Na stronach Rządowego Centrum Legislacji w zakładce „Rządowy Proces Legislacji” znaleźć można projekty ustaw i rozporządzeń planowanych do wprowadzenia czy pod obrady, m.in. przez ministrów. Można tam zorientować się, czy akt prawny jest konsultowany, komu go wysłano do uzgodnień itd. Wszystko dość skomplikowane, ale przy odrobinie wysiłku jasne, czytelne i jawne... Przynajmniej ta część, która jest ujawniona. Bo tego, co dzieje się pod stołami rozmówców, oficjalnie nikt z urzędników nie pokaże.
Gdy przefiltrujemy proces legislacji pod kątem projektów ustaw przygotowywanych przez ministra rolnictwa, znajdziemy projekt nowelizacji ustawy o nawozach i nawożeniu (http://legislacja.rcl.gov.pl/projekt/12293303). Z rolniczego punktu widzenia, jest to bardzo ważna ustawa. Reguluje sprawy wprowadzania nawozów do obrotu oraz podstawowe zasady ich stosowania. Są w niej również zawarte zakazy. Jednym z nich jest poniekąd słuszny zakaz sypania nawozów na gleby zalane wodą lub pokryte śniegiem. Inny zakaz (cały czas obowiązujący) dotyczy stosowania gnojowicy i gnojówki podczas wegetacji roślin przeznaczonych do spożycia bezpośrednio przez ludzi.
Przecinek zmienia sens przepisu
Czy przecinek wstawiony w treść ustawy może nieść poważne konsekwencje? Okazuje się że tak!
W projekcie ustawy o zmianie ustawy o nawozach i nawożeniu znajduje się propozycja nowej wersji art. 20. Artykuł ten mówi o zakazach stosowania nawozów różnych typów w określonych warunkach. Stosowanie nawozów, zarówno mineralnych jak i naturalnych, będących składników mineralnych, może zanieczyścić gleby i wody. Dlatego sprawa ta jest regulowana przepisami. Jednym z obowiązujących jeszcze przepisów jest zakaz stosowania nawozów naturalnych na glebach bez okrywy roślinnej, położonych na stokach o nachyleniu większym niż 10%. Przepis ten ma zapobiegać spływaniu nawozów i zanieczyszczeniu podnóża wzniesień czy płynących dołem cieków wodnych, zwłaszcza związkami azotu.
Jeśli nowelizacja ustawy (w uzasadnieniu argumentowana koniecznością regulacji zasad stosowania i obrotu produktami biogazowymi, czyli pofermentem z biogazowni) wejdzie w proponowanym kształcie, to zmieni przepis diametralnie. Zakaz będzie wtedy brzmiał:
zabrania się stosowania (...) nawozów naturalnych w postaci płynnej, nawozów zawierających azot (N) w postaci płynnej, produktów biogazowych w postaci płynnej oraz środków poprawiających właściwości gleby w postaci płynnej na glebach bez okrywy roślinnej, położonych na stokach o nachyleniu większym niż 10%, z wyjątkiem stosowania ich przy użyciu aplikatorów doglebowych.
Zdaniem prawnika oznacza to, że czterech kategorii płynnych produktów do nawożenia (w tym nawozów naturalnych i nawozów azotowych) nie będzie można stosować zarówno na polach bez okrywy roślinnej (czyli przedsiewnie) jak i na skłonach. Z proponowanej konstrukcji przepisu wynika, że zakaz dotyczyć będzie także stosowania przedsiewnie roztworu saletrzno-mocznikowego. Nawóz ten jest szczególnie polecany do aplikacji przed wschodami roślin, zawłaszcza w kukurydzy. Wyjątkiem będzie jego stosowanie za pomocą aplikatorów doglebowych.
Takie znaczenie skonstruowanego w ten sposób przepisu wynika z obecności przecinka pomiędzy wyrazami „roślinnej” a „położonych”. Gdyby go tam nie było, to zakaz dotyczyłby tylko pól bez roślin o dużym skłonie a przecinek rozdziela te miejsca i wprowadza zakaz i tu i tam.
Obecny stan zakazów
Artykuł ustawy, ustanawiający zakazy, obecnie jest zapisany jak poniżej:
1) na glebach zalanych wodą, przykrytych śniegiem, zamarzniętych do głębokości 30 cm oraz podczas opadów deszczu;
2) naturalnych:
a) w postaci płynnej oraz azotowych – na glebach bez okrywy roślinnej, położonych na stokach o nachyleniu większym niż 10%,
b) w postaci płynnej – podczas wegetacji roślin przeznaczonych do bezpośredniego spożycia przez ludzi.
