![Zmiany w interwencji rolnictwo ekologiczne od 2025 roku](https://static.topagrar.pl/images/2025/02/11/o_571748_1280.webp)
Przeciwko czemu protestuje Koalicja Klimatyczna?
Koalicja Klimatyczna rozesłała do redakcji mediów oświadczenie, w którym postanowiła zetrzeć w pył założenia polskiej prezydencji w UE w sektorze rolnictwa. Przypomnijmy, że Ministerstwo Rolnictwa swoimi priorytetami uczyniło dążenie do stabilizacji i rentowności sektora rolnego w oparciu o bezpieczne i przewidywalne dochody rolników, zagwarantowane przez równowagę w handlu międzynarodowym opierającą się na przestrzeganiu standardów UE w imporcie żywności. Co w tym nie podoba się Koalicji Klimatycznej?
Rolnictwo ma być odporne, ale... niekonkurencyjne?
W opinii klimatystów konkurencyjność i bezpieczeństwo żywnościowe to dwie odrębne rzeczywistości. Ciąg myślowy, który temu towarzyszy, przywodzi na myśl bunt angielskich tkaczy z XIX w. (patrz: bunt ludystów) przeciwko krosnom - Koalicja Klimatyczna z pełnym przekonaniem stwierdza, że tylko rezygnacja z intensywnej produkcji zapewni godne życie rolnikom...
- W obecnych realiach nie da się być konkurencyjnym a jednocześnie zagwarantować bezpieczeństwa żywnościowego. Konkurencyjność względem międzynarodowych korporacji wymagałaby dalszej intensyfikacji produkcji rolnej – z masowym użyciem syntetycznych nawozów, pestycydów i antybiotyków. To natomiast oznaczałoby pogłębienie degradacji zasobów naturalnych i kryzysu klimatycznego, czyli dwóch czynników, od których bezpośrednio zależy nasze bezpieczeństwo żywnościowe - mówi dr Justyna Zwolińska z Koalicji Żywa Ziemia.
To idealny przykład intelektualnej bańki, w której funkcjonują klimatyści (ekolodzy, obrońcy zwierząt itp.). Po pierwsze – rolnicy nie traktują ziemi jak narzędzia do bezmyślnego zwiększania produkcji, lecz jako fundament swojej pracy, który muszą chronić. Po drugie – nie istnieją żadne dowody na to, że rolnictwo "bez chemii", czyli ekologiczne, jest w stanie wyżywić ludzkość. Istnieją za to dowody na to, że polityka klimatyczna UE skutkuje wzrostem importu żywności z krajów, w których nie obowiązują surowe normy ekologiczne. Efekt? Europa zamiast uniezależniać się żywnościowo, coraz bardziej uzależnia się od dostaw spoza UE – z miejsc, gdzie produkcja jest tańsza, ale za to o wiele mniej „zielona”.
Efekt realizacji postulatów “zielonego rolnictwa”
Oto kilka przykładów:
- Wzrost importu zbóż z Ukrainy – Po zniesieniu ceł przez UE w 2022 r. import ukraińskich zbóż do UE gwałtownie wzrósł, co doprowadziło do destabilizacji rynków w Polsce, Rumunii i Węgrzech. W 2023 r. UE sprowadziła 23 mln ton zbóż z Ukrainy, co stanowiło wzrost o ponad 60% względem poprzedniego roku.
- Import owoców i warzyw z Ameryki Południowej – UE importuje ogromne ilości owoców cytrusowych, pomidorów, a także awokado z krajów takich jak Brazylia, Peru czy Meksyk, gdzie stosuje się pestycydy zakazane w Europie. W 2023 r. import pomidorów z Maroka wzrósł o 20%, co uderzyło w europejskich producentów.
- Import mięsa z Ameryki Południowej – Umowa handlowa UE-Mercosur (nadal w negocjacjach) może otworzyć europejski rynek dla argentyńskiej i brazylijskiej wołowiny produkowanej bez europejskich norm ekologicznych, co może doprowadzić do upadku części hodowców w UE.
