StoryEditor

Fantastyczna praca, ale bez papierków

Rolnictwo to fantastyczny zawód, dlatego z ziemią jestem związany od lat. Niestety coraz mniej czasu poświęcam na produkcję kosztem wypełniania niepotrzebnej dokumentacji – mówi Tobi Janos, właściciel dużego gospodarstwa na Węgrzech.
03.07.2017., 23:07h
Przez biurokrację rolnictwo traci na swoim uroku. W 1600-hektarowym gospodarstwie rodziny Janos położonym w Szihalomie na południe od Miszkolca, gdzie prowadzona jest tylko uprawa polowa dwie osoby zajmują się obsługą dokumentacji. To kolejne wyróżniające się gospodarstwo, na trasie naszego wyjazdu studyjnego, który dziś nad ranem dobiegł końca.

– Gospodarstwo prowadzę wspólnie z synem, a do pomocy zatrudniamy jeszcze sekretarkę, księgową, agronoma i siedmiu traktorzystów – mówi Tobi Janos. Na trudnych w uprawie brązowych glebach uprawiają 650 ha pszenicy konsumpcyjnej, która średnio plonuje na poziomie 6-7 t/ha. Sporą część upraw zajmuje słonecznik i rzepak (po około 300 ha), z których uzyskać można plon 4 t/ha. Poza tym pola obsiewane są jęczmieniem browarnym, kukurydzą, grochem. Część gruntów przeznaczona jest z kolei na spełnienie wymogów zazielenienia, co nie jest na rękę rolnikowi. – Najbardziej opłaca się uprawa rzepaku i słonecznika – podkreśla. 

– W uprawie nie nadużywamy orki, co podnosiłoby koszty produkcji – mówi Janos. Orka wykonywana jest średnio raz na trzy lata. Zamiast pługa używana jest brona talerzowa, kultywator lub głębosz do głębokości nawet 45 cm. Rezygnacja z orki pozwala również zaoszczędzić wodę, gdyż roczna suma opadów w tym regionie często oscyluje na poziomie 450 l, a stuletnia średnia to zaledwie 500 l/rok. Ochrona roślin nie sprawia rolnikom większych trudności. – Najważniejsze są działania zapobiegawcze – podkreśla Janos.

Wszystkie zebrane z kilkusethektarowych pól plony gromadzone są we własnych magazynach, więc jest możliwość by poczekać ze sprzedażą ziarna czy nasion na lepszą ceną. – Rzadko się zdarza, by cena w żniwa była lepsza niż ta, którą uzyskujemy po żniwach. Czasem jednak bywa, że się przeliczymy, ale taki jest ten biznes – mówi. Gospodarz nie ma podpisanych długoterminowych kontraktów, a zbierane zboże sprzedaje stałym odbiorcom. W ostatnim czasie na rynek trafia coraz więcej taniego zboża z Ukrainy, ale w gospodarstwie nie odczuwa się zniżki cen z tego powodu. Jak przyznają rolnicy, ceny na rynku wynikają przede wszystkim z notowań na rynkach światowych, a nie uwzględniają specyfiki tych mniejszych.

W porównaniu do Polski, węgierscy rolnicy gospodarują na znacznie większych areałach. Jak do tego doszło? Nad Wisłą rolnicy użytkują grunty od kilku pokoleń, natomiast w kraju naszych braci w latach powojennych wszystko upaństwowiono, a ludzie musieli oddać grunt do spółdzielni. Dopiero po upadku komunizmu nastąpiła rewolucja w rolnictwie. W tym czasie Janos nabył większość swojej ziemi od upadającej spółdzielni, gdzie pracował jako agronom. Równolegle rząd po zmianie ustroju zwracał pola pierwotnym właścicielom i od tego czasu sukcesywnie pojawiała się możliwość przejęcia kolejnych gruntów.

– Kto miał pieniądze to odkupił te grunty – wspomina. Były to nieduże działki, głównie o powierzchni około 1 ha, a ludzie chętnie je spieniężali. Dzięki wytrwałości rolnik wraz z synem jest dziś właścicielem 1,4 tys. ha. Jest to zasługa wielu wyrzeczeń. Janos od 24 lat cały zysk inwestował w ziemię i powiększałem gospodarstwo. Wydaje się więc, że w tej chwili powraca się do stanu z dużymi gospodarstwami, nie państwowych, a w rękach prywatnych. Dziś największe gospodarstwa prywatne w kraju Madziarów to spółki po 20 tys. ha.
Szersza relacja z odwiedzonych gospodarstw, już niebawem na łamach magazynu „top agrar Polska”.

Fot. Beba
Jan Beba
Autor Artykułu:Jan Bebaredaktor „top agrar Polska”, specjalista w zakresie techniki rolniczej.
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
22. listopad 2024 17:16