Sadownicy zdecydowali się na organizację protestu, mimo trwającego właśnie sezonu zbioru jabłek.
- Chcemy głośno powiedzieć, że nie akceptujemy polityki handlowej prowadzonej przez markety. Dlatego nie mogliśmy czekać, aż nas dorżną całkiem. Dziś jesteśmy przed siedzibą największej w Polsce sieci handlowej, która odgrywa wiodącą negatywną rolę w wykorzystywaniu dominującej pozycji na rynku – mówił Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP.
Sadownicy podkreślają, że ten sezon zapowiadał się optymistycznie. Prognozowane niższe zbiory jabłek w Polsce i na świecie dawały nadzieję na przyzwoite ceny. Tymczasem sieć sklepów Biedronka, a w ślad za nią inne podmioty handlowe w ostatnich tygodniach zaczęły drastycznie obniżać ceny zakupu jabłek. Finał jest taki, że sadownicy zostali zmuszeni do sprzedaży jabłek po 1 zł, chociaż jeszcze pod koniec sierpnia stawki wynosiły 3 zł za kg.
- Dziś ceny oferowane przez sieci osiągnęły granice opłacalności. A wiemy, że cena ta ma jeszcze ulec obniżeniu. Musimy to zatrzymać! – zaznaczył Maliszewski. W jego ocenie nie ma przesłanek ku temu, by ceny były tak drastycznie niskie.
- W zeszłym roku zbiory były trochę wyższe, a ceny kształtowały się na poziomie 1,50 zł/kg. Dziś, kiedy podaż jabłka jest mniejsza, obcina się jeszcze cenę. Monitorujemy to, co dzieje się w innych krajach Europy i proszę mi wierzyć - tam nie ma aż tak niskich cen jabłek – wyliczał szef Związku Sadowników.
Michał, sadownik zrzeszony w Związku Sadowników RP, ubolewa, że Biedronka kolejny raz wymusza obniżanie cen.
Sadownicy zwrócili także uwagę, że ceny spadają zdecydowanie szybciej dla dostawców niż dla konsumentów.
- Dziś za kg jabłek w Biedronce trzeba zapłacić 4,99 zł. Z tego sadownik dostaje 1 zł, drugą złotówkę trzeba przeznaczyć na koszty przygotowania, czyli opakowanie, transport itd. A dla sklepu zostaje prawie 3 zł! To bandycka marża – wyjaśniał pan Robert z okolic Grójca.
Przedstawiciele Związku Sadowników RP długo musieli czekać na przyjęcie przez delegację Jeronimo Martins. Nie obyło się bez utarczek słownych i nerwów
A wszystko dlatego, że sadownicy nie mają możliwości prowadzenia żadnych negocjacji cenowych.
- Handel odbywa się na zasadzie, że dostawca dostaje smsem lub mailem cenę, po jakiej ma dostarczać owoce. I albo się dostosuje, albo wypada z rynku. A jak wypada z rynku, to szybko staje się bankrutem. Nie możemy się na to zgodzić, bo chcemy produkować wysokiej jakości jabłka i być liczącym się producentem tych owoców w Europie. Ale do tego potrzebne jest nam partnerstwo. Musimy uzyskiwać taką cenę, która pozwoli nam kontynuować prowadzenie gospodarstwa – zaznaczył Maliszewski.
Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP
Sadowników niepokoi także obserwowany w większości sieci handlowych trend wykorzystywania patriotyzmu konsumenckiego do tego, aby sprzedawać polskie produkty, znacząco zaniżając ceny dla dostawców.
Dlatego podczas protestu złożyli pismo do Jeronimo Martins, w którym apelują o zmianę polityki handlowej i współpracę na partnerskich warunkach. Jeśli sieci nie spełnią tych oczekiwać, sadownicy będą organizować kolejne protesty.
- Oszukać się nie damy, zbankrutować nie pozwolimy. Zależy nam na dalszej współpracy z sieciami handlowymi, ale na uczciwych zasadach – mówił Maliszewski.
Sadownicy
Związkowcy udali się także do siedziby UOKiK, gdzie złożyli pismo z prośbą o podjęcie interwencji w związku z niegodziwymi praktykami w skupie owoców deserowych i przemysłowych. Ich zdaniem UOKIK pozostaje bierny wobec polityki handlu i nie przeciwdziała wykorzystywaniu dominującej pozycji na rynku.