
Deszczownia to konieczność, gdy sezon trwa tylko kilka miesięcy
Polscy rolnicy w Afryce wciąż rozwijają swoje gospodarstwo. Na kanale „Gospodarstwo w Afryce” opowiadają, jak wygląda życie rolnika na drugim końcu świata. Tym razem dzielą się kulisami budowy drugiego systemu nawadniania – tym razem dla aż 100 hektarów. Jak sami mówią, udało im się ograniczyć koszty nawet o jedną trzecią i znacząco zmniejszyć zużycie prądu.
Jeśli chcesz dowiedzieć się, jak wyglądał pierwszy etap budowy systemu nawadniania w tym gospodarstwie – od studni głębinowych, przez zbiornik retencyjny aż po montaż pierwszego pivota – koniecznie zajrzyj do poprzedniego artykułu „Polscy rolnicy w Zambii założyli system nawadniania pól. Ile to kosztowało?”.
Zambijski klimat bywa kapryśny – deszcze padają tylko przez kilka miesięcy w roku. Dlatego rolnicy od początku wiedzieli, że bez deszczowni nie będą mogli planować drugiego sezonu uprawnego. Tym razem pod systemem miały znaleźć się dwa pivoty po 50 ha każdy. Żeby było to możliwe, trzeba było połączyć dwa pola: 50-hektarowe i 100-hektarowe, co oznaczało wycięcie pasa drzew o powierzchni 6 hektarów.
Czy da się wyczyścić pole bez koparki? Da się!
Tym razem Mariusz i Marcin Baścik postawili na rozwiązanie, które z jednej strony pomogło im zaoszczędzić, a z drugiej – wsparło lokalną społeczność. Zamiast ściągać koparkę, zatrudnili 65 osób, które ręcznie usuwały drzewa, korzenie i kamienie.
- Co najważniejsze chcieliśmy wesprzeć lokalnych mieszkańców zamiast jednego człowieka i koncernów paliwowych – podkreśla Mariusz Baścik.
Jak się szybko okazało, na nowym terenie było o połowę mniej kopców termitów (tzw. ant hilli), ale za to znacznie więcej kamieni. Ich usuwanie wymagało wysadzania – czasem w jednym głazie trzeba było wywiercić nawet 20 otworów, by rozbić go na mniejsze kawałki. Nowością w tym etapie było stosowanie worków z ziemią, które ograniczały rozrzut odłamków. Dzięki temu zbieranie gruzu zajmowało mniej czasu.
Równolegle przygotowywano miejsce pod rurociąg. Najpierw teren trzeba było wyrównać równiarką, żeby rury szły prosto i na odpowiedniej głębokości. Wykopano około kilometra rowu o głębokości metra i szerokości 50 cm.
Rolnicy w Zambii uprościli system nawadniania i obniżyli koszty o 1/3. Jak?
Największa zmiana techniczna dotyczyła układu hydraulicznego. W poprzednim systemie pompy głębinowe zasilały zbiornik retencyjny, a dopiero potem pompy główne tłoczyły wodę do pivota. Tym razem bracia uprościli układ – woda trafia bezpośrednio z pomp głębinowych do kolektora. Dzięki temu udało się obniżyć koszt inwestycji aż o jedną trzecią.
Jak podkreśla Mariusz Baścik, zużycie prądu przy drugiej inwestycji jest teraz na poziomie ok. 1,3 kW na hektar, podczas gdy w pierwszym pivocie jest to 1,85 kW. System pracuje niemal bezgłośnie – słychać tylko i wyłącznie lejącą się wodę z pivota.
Jak wygląda układ pomp głębinowych w gospodarstwie w Afryce?
W nowym układzie zamontowano pięć pomp o mocy 22 kW: trzy z nich pracują na soft startach, a dwie – na falownikach. Jest jednak w tym układzie jedno niecodzienne rozwiązanie:
- Jak zobaczycie na filmie, w jednym miejscu zostały wykopane dwie studnie głębinowe koło siebie. Tak naprawdę nie powinno być tak zrobione, ale to miejsce było w stanie obsłużyć dużo większą pompę niż 22 kW. Zakładamy, że pewnie bez problemu dałoby radę obsłużyć 60-kilowatową pompę. Więc zdecydowaliśmy się na wywiercenie dwóch otworów koło siebie, żeby zamontować dwie pompy – mówi Mariusz Baścik i tłumaczy: – Dlaczego dwie pompy, a nie jedna? Przede wszystkim chcemy mieć więcej mniejszych pomp niż jedną dużą. Dlaczego? Skupiamy się na tym, żeby mieć takie same pompy, żeby gdyby czasami jedna któraś nawaliła, to zawsze można ją zastąpić inną. Będziemy zawsze mieć jakąś tam na zapasie 22-kilowatową.
Ważne były także względy ekonomiczne. Studnia pod dużą pompę kosztowałaby ponad 120 tys. zł. Tymczasem koszt jednej studni o mocy od 13 do 22 kW wynosił około 6 tys. dolarów (ok. 23 tys. zł).
Nowe pivoty i transformator. Tak przygotowano zasilanie w Zambii
Dwa nowe pivoty, a także części zamienne do poprzedniego, który uległ awarii, sprowadzono z Chin.
- Tak naprawdę kontenery z Chin szły około półtora miesiąca, a z Europy – trzy – zaznacza Mariusz. Przęsła (eng. span) montowano na placu, a potem przewożono na pole przy pomocy zamontowanych na konstrukcje kół od siewnika.
Aby zasilić cały system, konieczne było poprowadzenie 600 metrów linii średniego napięcia oraz montaż transformatora 315 kW. Bracia zdecydowali się od razu na większy transformator, by w przyszłości uniknąć wymiany przy rozbudowie. Rolnicy czekali co najmniej dwa miesiące na podłączenia licznika, co było realizowane przez odpowiednika naszego TAURON-a, krajową firmę energetyczną ZESCO.
Przerwy w dostawach prądu w Zambii. Jak rolnicy rozwiązali ten problem?
Jak już wspominaliśmy, 2024 rok był wyzwaniem dla rolników, gdyż przyniósł wtedy nie tylko suszę, ale tzw. load sharing, czyli planowane wyłączenie prądu. Żeby uniknąć przerw w nawadnianiu, rolnicy kupili generator 350 kW. To rozwiązanie awaryjne, bo trzy dni jego pracy kosztują tyle, co miesiąc prądu z sieci.
- Sytuacja zmieniła się w grudniu 2024 roku, gdzie cena energii elektrycznej wzrosła aż 4-krotnie, ale dalej prąd był dużo tańszy niż diesel – podsumowuje Mariusz Baścik.
Co rośnie pod deszczowniami u polskich rolników w Zambii?
W sezonie 2024/25 pod nawadnianiem znalazło się 115 ha kukurydzy i 45 ha soi. Poza systemem nawadniania rośnie jeszcze łącznie 114 ha kukurydzy, 40 ha soi. Jeden z pivotów nie został w pełni obsiany z powodu kamieni, których nie zdążono usunąć.
Jak widać, mimo trudnych warunków i technicznych przeszkód, polscy rolnicy w Afryce konsekwentnie rozwijają swoje gospodarstwo. A jeśli chcesz zobaczyć, jak wyglądała budowa tego systemu krok po kroku – zajrzyj na kanał „Gospodarstwo W Afryce”, skąd pochodzą wszystkie cytowane wypowiedzi i szczegóły techniczne.
Na podst. Gospodarstwo w Afryce/YouTube