StoryEditor

Jacek Zarzecki: Bruksela nie jest nieomylna, a rolnicy nie mogą siedzieć cicho

„Obarczanie winą rolników i organizacji rolniczych za to, że bronią odrębności budżetu na rolnictwo jest śmieszne. Mnie jednak bardziej przeraża bezgraniczna wiara w nieomylność i wszechwiedzę Brukseli” – mówi Jacek Zarzecki.

07.03.2025., 10:41h

Albert Katana: Panie Jacku, w poście na FB odniósł się Pan do wypowiedzi doktora Plewy, który lobby rolnicze, protestujące przeciwko planom likwidacji odrębnego budżetu WPR nazwał „pseudoobrońcami rolnictwa”. Pański komentarz nie był łagodny… 

Jacek Zarzecki: Z dużym zaskoczeniem przeczytałem wywiad pana doktora Plewy, którego doświadczenie osobiście bardzo szanuję. Kompletnie nie rozumiem, jak można mówić o tym, że organizacje rolnicze zakrzykują debatę o zmianach - my po prostu robimy to, do czego jesteśmy powołani, czyli bronimy interesów rolników i środowiska rolniczego.Każdy widzi, jak zmienia się WPR – z ponad 70% budżetu UE spadła do ok. 30%, z czego i tak duża część idzie nie na rolnictwo, a na działania środowiskowo-klimatyczne. Pieniądze dla rolników są coraz mniejsze, więc oskarżanie rolników, że bronią oddzielnego budżetu wspólnej polityki rolnej to nie tylko zarzut nietrafiony, ale i absurdalny.To klasyczne podejście: „siedźcie cicho, bo Bruksela wie lepiej”. Tylko że my dobrze wiemy, co oznacza wrzucenie WPR do wspólnej puli – mniej pieniędzy dla rolników. Budżet nie jest z gumy, a skoro rosną wydatki na obronność, ktoś straci. I nie będą to urzędnicy, tylko rolnicy. Dlatego wszystkie organizacje rolnicze w UE sprzeciwiają się tej zmianie. 

czytaj także: Likwidacja oddzielnego budżetu WPR to cios w rolników! Efekty będą katastrofalne

O nowej koncepcji budżetu Komisja Europejska poinformowała w komunikacie z 12 lutego br. Pomysł utworzenia jednego budżetu UE z podziałem na trzy bloki, w którym znalazłyby się odrębne „krajowe plany” dr Plewa określił „jedną z opcji która jest dopiero w fazie analiz”. 

No tak, tylko że nie widzę w tym dokumencie opcji pozostawienia budżetu rolnego w obecnym kształcie. Bruksela jasno wskazuje kierunek zmian. To nie jest luźny pomysł do dyskusji, tylko konkretna strategia.  

Europoseł Zbigniew Kuźmiuk, członek Komisji Budżetowej oraz Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi PE w artykule na portalu wPolityce.pl potwierdza, że Komisja Europejska chce, by każdy kraj członkowski otrzymał jedną pulę finansową na rolnictwo, spójność i inne cele, a finansowanie to miałoby zależeć od „kamieni milowych”. Ostrzega, że taki model oznacza wewnętrzną „wojnę” o pieniądze między resortami, samorządami i rolnikami. Jak Pan to ocenia?  

Poseł Kuźmiuk ma rację. Jeśli rolnictwo trafi do wspólnego budżetu, zacznie się walka o środki z innymi sektorami – a w takich sporach rolnicy zawsze przegrywają. KE może mówić, że pieniędzy nie będzie mniej, ale fakty są inne - w Parlamencie Europejskim jasno mówi się, że utrzymanie obecnego budżetu dla WPR będzie sukcesem. Nikt nie liczy na wzrost środków.   

Tymczasem te „krajowe plany” to kopia KPO – Komisja w każdej chwili może zablokować środki, jeśli uzna, że kraj nie spełnił kamieni milowych. To jest to jest bardzo niebezpieczny element, który do którego do tej pory nigdy w historii wspólnej polityki rolnej nie było. 

Ale przyzna pan, że wizja przyszłości rolnictwa i żywności Komisji Europejskiej brzmi dobrze. Wczoraj na Konferencji Bezpieczeństwa Żywnościowego Gijs Schilthuis, Dyrektor Dyrekcji B – Zrównoważony Rozwój w Komisji Europejskiej również zapewniał, że będzie dobrze. Czemu pan pisze na Facebooku, że pana przeraża bezgraniczna wiara w nieomylność i wszechwiedzę Brukseli? 

