Skala uśmiercania zakażonych koronawirusem norek w Danii jest znacznie większa niż dotychczas sądzono. Zamiast 1 mln norek planowane jest wybicie 2,5 mln tych zwierząt.
Od czasu potwierdzenia w czerwcu pierwszego przypadku COVID-19 wśród norek w Danii, wirus w zatrważającym tempie rozprzestrzenił się na fermach. W celu ochrony ludności Duński Urząd ds. Weterynarii i Żywności podał w poniedziałek 12 października, że uśmierca norki, u których potwierdzono obecność koronawirusa. Z kolei hodowcy, którzy mają niezainfekowane zwierzęta na fermach położonych w promieniu 8 km od fermy z zakażonymi zwierzętami, muszą je wybić na własną rękę.
Likwidację zwierząt rozpoczęto 8 października br. Może ona potrwać nawet kilka miesięcy.
Niestety te drastyczne środki zwiększają obecnie obawy co do gospodarczych konsekwencji.
W piśmie do ministra rolnictwa Mogensa Jensena dziesięciu burmistrzów Jutlandii, która jest najbardziej dotknięta tym problemem, ostrzegło, że środki te mogą stanowić zagrożenie dla produkcji duńskiej norki, a tym samym dla wielu miejsc pracy. W szczególności krytyce została poddana nie tylko likwidacja hodowli, gdzie potwierdzono COVID-19, ale także wszystkich innych stad norek w promieniu 8 km nie dotkniętych chorobą. Sygnatariusze pisma wzywają zatem do powstrzymania się od zabijania tych zwierząt, dopóki wirus nie zostanie tam faktycznie wykryty.
Rekompensaty dla hodowców
Urząd ds. Weterynarii i Żywności poinformował, że hodowcy, którzy wybiją niezainfekowane wirusem norki mają otrzymać 100% rekompensaty, podczas gdy ci z norkami, u których stwierdzono COVID-19, otrzymają mniej. Ma to zachęcić rolników do zapobiegania rozprzestrzenianiu się choroby.
Naukowcy w dalszym ciągu badają czy zwierzęta mogą przenosić wirusa na ludzi. Wprowadzenie tak drastycznych rozwiązań, zwłaszcza w Danii, która jest jednym z największych eksporterów norek na świecie i produkuje około 17 mln futer rocznie wydaje się być bezpodstawne.
Źródło: Wochenblatt