Europejskie rolnictwo przegra
Panie Ministrze, w ostatnim wywiadzie w TVP Info powiedział Pan, że europejskie, a więc i polskie rolnictwo, nie przetrwa w konfrontacji z produkcją rolną zlokalizowaną na Ukrainie i w krajach Mercosur. Ale, biorąc pod uwagę politykę Komisji Europejskiej, czy to nie są kasandryczne przepowiednie?
Niewiele nam pozostaje prócz apeli o mądrość do tych, którzy zarządzają Unią Europejską. Zdaję sobie sprawę, że te apele niewiele dają, bo intencją działań tych ludzi - również komisarzy Komisji Europejskiej - nie jest ochrona europejskiego rolnictwa, lecz realizacja interesów wielkich globalnych korporacji. Te korporacje na naszych oczach przejmują łańcuch żywnościowy na świecie: od wytwarzania żywności w wielkich przedsiębiorstwach rolnych, przez przemysł przetwórczy, po międzynarodowe sieci handlowe.
Gospodarstwa towarowe zbankrutują jako pierwsze
Nie potrzeba wielkiej wyobraźni, żeby zrozumieć, że w tej rywalizacji pierwsze polegną gospodarstwa, które inwestowały przez lata w nowe maszyny, budynki, ziemię, stada podstawowe, ponieważ do tego je przekonywano. Nie będą w stanie wytrzymać zderzenia z importem żywności z wielkoobszarowych latyfundiów z Ameryki Płd., Ukrainy, ale też z produkcją z Rosji, czy Nowej Zelandii, Australii, południowej Azji, gdzie są doskonałe warunki do upraw i hodowli.
Czy są szanse na uratowanie rolnictwa?
Pytanie, co zrobić? Czy tylko biadolić, przewidywać, że wszystko idzie na zmarnowanie? Rolnicy protestowali w całej Unii Europejskiej - były nadzieje na to, że Europejczycy przejrzą na oczy i w wyborach do Parlamentu Europejskiego wskażą ludzi, którzy rozumieją, że bezpieczeństwo żywnościowe Europy może zagwarantować tylko europejskie rolnictwo.
Niestety, protesty rolników zostały uciszone przez nieistotne niby-ustępstwa Komisji Europejskiej, a w Polsce rozbite przez pana premiera Tuska, posługującego się cynicznie wiceministrem Kołodziejczakiem, i różnych innych polityków. Władza w UE pozostała w rękach środowisk lewackich, neomarksistowskich. Wybrana na kolejną kadencję pani von der Leyen ogłosiła, że Zielony Ład będzie wdrażany jeszcze szybciej, a umowa z Mercosur zostanie sfinalizowana.
Jednak moim zdaniem rolnicy wznowią protesty, bo to, co się dzieje, to jest zamach na europejskie rolnictwo.
Porozumienie z Mercosur autorskim pomysłem Komisji Europejskiej
Porozumienie polityczne pomiędzy Unią Europejską a Mercosur zostało podpisane 28 czerwca 2019 r. Pan był wtedy ministrem rolnictwa. Jak Pan pamięta ten dzień, jaką rolę odegrała wtedy Polska i Ministerstwo Rolnictwa?
To nie było związane z decyzjami państw członkowskich. To była wyłączna decyzja ustępującej Komisji Europejskiej, o szczegółach państwa członkowskie nie były powiadamiane. Ale wdrożenie porozumienia było tak odległe, że nikt nie brał tego poważnie. Zresztą, po pierwsze nie wszystkie państwa zgadzały się na to porozumienie, po drugie, miało być ono uzależnione od ratyfikacji przez parlamenty państw UE, wtedy dopiero miała się odbyć rzeczywista debata na ten temat.
Czy Polska wystąpi przeciwko Mercosur?
Wciąż kilka państw nie zgadza się na umowę z Mercosur: Francja, o której mówił Pan, że chce tam sprzedawać produkty przemysłu chemicznego, Irlandia, Austria, Węgry. Jeśli Polska przystąpi do tego sojuszu, może powstać mniejszość blokująca…
Wie pan, niektóre kraje się budzą. Francuzi są po fali ogromnych protestów rolniczych, które lada dzień zostaną wznowione – jest wielkie poruszenie rolników francuskich, którzy widzą, że umowa z Mercosur jest dla nich śmiertelnym zagrożeniem. Budzą się inne kraje, które mają produkcję rolną zbliżoną do tego, co produkuje się w Mercosur: producenci wołowiny, cukru, zbóż, sektor paszowy, który jeszcze bardziej uzależni się od importowanej śruty sojowej.
Premier Tusk nie będzie bronił europejskiego rolnictwa
Można to porozumienie zablokować tzw. mniejszością blokującą, jeżeli dołączyłaby do niej Polska – wtedy Mercosur nie wszedłby w życie. Tylko że oczekiwania, że rząd Polski będzie próbował bronić rolnictwa europejskiego przeciwko globalizacyjnym zapędom wielkich firm są mało realne. Dotychczasowe działania pana premiera Donalda Tuska pokazują, że chce być prymusem zmian zachodzących w Europie - dowodzą tego choćby takie deklaracje, jak Ministerstwa Środowiska i Klimatu, że Polska będzie dochodziła do celów klimatycznych szybciej, niż tego oczekuje Komisja Europejska. Pokazuje to, że nikt w Kancelarii Premiera nie zamierza bronić interesów rolniczych.
Byłbym spokojniejszy, gdyby większą siłę sprawczą miał minister Siekierski, którego cenię i szanuję. Ale niestety – mimo że, w moim przekonaniu, minister ma wiedzę o rolnictwie i wie, czego rolnictwu potrzeba, wszelkie decyzje podejmuje premier Tusk. Minister Rolnictwa i jego partia, nie mając siły sprawczej, decyzyjności, stanie się, niestety, tylko dekoracją czy figurantem, na którym skupi się złość rolników, i cwańsi w grach politycznych na niego zrzucą odpowiedzialność za klęskę rolnictwa.