- Import mleka i produktów mlecznych – UE wprowadza surowe normy dotyczące dobrostanu zwierząt i emisji metanu w hodowli bydła, ale jednocześnie sprowadza mleko i przetwory mleczne z Nowej Zelandii, gdzie takie normy nie obowiązują.
Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi nie jest oderwane od rzeczywistości i wie, że bezpieczeństwo żywnościowe mogą zapewnić tylko rolnicy, ale żeby to było możliwe, to oni przede wszystkim muszą BYĆ. Dlatego proponuje rozsądne podejście: chronić rolników przed nieuczciwą konkurencją z krajów trzecich, stabilizować dochody i eliminować absurdy administracyjne.
„Zmiana systemu żywnościowego” – piękne hasło, zerowa treść
Kolejny przykład głębokiego oderwania od rzeczywistości - Koalicja Klimatyczna stwierdza, że priorytety polskiej prezydencji nie rozwiązują „prawdziwego problemu”, czyli braku globalnej sprawiedliwości żywnościowej. Padają wielkie słowa o marnotrawieniu żywności, głodzie i „sprawiedliwszym systemie”, który ma to wszystko rozwiązać.
- Obecny system jest pełen paradoksów – co roku ogromne ilości żywności są marnowane, podczas gdy setki milionów ludzi cierpi z powodu głodu i niedożywienia. System ten w najbliższych dekadach czekają ogromne zmiany. Jego przyszłość będą kształtować napięcia geopolityczne, kryzys wodny i środowiskowy, wpływając na możliwości i stabilność produkcji żywności oraz nasze bezpieczeństwo żywnościowe - dr Paulina Sobiesiak-Penszko z Instytutu Strategii Żywnościowych „Grunt”.
Jasne – trzeba stwierdzić, że wysoce niezrozumiałe jest (delikatnie mówiąc) to, że pomimo iż globalna roczna produkcja żywności wynosi ponad 5 miliardów ton (dziennie ok. 13,7 mln ton), to nawet 760 milionów ludzi cierpi głód - czyli co jedenasty człowiek na świecie. Gdyby to równo rozdysponować, to średnio na jednego człowieka na Ziemi przypadłoby około 0,618 tony (czyli 618 kg) żywności rocznie.
Przeciętny dorosły człowiek powinien spożywać około 2000–2500 kcal dziennie. Przyjmując uśrednioną wartość 1,3 kcal/g otrzymujemy dwie wartości: 2000 kcal dziennie ≈ 1,5 kg żywności; 2500 kcal dziennie ≈ 2 kg żywności. Oznacza to, że przeciętny człowiek spożywa około 1,5–2 kg żywności dziennie, co daje rocznie odpowiednio ok. 547,5 kg lub 730 kg. Można więc założyć, że (z niewielkim marginesem bezpieczeństwa) obecna globalna produkcja żywności (ok. 618 kg/osobę rocznie) pozwala wyżywić całą ludzkość.
Jest tylko jedno ale: tę ilość żywności zapewnia obecne konwencjonalne rolnictwo. Ile żywności wyprodukuje rolnictwo ekologiczne? Czy wówczas przestaniemy wyrzucać żywność? Na te pytania nie ma dobrych odpowiedzi. Nie ma ich również Koalicja Klimatyczna. Żadnych konkretów, w tym odpowiedzi na najbardziej oczywiste pytanie: jak konkretnie rolnicy mają produkować więcej, jednocześnie nie używając nawozów i chemii oraz ograniczając areały uprawne?
Czy ekologiczne rolnictwo jest w ogóle opłacalne?
Koszty produkcji ekologicznej są wyższe niż konwencjonalnej. Wynika to m.in. z:
- niższych plonów – ekologiczne uprawy dają średnio 20-40% mniej plonów w porównaniu do upraw konwencjonalnych;
- większych kosztów pracy – brak chemicznych środków ochrony roślin wymaga większej ilości prac ręcznych.
- dłuższego cyklu produkcyjnego – hodowla zwierząt metodami ekologicznymi trwa dłużej, co zwiększa koszty pasz i utrzymania.