2. Przepisu ust. 1 pkt 1 nie stosuje się do nawożenia stawów wykorzystywanych do chowu lub hodowli ryb.
Artykuł ten te nie jest bez wad. Przede wszystkim jest niejasno sformułowany. Warto wskazać, że dla wielu rolników (nie ukrywam, że dla mnie też) obowiązujący zapis o zakazie stosowania wszelkich nawozów (mineralnych, naturalnych) na glebach zamarzniętych do głębokości 30 cm jest co najmniej dwuznaczny. Bo co oznacza "do 30 cm"? Czy jak gleba jest zamarznięta na głębokość 5 cm (czyli de facto do 30 cm), to nie wolno sypać np. saletry? A jak zamarzła na kość pół metra w głąb (czyli powyżej 30 cm i nie spełniamy warunku „do 30 cm”) to już można? Z przyrodniczego punktu widzenia jest to nielogiczne! A może ustawodawca miał na myśli fakt, ze jak gleba jest zamarznięta nawet do 30 cm (i głębiej też) to wtedy nie powinno sie stosować nawozów?
Rozmawiałem na ten temat z ekspertami od nawożenia z IUNG, którzy niestety, zastrzegli anonimowość – nie mieli pewności co do intencji autorów przepisu. Według naukowców z IUNG zakaz powinien obowiązywać na silnie zamarzniętych glebach, gdyż nawóz rozsiany na taką glebę po roztopach w większości zostanie spłukany po powierzchni i zanieczyści wody. Dlatego przepis według logiki powinien zawierać zapis typu „powyżej 30 cm” lub jeszcze precyzyjniej „głębiej niż 30 cm”.
Zapytałem także prawnika (jak sam twierdzi, laika w dziedzinie rolnictwa - ale gdy dojdzie do sprawy karnej czy sądowej, to laik pod względem rolnictwa - sędzia - będzie orzekał). Naszemu prawnikowi zapis mówi, że zabrania się stosowania nawozów, gdy gleba jest zmarznięta do 30 cm, a jak głębiej, to już nie ma zakazu. Gleba zamarza od góry. Szybciej zamarznie na 10 cm - czyli też jest to „do 30 cm”. Prawnik dodaje jednak, że w przypadku sprawy karnej, sąd kierować będzie się rozsądkiem lub opinią biegłego eksperta.
Pod tym względem słuszne byłyby zmiany ustawy, tak aby przepis był jasny i zrozumiały nie tylko dla prawnika czy wybitnego eksperta lub biegłego, ale też dla rolnika. Przepisy muszą być pisane językiem zrozumiałem, a im bardziej są one techniczne, tym precyzyjniej powinny być sformułowane.
Szykują się zmiany, ponieważ jest... biogaz
Wróćmy jednak do przecinka w projektowanym przepisie, który jest dzisiaj języczkiem u wagi – prawie dosłownie. Skąd w ogóle wziął się pomysł zmiany artykułu 20. i manipulowania przy przepisie? Jak czytamy w uzasadnieniu do projektu nowelizacji, są one podyktowane prawnym rozwiązaniem problemu produktów z biogazowni rolniczych - tzw. pofermentu (w ustawie produktów biogazowych). Otóż produkt ten w rozumieniu obecnie funkcjonującej ustawy nie jest gnojowicą i nie podlega przepisom regulującym stosowanie tego popularnego nawozu naturalnego. Bardzo słusznie – trzeba tę kwestię uregulować. Problem tylko w tym, co zostaje rozregulowane przy okazji.
W uzasadnieniu czytamy wiele argumentów przemawiających za nową regulacją tej sprawy. Jednym z nich jest opracowany przez ministra gospodarki we współpracy z ministrem rolnictwa program budowy biogazowni rolniczych na lata 2010–2020 (czas programu się kończy, biogazowni tyle, co kot napłakał, a ustawa w powijakach... czy aby na pewno taki jest cel tej nowelizacji?). W wyniku tego programu miały w Polsce pojawić się biogazownie, a poferment trzeba zgodnie z prawem zagospodarować.
Nie ulega wątpliwości, że najlepszą metodą zagospodarowania produktu biogazowego jest jego zastosowanie na polu jako nawozu (pewnie specjaliści z katedr od nawożenia powiedzą, że to nie jest nawóz, ale „produkt biogazowy”. Jednak ja będę nazywał to tak, aby było łatwe do zrozumienia, ponieważ przypomina gnojowicę i pachnie jak gnojowica, i działa jak gnojowica, czyli... nawóz). W nowelizacji ustawy przewidziano stworzenie definicji tego produktu biogazowego, zasady jego zagospodarowania przez producentów itd.
W uzasadnieniu nowelizacji nie ma ani słowa o celu wprowadzenia zmian art. 20. ustawy o nawozach i nawożeniu. A jednak cały ten artykuł jest proponowany do zmiany. W pierwszym proponowanym przepisie czytamy:
Zabrania się (...) stosowania nawozów, środków poprawiających właściwości gleby oraz produktów biogazowych na glebach zamarzniętych powierzchniowo do głębokości 30 cm, zalanych wodą, nasyconych wodą albo pokrytych śniegiem.
