Podczas wczorajszego głosowania niemal jednogłośnie zdecydowano, że Donald Tusk zostaje w Brukseli na koleje 2,5 roku na stanowisku szefa RE. Reelekcja oznacza, że będzie odgrywał kluczową rolę w negocjacjach z Wielką Brytanią o opuszczeniu UE w 2019 roku.
Polski rząd oburzony wyborem
Nie wszystkie państwa członkowskie wsparły tę decyzję. Premier Beata Szydło już przed rozpoczęciem szczytu wyraziła głośny sprzeciw. Witold Waszczykowski, minister spraw zagranicznych, przekonywał, że teraz wiemy już na pewno, ze UE działa pod dyktando Berlina, co miało być nawiązaniem do przyjaźni między Donaldem Tuskiem a Angelą Merkel, kanclerz Niemiec.
Mimo protestów ze strony polskiego rządu, Tuska poprały inne państwa Europy Środkowo-Wschodniej, uważając go za najlepszy wybór w trudnych czasach Brexitu i napiętej atmosfery w związku z imigrantami.
Polski rząd nie miał sojusznika nawet w Viktorze Orbanie. Premier Węgier zdecydował wesprzeć stanowisko innych krajów członkowskich po nieudanej próbie zawarcia kompromisu pomiędzy Polską a członkami RE.
Beata Szydło wydała oświadczenie, że Polska nie przyjmie konkluzji szczytu. Według niej, Donald Tusk nie był dobrym szefem RE. Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości uznał Tuska za „kandydata Niemiec”. Polski rząd zaproponował jako swojego kandydata Jacka Saryusz-Wolskiego. Według mediów europejskich, ta kandydatura nie została potraktowana poważnie.
Po wyborze szefów unijnych państw Donald Tusk okazał zadowolenie, chociaż nie tryumfował. Chociaż decyzja podejmowana jest większością kwalifikowaną, więc protesty polskiego rządu nie mają znaczenia, to w ocenie ekspertów przenoszenie wewnętrznych sporów na forum Rady Europejskiej może doprowadzić do osłabienia politycznej pozycji Polski w Unii Europejskiej. al
Fot. European Council