- wyższych strat – większa podatność na szkodniki i choroby powoduje straty w uprawach.
Z tego powodu produkty ekologiczne są nawet o 50-100% droższe, co sprawia, że popyt na nie pozostaje niski. Z tego powodu w Polsce, Niemczech i Francji sprzedaż ekologicznej żywności spadła w ostatnich latach o kilkanaście procent.
Gdzie ekologia zaszkodziła rolnictwu?
Konsekwencje ekologicznych utopii można już dostrzec w różnych częściach świata. Holandia, jeden z najbardziej rozwiniętych krajów rolniczych, wdrożyła restrykcyjne regulacje dotyczące emisji azotu, które doprowadziły do zamykania gospodarstw; Sri Lanka wprowadziła zakaz stosowania nawozów sztucznych, co doprowadziło do katastrofalnego spadku plonów; we Francji ograniczenie zużycia pestycydów spowodowało wzrost strat w uprawach i większą zależność od importu żywności; radykalna polityka ekologiczna Niemiec doprowadziła do wzrostu cen żywności i zwiększonego importu produktów spoza UE – często z krajów, gdzie nie obowiązują żadne ekologiczne normy.
„Bezpieczeństwo klimatyczne” ważniejsze niż bezpieczeństwo żywnościowe?
Klimatyści zarzucają polskiej prezydencji, że tylko udaje troskę o bezpieczeństwo:
- Rząd opowiada, że celem polskiej prezydencji w UE jest bezpieczeństwo. Ale nie jest to prawdą. W przedstawionych przez polityków celach nie ma bezpieczeństwa klimatycznego. Oznacza to, że efektem nie będzie bardziej bezpieczna Polska i Europa, ale wzrost niepewności i chaosu. Skutki zmiany klimatu już dziś powodują bowiem ludzkie tragedie i ogromne straty ekonomiczne - mówi profesor SGGW Zbigniew Karaczun z Koalicji Klimatycznej.
Szkoda, że profesor SGGW (sic!) nie dostrzega, że „ludzkie tragedie” dotykają również rolników – i to często w najbardziej dramatyczny sposób. Ostatnie badanie CBOS nie pozostawia wątpliwości: większość polskich rolników ocenia swoją sytuację jako złą, a niemal 40% nie widzi żadnych perspektyw na jej poprawę. To oznacza, że bardzo wielu rolników jest podatnych na depresję - chorobę potencjalnie śmiertelną.
Ta frustracja nie wynika z tego, że rolnicy marzą o prowadzeniu ekologicznych gospodarstw, lecz nie mają takiej możliwości. Nie bierze się też z faktu, że mimo ich codziennego wysiłku setki milionów ludzi na świecie wciąż cierpią głód. Nie rodzi się z poczucia, że ich praca rzekomo niszczy klimat, degraduje Ziemię czy truje ludzi.
Racjonalizm kontra irracjonalizm
Źródłem frustracji rolników nie jest brak „bezpieczeństwa klimatycznego”, lecz brak bezpieczeństwa finansowego i stabilnych warunków pracy. Polskie Ministerstwo Rolnictwa dostrzega ten problem i dlatego stawia na konkurencyjność oraz ochronę dochodów rolników, zamiast forsować oderwane od rzeczywistości postulaty ekologicznych aktywistów.
I to właśnie nie podoba się klimatycznym aktywistom. Dla nich rolnicy nie są partnerami, tylko problemem. Ich działalność jest „szkodliwa dla klimatu”, ich metody produkcji wymagają „radykalnej zmiany”, ich dochody są mniej ważne niż „zrównoważony rozwój”. Ekolodzy próbują przekształcić Europę w rolniczy skansen, w którym produkcja żywności będzie uzależniona od ideologicznych fantazji. Ale rolnicy znają już ekologów - dlatego nie dadzą się nabrać na te piękne słowa o „zmianie systemu żywnościowego” – bo wiedzą, że za nimi kryje się tylko jedno: więcej biurokracji, więcej ograniczeń i jeszcze większe problemy dla europejskiego rolnictwa.