Pojawiły się jednak nowe zakazy. Jednym z nich jest dodanie zakazu stosowania w określonych warunkach oprócz nawozów także produktów biogazowych i tzw. środków poprawiających właściwości gleby. Jednak krótka analiza zmian pokazuje, że pojawiły się nowe warunki.
W deszczu będzie można nawozić...
Z listy zakazów, zniknął zakaz stosowania nawozów podczas opadów deszczu. To z rolniczego i środowiskowego punktu widzenia dobra zmiana, szczególnie jeśli chodzi o lekkie deszcze. W takich warunkach rozrzucanie obornika, a nawet wylewanie gnojowicy ogranicza straty amoniaku. W czasie silnego deszczu jest to niewskazane, ponieważ nadmiernie ugniata się glebę. Rolnicy o tym wiedzą i raczej unikają zabiegów w czasie nawalnych deszczów. Inaczej wygląda sprawa stosowania nawozów mineralnych w czasie deszczu. Uważam, że zakazywać tego nie ma sensu, bo rolnicy wiedzą, czym się to kończy – zbrylanie nawozu w niezamkniętych rozsiewaczach, trudniejsze rozsypywaniem granul i niekorzystny ich rozkład na polu i w końcu przyklejanie granul do roślin i poparzenia chemiczne.
...ale nie na glebie nasyconej wodą. Ale jak nasyconej?
Jednak to koniec „dobrych zmian”. Projektodawca chce zabronić stosowania nawozów i innych produktów do szeroko rozumianego nawożenia na glebach nasyconych wodą? Pytam, na jakim poziomie? Samo stwierdzenie „nasyconych wodą” nic z technicznego punktu widzenia nie mówi. Każda gleba jest na jakimś poziomie nasycona wodą (oprócz tzw. powietrznie suchej). Ponadto każda gleba ma inną pojemność wodną i może pomieścić różną ilość wody. Można mówić o tzw. całkowitym nasyceniu wodą – czyli gleba przyjęła 100% swojej pojemności wodnej. Dlatego jeśli projektodawca ma na myśli całkowite nasycenie (a tak myślę), to w projekcie powinno znaleźć się sformułowanie „całkowicie nasyconych wodą”.
Nadal do 30 cm, ale... powierzchniowo
No i mamy w końcu przepis o zamarzniętej glebie. Pojawiło się słowo „powierzchniowo”. Ale ono nadal nie tłumaczy, jak liczyć to „do głębokości 30 cm”. Jest co prawda ustęp 3 w artykule 20, który miał w zamyśle sprawę doprecyzować, a brzmi:
Za glebę zamarzniętą nie uznaje się gleby, która rozmarza co najmniej powierzchniowo, w ciągu dnia.
Zakaz prawie wszystkiego, bo... jest przecinek
Jednak to wyjaśnienie, zamiast wyjaśnić i uprościć, to gmatwa problem. Ja przynajmniej mało z tego rozumiem. Większy jednak problem, niż w nie do końca jasnych stwierdzeniach: „do głębokości 30 cm”, jest w punkcie 2) do ustępu 1 w proponowanym artykule 20. Przypominam, brzmi on tak:
Zabrania się stosowania (...) nawozów naturalnych w postaci płynnej, nawozów zawierających azot (N) w postaci płynnej, produktów biogazowych w postaci płynnej oraz środków poprawiających właściwości gleby w postaci płynnej na glebach bez okrywy roślinnej, położonych na stokach o nachyleniu większym niż 10%, z wyjątkiem stosowania ich przy użyciu aplikatorów doglebowych.
Z logicznego i polonistycznego rozumienia słów tego proponowanego przepisu wynika, że projektodawca chciałby, aby Sejm zabronił stosowania czterech kategorii produktów, tzn.:
- nawozów naturalnych płynnych,
- nawozów zawierających płynny azot (nie do końca wiem, o co precyzyjnie chodzi?),
- produktów biogazowych płynnych,
- ulepszaczy glebowych płynnych.
Zakaz stosowania tych produktów w projektowanym przepisie dotyczyć ma dwóch kategorii miejsc:
- pól bez okrywy roślinnej (de facto w uprawie przedsiewnej lub przedwschodowej),
- pól na znacznych skłonach.
Od wyżej wymienionych zakazów byłby jeden wyjątek – można by stosować te produkty z użyciem aplikatorów doglebowych.