Bo jestem realistą. Jestem wielkim zwolennikiem Unii Europejskiej, ale jestem też realistą. Jeżeli z ust polityków i urzędników, którzy doprowadzili do tego, że rolnicy w zeszłym roku wyszli protestować na ulicę przeciwko nadmiernej biurokracji, słyszę, że oni teraz będą tę biurokrację zmniejszali, podejmą się tego wielkiego wyzwania, to mam ciarki na plecach. Rolnicy spędzają coraz więcej czasu na wypełnianiu formularzy, zamiast pracować na roli, unijne przepisy stały się labiryntem, w którym łatwo się zgubić. A teraz mamy wierzyć, że ta sama Komisja nagle nas od tego uwolni?  

czytaj także: Ministrowie rolnictwa omawiają reformę WPR po 2027 r. Na co zwrócił uwagę Stefan Krajewski?

Dr Plewa mówi, że przeniesienie zarządzania funduszami rolnymi nad poziom krajowy to ewidentnie ruch w kierunku likwidacji barier biurokratycznych i że być może rządy dadzą na rolnictwo więcej pieniędzy. 

Nie bądźmy naiwni. Komisja nie zrobi tu nic „dobrego”, a rządy nie dorzucą więcej na rolnictwo. Budżet jest ograniczony, a priorytety jasne – obronność i technologie. Tylko skądś trzeba na to wziąć pieniądze. Bądźmy więc realistami i nie opowiadajmy sobie, za przeproszeniem, bajek, że ktoś da większe pieniądze na rolnictwo. A gdy ktoś mówi, że przesunięcie środków na szczebel krajowy zmniejszy biurokrację, to ja odpowiem – nigdy jeszcze zmiana sposobu dysponowania środkami nie doprowadziła do tego, żeby była mniejsza biurokracja. 

Rafał Brzoska w wywiadzie dla Radia Zet powiedział, że Polska do każdej unijnej dyrektywy implementowanej w naszym państwie dołożyła swoje 130% przepisów... 

W Polsce mamy talent do komplikowania sobie życia, o czym świadczy gąszcz przepisów i nadprodukcja prawa. Nie wierzę więc, że przesunięcie środków na rolnictwo do planu krajowego stanie się cudownym lekiem na biurokrację i sposobem na ułatwienia dla rolników. Natomiast mam poważne wątpliwości co do tego, czy Komisja wie, co robi, bo przecież to Komisja Europejska wynegocjowała umowę z Mercosur, co do której nie ma wątpliwości, że jest szkodliwa dla europejskiego rolnictwa.  

Co zresztą podkreślał minister Siekierski na konferencji „Wspólna Polityka Rolna dla bezpieczeństwa żywnościowego”.

Minister Siekierski powiedział, że bardzo przewrotne jest mówienie, że umowy z Mercosur i Ukrainą mają nam zastąpić handel z USA i zwiększyć konkurencyjność europejskiego rolnictwa. Powiedzmy sobie wprost – minister Siekierski skrytykował Komisję Europejską. Czy nie ma racji?  

Z danych Eurostatu wynika wprost, że z USA mamy dodatni bilans handlowy w rolnictwie na poziomie 18 mld euro, natomiast z krajami Mercosur ujemny bilans handlowy na poziomie blisko 20 mld euro a z Ukrainą minus 8,5 mld euro. Więc w jaki sposób coś, na czym tak de facto mamy ujemny bilans handlowy, ma pokryć nam ewentualne straty z tego, na czym mamy dodatni bilans handlowy? 

czytaj także: Co dalej z handlem Ukrainy z UE? Rolnicy po obu stronach chcą czego innego

Ale może rolnicy powinni jednak zaufać trochę Komisji Europejskiej? Unia jest w tej chwili w wielkiej potrzebie zbrojeń, jest zapóźniona technologicznie – czy rolnicy nie mogliby trochę odpuścić swoje interesy w interesie Unii jako takiej?  

Żywność jest taką samą bronią jak czołgi. Rolnictwo jest takim samym ważnym sektorem strategicznym jak obronność i nie można go poświęcać na ołtarzu innych sektorów. Wiemy, że pieniądze nie biorą się znikąd, ale może Komisja Europejska powinna przejrzeć cele polityczne, które sobie sama wyznaczyła i tam poszukać pieniędzy? Może powinna zacząć wyciągać wnioski z błędów politycznych, które zostały popełnione? Bo przecież to w wyniku decyzji Komisji gospodarka Unii Europejskiej stała się tak mało konkurencyjna w porównaniu z gospodarką Stanów Zjednoczonych czy Chin. 

czytaj także: Raport Draghiego: Rolnicy stracą miliardy, by ratować Europę?

Może w takim razie zgodzi się pan z doktorem Plewą, że należałoby ograniczyć środki na dopłaty bezpośrednie na rzecz skierowania większej ilości środków na innowacyjność w rolnictwie? 

