W tym sezonie Polska otrzymała ledwie 90 tys. ton limitu na tzw. " wycofywanie" owoców z rynku w związku ze stratami wynikającymi z rosyjskiego embarga. Tymczasem rok temu było to, aż 300 tys. ton.
– Analiza poprzednich sezonów wyraźnie pokazuje, że ceny zaczęły rosnąć, kiedy mechanizm zaczynał działać i natychmiast spadały, kiedy limity kończyły się. Tak też jest obecnie, kiedy od samej jesieni wiadomo było, że limit przyznany naszemu krajowi nie odegra większej roli w pozytywnym kształtowaniu cen. Ukształtowały się one na niskim poziomie już we wrześniu i do dziś niewiele drgnęły – mówi Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP.
Niskie ceny sprzedaży
Dzisiejsze ceny sprzedaży jabłek to niewiele ponad 50% cen ubiegłorocznych. Główną przyczyną jest stosunkowo mały eksport zarówno na tradycyjne jaki na nowe rynki. Otwarty w listopadzie zeszłego roku rynek chiński może stać się kołem zamachowym branży oraz przynajmniej częściowo zastąpić utracony rynek rosyjski dopiero za kilka lat. Na razie udało się sprzedać do Państwa Środka zaledwie 300 ton jabłek.
Wnioski do Komisji Europejskiej
Jedyna szansą na szybką poprawę sytuacji byłaby możliwość skierowania większej partii owoców na wycofanie. Ministerstwo rolnictwa twierdzi, że prowadzi w tej sprawie rozmowy z Bruksela, ale ich efekt pozostaje wielką niewiadomą.
– Na wielu odbywających się twarzą w twarz spotkaniach targowo- szkoleniowych sadownicy mówią, że ten mechanizm pozwolił im w minionych dwóch latach uzyskać jakiekolwiek przyzwoite pieniądze za wyprodukowane owoce. – mówi Mirosław Maliszewski.
Związek Sadowników cały czas apeluje do ministerstwa rolnictwa o pilne zgłoszenie do Komisji Europejskiej wniosku o jak najszybsze przyznanie Polsce dodatkowego limitu na wycofanie owoców. Najlepiej z przeznaczeniem na produkcję bioenergii. wk
Fot. Wójcik