O tym że sprawa dotyczy dwóch wyżej wymienionych miejsc, zdaniem naszego prawnika, decyduje przecinek postawiony pomiędzy wyrazem „roślinnej” a wyrazem „położonych”. Powoduje to, że część zdania „na glebach bez okrywy roślinnej” traktuje się jako odrębne miejsce zakazu i „położonych na stokach o nachyleniu większym niż 10%” jako odrębne, a zakaz dotyczy wszystkich czterech kategorii produktów w obydwy tych miejscach. Natomiast w cały czas obowiązujących przepisach sprawa była rozwiązana inaczej. Wynikało z niej że tylko nawozów naturalnych płynnych oraz naturalnych azotowych (pewnie chodzi o guano i inne naturalne saletry) nie wolno stosować na polach bez okrywy roślinnej i na polach o skłonie większym niż 10%.
Co wynika z zakazów?
Przekładając syntetyczny język prawny proponowanej ustawy na przykłady praktyczne: projektodawca chce, aby przykładowo gnojowica mogła być stosowana przedsiewnie tylko za pomocą aplikatorów. Wpisuje się to w tendencję regulacji jej stosowania w całej Europie. Przykładowo w Niemczech też taki przepis niedawno się pojawił. Podobnie będzie miało miejsce dopuszczenie innych produktów, jak ulepszaczy i pofermentów tylko do stosowania za pomocą aplikatora – jeśli będzie miało to miejsce przed siewem czy wschodami roślin. Pociągnie to za sobą konieczność wyposażenia setek rolników w dodatkowy sprzęt – aplikatory doglebowe do gnojowicy. Tego minister nie raczył wyliczyć w rubryce „Wpływ na konkurencyjność gospodarki i przedsiębiorczość, w tym na funkcjonowanie przedsiębiorców oraz na rodzinę, obywateli i gospodarstwa domowe”. Jest natomiast liczba około miliona gospodarstw, które prowadzą produkcję roślinną i projekt "zwiększy ich szanse na dostępność do produktów biogazowych, co może przyczynić się do obniżki cen nawozów organicznych". Ale ilu z nich musi kupić aplikatory, ile przedsiębiorstw zarobi na produkcji, a jeszcze więcej na sprzedaży tych urządzeń? Tego już nie wyliczono!
Czy natomiast będzie możliwe stosowanie gnojowicy pogłównie? Też raczej nie – istnieje przecież obowiązujące rozporządzenie nr 393 z 2014 r. które mówi, że:
nawozy naturalne przykrywa się lub miesza z glebą nie później niż następnego dnia po ich zastosowaniu, z wyłączeniem nawozów stosowanych w lasach oraz na użytkach zielonych.
Nowy przepis, jeśli zostanie wprowadzony, spowoduje że stosowanie ich aplikatorami od razu wypełni prawo wynikające z rozrządzenia – zostaną one wymieszane praktycznie od razu z glebą.
Największe zastrzeżenia budzi jednak zapis o zakazie stosowania nawozów zawierających azot w postaci płynnej na glebach bez okrywy roślinnej (z wyjątkiem aplikatorów doglebowych). Pomijając fakt, że nawozów zawierających azot w postaci płynnej w praktyce nie ma (bo płynny azot, to nic innego jak ciekły azot, czyli azot pierwiastkowy, schłodzony do temperatury poniżej –196 a powyżej –210 st. C, i nie jest nawozem), a projektodawca miał chyba na myśli nawozy płynne zawierające azot, to nowy przepis spowoduje, że nawozów tego typu, czyli np. roztworu saletrzano-mocznikowego, nie będzie można stosować przedsiewnie i przedwchodowo na powierzchnię gleby (tylko za pomocą aplikatorów doglebowych). W zapomnienie odejdą dysze grubokropliste czy węże rozlewowe do r.s.m.? Kolejna konieczność dosprzętowienia! Kto ma więc w tym interes? Rolnicy, środowisko czy firmy maszynowe? A może po prostu to kolejny bubel prawny i ma to dotyczyć nawozów naturalnych zawierajacych azot?
Warto na koniec zauważyć, że projekt ustawy pojawił się na stronach Centrum Legislacji pod koniec 2016 r.; 20 grudnia skierowano pismo z projektem do konsultacji społecznych z terminem ich przysyłania do 27 stycznia 2017 r. Od tamtej pory do dziś (24.04.2017 r.) jednak na stronach legislacji nie pojawiły się żadne opinie społeczne, a projekt wisi jak w próżni.
Być może projekt jest po prostu słabo dopracowany? Może za chwilę zniknie wspomniany przecinek z ustawy, a przepis o zamarzniętej glebie będzie skonstruowany jasno i precyzyjnie. Miejmy nadzieję, że posłowie pod głosowanie dostaną projekt bez komplikujących życie rolników nierealnych do wypełnienia przepisów prawa.
tcz
Fot. Sierszeńska, Czubiński, Walerowska