– Futrzarstwo jest najlepiej rozwijającą się i najbardziej dochodową branżą rolnictwa, spełniającą najwyższe normy. W branży futrzarskiej pracuje w Polsce bezpośrednio i pośrednio ok. 50 tysięcy osób, eksport wyprodukowanych przez nią dóbr w 2016 r. jest zbliżony do 1,6 miliarda złotych, a Polska jest trzecim na świecie producentem tych dóbr. Pojawia się pytanie: komu zależy, aby zniszczyć kolejną dochodową gałąź gospodarki? – pytał na konferencji prasowej w Sejmie Jarosław Sachajko, poseł Kukiz’15.
Kto zyska na zakazie?
Zdaniem uczestników konferencji, zakaz hodowli w Polsce sprawi, że hodowla przeniesie się do innych krajów europejskich – np. Danii, ale także do Rosji, Ukrainy czy Chin. Na zakazie ucierpią też zwykli konsumenci, których czekają podwyżki cen drobiu oraz ryb. Norki są bowiem naturalnym utylizatorem odpadów poubojowych. Jeżeli ich zabraknie, firmy przetwórcze będą musiały zawieźć odpady do firm utylizacyjnych i zapłacić za ich zniszczenie. I to utylizatorzy znajdujący w zagranicznych rękach będą zdaniem uczestników konferencji największym beneficjentem zakazu hodowli zwierząt futerkowych.
– W celu ochrony polskiej branży futerkowej złożyłem zawiadomienie do szefa ABW z prośbą o podjęcie zdecydowanych i skutecznych działań, mających na celu ochronę polskiej gospodarki przed szkodliwą kampanią zorganizowanych grup interesów finansujących i wspierających działania mające na celu likwidację prężnie rozwijającej się branży polskiej produkcji rolnej. Wykorzystując dobre intencje i wrażliwość Polaków, organizacje prezentujące się jako „ekologiczne” dążą do wprowadzenia w Polsce zakazu hodowli zwierząt w celu pozyskiwania z nich futer – tłumaczył poseł Sachajko.
Dramat przedsiębiorców i pracowników
Na konferencji byli obecni także rolnicy.
– Chce nam się zabrać to, nad czym wiele lat pracowaliśmy. I nie mówię tylko o mojej rodzinie, ale także o rodzinach moich pracowników. Zatrudniamy teraz na fermie ok. 45 osób. I w tym też są rodziny, np. żona z mężem, albo matka z córką. Ci ludzie pytają nas co z nami będzie, a ja nie potrafię im odpowiedzieć – mówiła Sonia Tyrka, hodowca z województwa lubuskiego.
Ustawa przewiduje wprawdzie 4-letnie vacatio legis, ale rolnicy zwracają uwagę, że w przypadku wieloletnich kredytów, które brali pod inwestycje, niewiele to zmienia.
- Mam 52 lata i zostaję z kredytem na 18 lat do spłacenia. Ta nowelizacja w ciągu 4-5 lat, to jest mało istotne, każe nam zamknąć nasze interesy. 4 czy 5 lat to się spłaca samochód. My stworzyliśmy miejsca pracy, myśmy budowali zakłady, to po prostu jest chore – mówił Jerzy Kuczyński, hodowca z województwa mazowieckiego.
wk