Dzisiaj powinniśmy mówić nie o ograniczeniu środków na dopłaty bezpośrednie, ale o sposobie dystrybucji tych pieniędzy, które mamy. Po to rozmawiamy na temat aktywnego rolnika. Do kogo mają trafiać te środki właśnie ze wspólnej polityki rolnej i na jakie cele? Może więcej ich powinno przeznaczyć się nie na płatność podstawową, ale na działania związane z ekoschematami, które wbrew zastrzeżeniom wielu rolników okazały się tak popularne, że trzeba ograniczać możliwości realizacji poszczególnych pakietów na jednej działce? 

A co, jeśli aktywnym rolnikiem okaże się ten, który dostaje ponad milion złotych dopłat?  

To jest niewielki procent gospodarstw. Większość gospodarstw w Polsce i w UE to małe i średnie gospodarstwa rodzinne. Ale jeżeli chcemy, żeby europejskie rolnictwo funkcjonowało w oparciu o te gospodarstwa, a nie zaczęło przypominać rolnictwa na Ukrainie, to strumień pieniędzy powinien być kierowany przede wszystkim do nich. Z tym, że do rolników aktywnych, którzy zajmują się produkcją, którzy dbają o ziemię, a nie do tych, którzy są właścicielami ziemi i pobierają środki finansowe tylko z tego tytułu, że po cichu wydzierżawiają na gębę ziemię i biorą jeszcze dopłaty bezpośrednie. 

czytaj także: "Sami nakładamy sobie chomąto! Ostrożnie z tym!". Aktywny rolnik: zamach na małe gospodarstwa czy koniec z patologią?

Powiedział Pan, że Komisja Europejska po prostu podejmuje decyzje i mówienie o tym, że jest prowadzona debata to dziecinada. Więc można przyjąć za pewnik, że budżet unijny zostanie podzielony na trzy bloki wydatków i państwa członkowskie otrzymają swoje budżety krajowe. 

Liczę na to, że państwa członkowskie jednak będą dążyły do utrzymania obecnej formy funkcjonowania budżetu Unii Europejskiej, bo on jest przejrzysty, uczciwy, on jest w miarę sprawiedliwy. Nie jest nam potrzebna rewolucja, którą proponuje Komisja Europejska. Rewolucyjne zmiany wprowadza się między innymi wtedy, kiedy ktoś chce się ukryć.  

Dr Kuźmiuk mówi, że Komisja Europejska chce ukryć fatalny stan budżetu Unii. 

Prawdopodobnie. Jeżeli coś funkcjonuje odrębnie, jest jasne i przejrzyste, widzimy zapisane poszczególne kwoty, ile jest na co i możemy to porównać te kwoty porównać z tym, co było wcześniej, wysnuć wnioski, czy z tych pieniędzy jest więcej czy mniej. Natomiast jeżeli wszystko się wrzuca do jednego gara i się miesza w tym garze, to nie jesteśmy w stanie już dojść do tego co, gdzie, ile i na co idzie. Trudno nazwać to inaczej niż ukrywaniem. Dlatego nie podoba mi się przekonywanie rolników do wiary w nieomylność Komisji Europejskiej. W Polsce dobrze wiemy, czym jest bezgraniczne zaufanie do polityków czy jakiejś struktury politycznej. Nie sądzę, że powinniśmy głosić hasła typu „Europejczycy z Komisją Europejską, Komisja Europejska z Europejczykami” – wiemy, jaki był efekt podobnych haseł głoszonych nie tak dawno temu. 

czytaj także: Budżet UE - plan płatności ze szkodą dla rolników. Zasłona dymna dla cięcia programów?

Panie Jacku, proszę o podsumowanie swoich wypowiedzi.

Nie czuję się pseudoobrońcą rolnictwa. Staram się być głosem rozsądku, który kieruje się przede wszystkim dobrem rolników i martwi się o przyszłość europejskiego rolnictwa i o zachowaniu jego roli i statusu w Unii Europejskiej. Rolnictwo obok sektora energetycznego, sektora obronnego jest sektorem najbardziej strategicznym. Ale to rolnictwo i rolnicy ponoszą koszty pewnych decyzji politycznych, takich jak decyzje o umowach o wolnym handlu, czy liberalizacji handlu. Jeżeli nie obronimy europejskiego rolnictwa, to nie obronimy Europy, nie obronimy jedności Europy. I to trzeba sobie powiedzieć wprost - jeśli pozwolimy Brukseli na tę zmianę, to za kilka lat rolnicy nie będą walczyć o dopłaty, tylko o przetrwanie. 

Albert Katana
Autor Artykułu:Albert Katana
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
07. marzec 2025 16:02