Panie Jacku, jak doskonale wiemy, za 5 miesięcy Ukraina będzie wolna od ATM-ów. Co dalej?
- Nie możemy się zgodzić na przedłużenie wolnego handlu z Ukrainą - to uderza w interesy Unii Europejskiej, jej rolników, a szczególnie rolników polskich. Tylko co zrobić, żeby nasz brak zgody przełożył się na formalne zapisy? Relacje z Ukrainą nie są łatwe, ale dziś musimy odpowiedzieć sobie na jedno kluczowe pytanie: czego my właściwie chcemy? Bo to nie jest już czas, by mówić tylko „nie” dla produktów z Ukrainy. Teraz musimy jasno określić, czego chcemy jako rolnicy i organizacje rolnicze, jakie mamy propozycje. Dyskusja na zasadzie „nie, bo nie” prowadzi donikąd.
Formalnie po 5 czerwca wracamy do układu o stowarzyszeniu pomiędzy UE a Ukrainą, który już wtedy zakładał stopniową liberalizację handlu: zniesienie ceł, ale też kontyngenty na niektóre wrażliwe towary jak zboża, mięso czy cukier i możliwość podejmowania działań ochronnych w przypadku zagrożenia dla rynków wewnętrznych.
Ukraina nie będzie chciała zgodzić się na powrót do tych zasad, bo dzięki bezcłowemu handlowi jej udział w rynku unijnym wzrósł z 23% do niemal 60%. Przy czym my nie zyskaliśmy nic - otwierając drzwi na oścież pozwoliliśmy, by Ukraina swoje ledwie uchyliła.
Ale Ukraina potrzebowała wsparcia – czyż nie tak?
Nie opowiadajmy bajek, że dzięki temu wsparliśmy, czy wspieramy ukraińskie rolnictwo - wspieramy 5% największych agroholdingów, które kontrolują eksport. Małe, rodzinne gospodarstwa ukraińskie produkują na rynek wewnętrzny, eksport jest domeną gigantów, w większości z kapitałem międzynarodowym, którzy inwestują swoje zyski nie na Ukrainie, ale w UE, wykupując kolejne firmy lub tworząc nowe pod unijnym szyldem.
Teraz dajemy Ukrainie szansę wejścia do UE - znów nie wiadomo, na jakich warunkach. Agroholdingi deklarują bardzo dynamiczne przygotowywanie się do standardów produkcji UE, zaczynają nawet raportować ESG. Tylko czy na pewno? Wiemy tylko tyle, ile nam powiedzą, bo nie mamy żadnych możliwości kontroli procesów produkcji w rolnictwie – w żadnym sektorze rolnictwa. Czy to nie jest dziwne, że w Ukrainie nie ma ptasiej grypy, ASF, choroby niebieskiego języka?
Może i jest dziwne, ale czy to znaczy, że Ukraińcy oszukują, bo chcą być w UE?
Ukraińcy zrobią wszystko, by wejść do UE, a przede wszystkim będą za tym bardzo dobrze lobbować, bo, nie oszukujmy się - nie chodzi im o europejską integrację, ale o dopłaty bezpośrednie. Dostęp do europejskiego rynku jest oczywiście “wisienką na torcie” - to też pieniądze, zarabiane na bogatym rynku.
Ukraina jest zagrożeniem dla polskiej i unijnej produkcji rolnej. W Polsce jeszcze obowiązuje cały czas te rozporządzenie Ministra Technologii i Rozwoju z 15 września 2023, które ogranicza eksport z Ukrainy do Polski, na razie Komisja Europejska jeszcze do tego się nie przyczepiła, ale przecież zawsze może, w odpowiednim momencie, pogrozić nam palcem, jeżeli będziemy stawiali zbyt duży opór. Wtedy przypomnimy sobie boleśnie, jak to było w roku 2022.
O tym, że ukraiński eksport jest zagrożeniem, wiemy od dwóch lat. Wiemy też, że jest polityczna decyzja, że Ukraina ma być w UE. Nie wiemy tylko, co z tym zrobić, prawda?
Nie wiemy. Unia nie robi nic, o niczym nie informuje. Dlaczego nie stawiamy Ukrainie warunków? Przecież potrzebujemy w Unii Europejskiej soi – sami my nie jesteśmy w stanie jej produkować, ale Ukraina ma do tego świetne warunki. Ściągamy ją za miliardy euro rocznie z Ameryki Południowej - czemu nie mówimy Ukraińcom: „Uprawiajcie soję, której potrzebujemy, zamiast zboża, którego mamy nadmiar”?
Tymczasem my rozmawiamy o umowie z Mercosur, która przez najbliższe pół roku nie będzie nawet głosowana, nieważne, czy w parlamentach państw UE, czy tylko w Parlamencie Europejskim i Radzie UE. Nie sposób nie zgodzić się z ministrem Siekierskim, że “nasz mercosur” mamy za wschodnią granicą. Nie mamy pomysłu, nie wiemy, jak tę kwestię uregulować. Tym powinniśmy się zająć, w Polsce w gronie organizacji rolniczych i w UE podczas polskiej prezydencji, bo to nie tylko problem Polski, ale całej Unii.
Zgoda, powinniśmy się tym zająć, ale jak?
Powinniśmy zacząć o tym rozmawiać. Ale nie zasadzie “nie chcemy i już”. My tu w Polsce przyzwyczailiśmy się do tego, że “walczymy z przeważającymi siłami wroga” - to jest nasza narodowa tradycja. “Stop dla Ukrainy, stop dla Mercosur, stop dla Zielonego Ładu” - ciągle tylko stop dla wszystkiego. Tylko że to nie działa. Może to działało 30 lat temu, ale nie teraz. Organizacje rolnicze powinny przestać zajmować się organizowaniem protestów, a zająć się lobbingiem interesów rolników, nie tylko zresztą w sprawie Ukrainy.
Nie możemy cały czas ustawiać się w pozycji petenta i niezadowolonego dziecka. Czy wiemy, jakie mamy propozycje? Czego tak naprawdę chcemy? Wiemy, jakie ma być nasze rolnictwo za lat 5, 10, 20, czy tylko umiemy mówić “daj”, “zróbcie tak, żeby było dobrze”? Co to znaczy “dobrze”? Wiemy to?
Jeżeli nie wyjdziemy z własnymi propozycjami, nie zaczniemy ich przedstawiać, to nie zaczniemy w ogóle dyskutować. A jeśli nie zaczniemy dyskutować, nikt nie będzie nas słuchał. A przecież chcemy, jako rolnicy, mieć wpływ na to, co się dzieje w rolnictwie, w Unii Europejskiej.
Skoro mówi Pan o konkretach - poproszę...
Potrzebujemy strategii sektorowych w rolnictwie. Dlaczego? Bo wtedy możemy mówić, czego oczekujemy i co dajemy w zamian. Możemy określić warunki brzegowe i w jasny sposób wyjaśnić, dlaczego nie zgodzimy się na więcej.
Bez strategii sektorowych nie możemy rozmawiać o warunkach, na jakich zgodzimy się na handel z Ukrainą. A to jest sprawa teraz absolutnie najważniejsza, bo ona wpłynie na kształt przyszłej Wspólnej Polityki Rolnej, której mapą drogową będzie Dialog Strategiczny. Oznacza to, że “zielona transformacja” rolnictwa zostanie utrzymana: nie będzie edukcji wymogów środowiskowo-klimatycznych, i trzeba to przyjąć do wiadomości, a najlepiej - spróbować wykorzystać jako szansę.
W sektorze wołowiny tak właśnie do tego podeszliśmy - najpierw wprowadzając ekoschemat “Dobrostan zwierząt”, a teraz proponując zrównoważoną produkcję i zeroemisyjność, bo to daje nam już teraz przewagę konkurencyjną. Czy ktoś zauważył, że mówiąc o zagrożeniach dla unijnej produkcji rolnej ze strony Ukrainy nie mówi się o sektorze wołowiny?
Żeby wykorzystać szansę zazwyczaj potrzebne są pieniądze...
Ale ekoschematy to właśnie pieniądze! To oczywiste, że potrzebujemy pieniędzy z WPR, m.in. dlatego powinniśmy starać się, aby unijne cele środowiskowo-klimatyczne w rolnictwie finansowane były nie z budżetu WPR, jak dotychczas, ale z innych polityk. Tylko że do tego potrzebujemy właśnie strategii. Strategii każdego sektora rolnictwa, które można będzie połączyć w jedną Strategię - i z tym wyjść do rozmów o relacjach z Ukrainą oraz rozmów o przyszłej Wspólnej Polityce Rolnej.
Bez strategii sektorowych jesteśmy skazani na to, co zostanie nam dane bez naszego wpływu na to. A jest szalenie ważne, by tak się nie stało, bo, realnie patrząc, nie możemy liczyć na kolejne miliardy z budżetu państwa, wydane na “gaszenie pożarów”, choćby dlatego, że Polska została objęta przez Komisję Europejską procedurą nadmiernego deficytu budżetowego.
Te miliardy to było tylko “gaszenie pożarów”? Nie pomogły polskiemu rolnictwu?
Warto szczerze odpowiedzieć sobie na to pytanie – cz wydane w 2023 r. 10 miliardów złotych realnie wzmocniło polskie rolnictwo? Moim zdaniem tylko ugasiliśmy pożar nie patrząc na to, ile wylaliśmy wody, ale z pożaru nie wyłonił się piękny budynek, tylko to, co zwykle zostaje po pożarze. Dowodem na obecny stan polskiego rolnictwa jest dyskusja o aktywnym rolniku i dzierżawach - czy nie podniósł się krzyk, że to zamach na polskie rolnictwo? W jaki sposób skierowanie środków finansowych do rolników produkujących żywność i umożliwienie im prowadzenia w bezpieczny sposób działalności na dzierżawionej ziemi jest zamachem na rolnictwo?
Dowodem jest także to, że najwyraźniej rolnicy są już zmęczeni tym ciągłym krzyczeniem “veto!”, co było widać 3 stycznia – protest, który miał pokazać siłę polskiego rolnictwa, zgromadził 3 tys. rolników, choć organizowało go kilkanaście organizacji. To powinno dać liderom tych organizacji do myślenia, skłonić do refleksji, że czas na konkrety – czyli propozycje rozwiązań.
Jeżeli chcemy być traktowani poważnie i być partnerem do rozmów, musimy zaproponować konkretne rozwiązania. Bez tego nikt nie usiądzie z nami do stołu rozmów, bo nie będzie o czym rozmawiać. Czas odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcemy wziąć udział w podejmowaniu decyzji, czy chcemy, by decydowano bez nas za nas.
Polscy rolnicy mają przestać walczyć o swoje?
Przestańmy wreszcie być romantykami, walczącymi z przeważającymi siłami wroga. Dokonajmy szczerej, może nawet brutalnej oceny – jakie jest dziś polskie rolnictwo, co trzeba zrobić, żeby było takie, jakie chcemy, żeby było. Nie “od zaraz”, nie w tym roku, ale za 5 lat, 10, 20. Zrozummy, że żaden budżet nie jest z gumy, że rolnictwo, choć jest sektorem strategicznym, nie jest pępkiem świata. Jesteśmy w UE i większość rolników jest z tego zadowolona. A skoro jesteśmy w UE, to Zielony Ład będzie, Ukraina będzie i Mercosur też pewnie będzie - jeśli się postaramy, będziemy mieli wpływ na to, na jakich warunkach będziemy z tymi wszystkimi wyzwaniami funkcjonować.
O tym wszystkim trzeba rozmawiać teraz, nim skończą się ATM-y. Jest doskonały czas – polska prezydencja w UE. Brakuje wspólnego namysłu organizacji rolniczych, wypracowania wspólnych propozycji rozwiązań i przedstawienia ich Komisji Europejskiej i komisarzowi Hansenowi.
Dziękuję za rozmowę