– Zachwaszczone, zakrzaczone, a zwykle dziko już zadrzewione spłachetki pól, często o nieuregulowanym stanie prawnym utrudniają prace polowe większym sprzętem na sąsiednich działkach rolnych, w tym naszych. Zbieramy niższe plony, ponosimy wyższe koszty paliwa i robocizny. To utrapienie odczuwamy nie tylko w naszej gminie, podobnie jest w całym powiecie, ale także w okolicznych – usłyszałem w słuchawce w trakcie mojego dyżuru w siedzibie Podkarpackiej Izby Rolniczej w Trzebownisku koło Rzeszowa. Rozmówcą był Piotr Kędzior, wiceprzewodniczący Powiatowej Izby Rolniczej w Jaśle, a jednocześnie delegat na Walne Zgromadzenie PIR.
Sygnał z terenu
– Kilkakrotnie rozmawiałem z władzami gminy, żeby uregulować ten problem, żeby w końcu ktoś zadbał o te uciążliwe nieużytki. Gdyby był ich prawny posiadacz, władze gminy miałyby prawo egzekwować od niego podatek. Jeśli nie byłby zainteresowany uprawą, oddałby działkę w dzierżawę. Pożytek miałaby gmina i rolnik. Tymczasem spadkobiercy ugorów rozjechali się po świecie, nie są prawnymi właścicielami. Nikogo to nie interesuje – interweniował telefonicznie do redakcji Kędzior.
Podkreślał, że ze względu na rozdrobnienie rolnictwa Podkarpacia, ten agrarny ambaras będzie z czasem narastał. W starszym pokoleniu jeszcze zwykle siedzi tradycyjne przywiązanie i troska o grunt, by ten był w należytej kulturze. – Młodych interesuje już tylko jeden hektar ziemi, żeby zarejestrować się w KRUS, a następnie wyjechać do pracy za granicę lub zarejestrować działalność gospodarczą – niska składka i pewne ubezpieczenie. To m.in. dlatego w naszych urzędach pracy formalnie spada zarejestrowane bezrobocie – skomentował sprawę rozmówca.
Prosił o nagłośnienie sprawy na naszych łamach. Bierzemy temat, jedziemy na Podkarpacie, by zweryfikować problem na miejscu.
Relacja w czerwcowym wydaniu "top agrar Polska". Zachęcamy do lektury!