Jak wynika z naszych informacji, w środę wieczorem Rukwied z przedstawicielami sześciu polskich organizacji związkowych, izb rolniczych oraz ministrem Sawickim spożył kolację. W czwartek rano natomiast gość z Niemiec odbył oficjalną rozmowę z polskim ministrem rolnictwa.
Okazuje się jednak, że prawdopodobnie nasz resort rolnictwa nie ustalił zaproszenia szefa DBV z kalendarzami szefów organizacji rolniczych. Nie wiedzieli o tym np. działacze Krajowej Rady Izb Rolniczych. Poza tym, jak powiedział nam Wiktor Szmulewicz, szef KRIR, wizyta zacnego gościa z RFN przypada na bardzo niefortunny czas, gdyż nasi liderzy związkowo-izbowi w środę szykowali się bardziej na wylot do Brukseli na posiedzenie COPA, niż na raut z Rukwiedem w Warszawie.
Można więc mieć wątpliwości, czy niezgranie kalendarzy naszego resortu rolnego i reprezentacji środowiska rolniczego w kontekście zaproszenia do Polski przedstawiciela rolników niemieckich jest przypadkowe, czy celowe?
Widząc jednak to, jak bardzo nasze organizacje rolnicze popierają MRiRW (czytaj – jak bardzo są od niego też politycznie zależne), można dojść do wniosku, że resort nie za bardzo nimi się przejmuje i sam kreuje relacje, nawet z przedstawicielami zagranicznych związków rolniczych. Pytanie tylko, jakim partnerem dla związkowca z Niemiec może być polski minister rolnictwa? pł