Premier Indii, Narendra Modi, wycofał się ze swoich proponowanych reform rolnych po roku protestów. Tysiące rolników z całego kraju obozowało dookoła Delhi od listopada ubiegłego roku. W tym czasie dziesiątki z protestujących zmarło z powodu zimna lub upału, a także na covid. Rolnicy blokowali autostrady prowadzące do stolicy i wzywali do strajków w całym kraju.
Kontrowersyjna reforma
Protesty rozpoczęły się w listopadzie 2020 r. Przez ten czas ministrowie wykazali niewielką inicjatywę i chęć dyskusji z rolnikami, twierdząc, że utworzone przepisy są dobre dla wsi i nie ma mowy o ich wycofaniu. Początkowo rząd zaproponował odłożenie reformy o dwa lata, ale protestujący byli nieugięci.
Ogłoszone w ubiegłym tygodniu uchylenie reformy postrzegane jest przez związki rolnicze jako ogromne zwycięstwo, ale wg ekspertów to tylko zagranie polityczne – zbliżają się wybory stanowe w największych regionach rolniczych, Pendżabie i Uttar Pradesh. Związkowcy i przedstawiciele protestujących czekają na deklaracje na piśmie i na razie nie ruszają się ze swoich obozów.
Jak informuje BBC, w swoim przemówieniu telewizyjnym premier Modi przekonywał, że nowe regulacje wzmocnią drobne gospodarstwa. Rolników nie przekonał. Ponad połowa Hindusów pracuje na roli, ale rolnictwo stanowi zaledwie jedną szóstą PKB kraju. Spadek wydajności i brak modernizacji, szalejące ceny i niskie dochody, a także niezgodne z prawem praktyki pośredników napędzały gniew producentów od kilku lat.
Teoretycznie rząd zapewnia rolnikom dotacje, zwolnienie z podatku dochodowego i ubezpieczenia plonów, umorzenie długów, gdy nie można ich spłacić. Aż 68% indyjskich rolników posiada mniej niż jeden hektar ziemi. Tylko 6% z nich faktycznie otrzymuje wsparcie cenowe za swoje plony, a ponad 90% sprzedaje swoje produkty, z czego połowa produkuje tak niewiele, że przychód jest bardzo ograniczony. Według badań z 2016 r., średni roczny dochód rodziny rolniczej w ponad połowie stanów Indii wyniósł 20 000 rupii, czyli nieco mniej niż 1100 zł!
O co poszło?
Podsumowując, kontrowersyjne reformy rozluźniały przepisy dotyczące sprzedaży, ustalania cen i przechowywania produktów rolnych. Te przepisy od dziesięcioleci chroniły indyjskich rolników przed wolnym rynkiem i „wielkim biznesem”.
Hindusi sprzedają swoje plony na rynkach hurtowych regulowanych przez rząd lub „mandi” – prowadzone przez komitety złożone z rolników, często dużych właścicieli ziemskich, oraz handlowców lub agentów, którzy działają jako pośrednicy w zakresie sprzedaży, magazynowania i transportu, a nawet finansowania transakcji. Nowe reformy miałyby pozwolić rolnikom na mniejsze poleganie na tych rynkach. Ci jednak nie chcą zmian.
– Stracimy nasze ziemie, stracimy dochody, jeśli pozwolimy wielkiemu biznesowi decydować o cenach i kupować plony – powiedział BBC jeden z przywódców protestu – Nie ufamy wielkiemu biznesowi. Wolne rynki działają w krajach, gdzie korupcja jest mniejsza i jest więcej regulacji rynkowych. To nie będzie działać tutaj.
Reformy, przynajmniej na papierze, dawały rolnikom możliwość sprzedaży poza „systemem mandi”. W zamyśle producenci mogliby prowadzić handel z prywatnymi przedsiębiorstwami, supermarketami itd. Protestujący twierdzą jednak, że przepisy osłabią rolników i pozwolą prywatnym graczom dyktować ceny i kontrolować małych producentów. System państwowy zapewnia im minimalne ceny, sektor prywatny natomiast to wielki znak zapytania. Bez systemu mandi, jak mówili rolnicy, wielu z nich będzie miało trudności z przetrwaniem.
Mnóstwo problemów systemowych
Zarówno gospodarze, jak i ekonomiści i politycy zdają sobie sprawę, że konieczna jest spora reforma rolna, która zapewni dochody rolnikom i gospodarce ale również pomoże środowisku. Ze względu na zmiany klimatyczne i swoje położenie, Hindusi muszą np. zwracać uwagę na to, jakie rośliny sieją na polach, żeby nie pochłaniały całych zapasów wód gruntowych (należy do nich pszenica i trzcina cukrowa).
Reformatorzy chcieliby przenieść siłę roboczą z nieopłacalnego rolnictwa do pracy w fabrykach. Tymczasem fabryk i miejsc pracy nie widać – kraj jest po prostu silnie uzależniony od rolnictwa. Szczególnie było to widać na początku roku, kiedy premier z czterogodzinnym wyprzedzeniem nakazał zamknięcie fabryk ze względu na covid-19. Dziesiątki milionów bezrobotnych opuściło miasta i wróciło na swoje małe poletka uprawne. Mimo niskiej produktywności, ziemia pozostaje dla wielu Hindusów jedynym zabezpieczeniem.
Reforma wymaga wprowadzenia nowych możliwości dla rolników, inwestycji w rolnictwo i przede wszystkim konsultacji z samymi zainteresowanymi. Żadne z powyższych nie zostało spełnione w ubiegłorocznej zmianie przepisów.
– Te przepisy nie są poparte wystarczającymi regulacjami – mówił BBC prof. Mekhala Krishnamurthy z Uniwersytetu Ashoki – Kiedy ogłaszasz reformy bez zaadresowania wszystkich obaw, powodują one niepewność i zamieszanie.
Eksperci twierdzą, że zamiast likwidować wyznaczone rynki hurtowe, Indie powinny mieć ich więcej, aby objąć cały kraj, a gwarantowane kwoty wsparcia powinny zostać rozszerzone na więcej upraw. Co więcej, jak postulują eksperci, rolnikom, którzy nie mają ziemi, należy zapewnić większe bezpośrednie wsparcie dochodu – teraz dostają 6000 rupii miesięcznie.
al na podst. BBC, Reuters
fot. Reuters/Adnan Abidi, Anushree Fadnavi