rozporządzenie jest ważnym krokiem w polityce klimatycznej, jednak nie wszystkie państwa członkowskie i organizacje zgadzają się z takim stanem rzeczy.
Czy to dobry moment na zmiany?
W specjalnym wywiadzie dla Investigate Europe Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej i szef Europejskiego Zielonego Ładu, wyjaśnia, dlaczego nowe przepisy są niezbędne dla zapewnienia długoterminowego bezpieczeństwa żywnościowego i dlaczego nie można z nich zrezygnować dla krótkoterminowych korzyści.
Wojna na Ukrainie stwarza ogromne zagrożenie dla bezpieczeństwa żywnościowego w niektórych częściach Afryki i na Bliskim Wschodzie, ale jak uważa Timmermans, nie jest to wystarczający powód do rezygnacji z programu "From Farm to Fork", bo wtedy narażamy się na utratę długoterminowego bezpieczeństwa żywnościowego i przetrwania sektora rolnego ze względów „krótkoterminowych”. Mimo wątpliwości rolników, wiceszef KE jest przekonany, że muszą oni się podjąć zmiany modelu biznesowego prędzej czy później.
– Przyjmujemy perspektywę 2030, 2040, 2050 roku. A jeśli nie zabezpieczymy tej perspektywy teraz, to jaki będzie model biznesowy rolników? Czy będą w stanie kontynuować stosowanie pestycydów na takim poziomie? Nie możemy sobie pozwolić na odkładanie tego na później. Musimy podjąć działania, aby stawić czoła prawdziwym i pilnym problemom, z którymi borykają się rolnicy, ale podejmowane przez nas działania nie powinny przekreślić naszej długoterminowej wizji zdrowego i zrównoważonego sektora rolniczego – mówił w wywiadzie Timmermans i zaznaczył, że ilekroć proponowane są zmiany w dziedzinie rolnictwa, zawsze pojawia się ta sama reakcja: "Odroczenie, derogacja, nie dla nas, dla kogoś innego".
– Tymczasem 70% gleb w UE jest dziś w złym stanie, a 80% tych gleb to grunty rolne lub użytki zielone. To są fakty potwierdzone naukowo. Bardzo szybko tracimy owady zapylające. Stanowi to większe zagrożenie dla naszego długoterminowego bezpieczeństwa żywnościowego niż wojna na Ukrainie, ponieważ 75% najważniejszych upraw roślin zależy od zapylania przez zwierzęta. 5 mld euro rocznie w Europie jest bezpośrednio uzależnionych od owadów zapylających. Proszę, oddzielmy bieżący kryzys od długoterminowej zmiany, która jest nam potrzebna – mówi Timmermans.
Obowiązkowe cele redukcyjne i produkcja na ugorach
Czy ograniczenie stosowania pestycydów w Europie o 50% do 2030 r. jest naprawdę konieczne? Nowe rozporządzenia wprowadzi wiążące krajowe cele – obowiązkowe w zakresie redukcji stosowania pestycydów. Jak wspomina Timmermans, wcześniej KE proponowała przepisy niewiążące, które prowadziły donikąd, natomiast wiążące dadzą pewność sektorowi rolnemu.
Zapytany o zezwolenie na prowadzenie uprawy i produkcji na "obszarach proekologicznych" i jak to się ma do dbania o klimat, polityk zaznaczył, że wszelkie odstępstwa od polityki długoterminowej powinny dotyczyć tylko spraw pilnych i nagłych.
– Problemem jest kwestia logistyczna - nie da się dostarczyć ziarna i kukurydzy z Ukrainy i Rosji do Afryki i na Bliski Wschód. Dlatego właśnie na tym musimy skoncentrować nasze wysiłki. To jest nasza najpilniejsza potrzeba. Dla mnie osobiście nie ma sensu wykorzystywać obszarów chronionych do produkcji jeszcze większej ilości surowca – mówi wiceszef KE.
Młodzi rolnicy rozumieją potrzebę zmian
Wiceszef KE zaznaczał, jak ważne jest angażowanie w debatę całego społeczeństwa. Jeśli dyskusja toczy się w gronie osób, które mają bardzo wyraźne interesy, to oczywiście debata wygląda inaczej.
Model duński: czy nie wystarczyłby podatek?
We wspomnianym w rozmowie modelu duńskim opodatkowano pestycydy w zależności od ich toksyczności, a to doprowadziło do redukcji stosowania tych najbardziej niebezpiecznych. Timmermans przyznał, że to interesujący pomysł, jednak nie wszędzie to zadziała.
– Musimy wziąć pod uwagę fakt, że różnice między państwami członkowskimi są tak duże, że to, co sprawdza się w Danii, niekoniecznie musi działać we Włoszech czy w Hiszpanii. Dlatego jestem nieco ostrożny, ale każdy dobry pomysł jest pomysłem, który warto przeanalizować.
Potrzeba finansowania i powolnych zmian
Zapytany przez IE o to, dlaczego Komisja Europejska przeznacza niewielką ilość pieniędzy na programy wspierające zmianę tradycyjnego modelu rolnictwa, Holender przyznaje, że zmiana wymaga czasu.
– To tak, jakby próbować zmusić największy tankowiec na Ziemi do zmiany kursu. To wymaga czasu. Jedyne, co trzeba zrobić natychmiast, to nie dopuścić do tego, byśmy wrócili na stary kurs, nawet jeśli teraz wprowadzono pewne modyfikacje. A to, o czym mowa, jest bardzo słuszne. Jeśli spojrzeć na całkowity budżet wspólnej polityki rolnej, a następnie na to, co wydaje się na działania zmierzające do obrania właściwego kierunku, to okazuje się, że jest to tak niewielka część całości. Musimy to zmienić. Zmiana kursu ma jednak bezpośredni wpływ na bardzo wielu rolników w Unii Europejskiej. Trzeba ich zaangażować. A grupy nacisku straszą ich, że to, co robimy, będzie kosztowało ich przetrwanie. Jestem natomiast głęboko przekonany, że jeśli nie zrobimy tego, co proponujemy, to za 10, 15 lat problem różnorodności biologicznej będzie tak poważny, że rolnictwo w Europie nie będzie mogło być zrównoważone. I wtedy naprawdę będziemy mieli w Europie kryzys żywnościowy.
Timmermans zaznaczył, że zdaje sobie sprawę z niechęci, jaką wzbudza, ale że zależy mu na przyszłości.
– Chcę pomagać rolnikom, ale chcę im pomagać w sposób zrównoważony, nie tylko na jutro, ale także na 10 i 20 lat od teraz. A w tym celu musimy stać się zrównoważeni – kończy wiceszef KE.
oprac. al
Źródło: