W minioną środę grupa Czytelników „top agrar Polska” dotarła do Indii. Wyruszyliśmy z Warszawy do Zurichu w Szwajcarii – w powietrzu byliśmy ok. 1,5 godziny, a później do Delhi, stolicy Indii. Ten odcinek zajął ok. 7 h w powietrzu. Lecieliśmy ze Szwajcarii nad Austrią, Węgrami, Bułgarią, Morzem Czarnym, a dalej nad Gruzją, Morzem Kaspijskim, Iranem, Afganistanem, Pakistanem. Do Delhi dotarliśmy ok. 1.00 w nocy, to jest 21.00 czasu polskiego. Po odprawie celnej przejechaliśmy do pobliskiego hotelu County Inn, gdzie w dobrych europejskich standardach spędziliśmy trzy noclegi. Pierwszym indyjskim posiłkiem, jaki mogliśmy skosztować, był obiad. Do wyboru sałatki, mięsa i ryby – przyrządzane w gęstych sosach a la nasz gulasz, do tego makarony lub ryż. We wszystkich potrawach dodatek orientalnych przypraw, zwłaszcza curry. Orientem pachnie tu wszystko. Nie tylko potrawy czy wnętrza budynków lub zwiedzanych przez nas świątyń; nawet powietrze niesie nieuchwytną woń egzotyki.
Delhi, które jako miasto, nie sposób przebyć pieszo. Czy to miejską autostradą, czy ulicami, jechaliśmy kilometrami w zatłoczonym ciągu wszelakiej maści pojazdów. Autobusy, ciężarówki, samochody osobowe, motory, trójkołowce, riksze – wszyscy na siebie trąbią, omijają z lewej lub z prawej. Przez jezdnie przebiegają piesi, z podporządkowanych ulic do ruchu włączają się tuż przed naszym busem nowe pojazdy. Każdy gna ze swoimi sprawami. Mijamy ciągi straganów, bud, osiedli mieszkaniowych – by po chwili znowu wjechać na jakąś estakadę – przyspieszyć i znowu zwolnić. Potem kolejne ciągi niskich bungalowów, slumsów i znowu lepsze domy. Wokół tłumy ludzi. Tu dopiero można przekonać się, jak bardzo przeludnionym krajem są Indie; mieszka 1,3 mld ludzi, z czego ok. 20 mln w Delhi. To tyle, co połowa populacji Polski zmieszczona w jednym mieście! Za 20-30 lat Indie będą najludniejszym krajem świata, i pod tym względem przegonią Chiny.
Odwiedziliśmy dzielnicę prezydencką, oglądając z okien autobusu pałac prezydenta i parlament, Bramę Indii – pomnik przypominający nieco Łuk Triumfalny w Paryżu. Zwiedzaliśmy świątynię bahaicką przypominającą z oddali kwiat lotosu, świątynię hinduistyczną – kapiącą od ozdób i wizerunków bóstw (zakaz fotografowania) oraz świątynię sikhijską. W niej spędziliśmy najwięcej czasu. Przeszliśmy przez jej wnętrze, a później zajrzeliśmy do przyświątynnej kuchni, w której trwały przygotowania do tradycyjnego poczęstunku po nabożeństwie. Zdjęcia z kuchni w galerii. Wieczorem po kolacji przyszedł czas na integrację grupy.
Zapraszamy do czytania kolejnych naszych relacji – a dla zainteresowanych widokami – zdjęcia w Galerii. pł
Fot. Łuczak
Czytaj także: